Zima – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 30 listopada 2017Jeśli bardzo doskwiera wam brak śniegu za oknem, sięgnijcie po książkę, dzięki której na długo przestaniecie tęsknić za zimą. Siejąca grozę królowa, skazani na porażkę rewolucjoniści i strach nieodstępujący na krok – tego wszystkiego możecie spodziewać się po Zimie Michała Ochnika. Na szczęście pomimo mrozów, zasp i chłodów w dziele młodego pisarza można odnaleźć niespodziewanie dużo ciepła.
Jeśli bardzo doskwiera wam brak śniegu za oknem, sięgnijcie po książkę, dzięki której na długo przestaniecie tęsknić za zimą. Siejąca grozę królowa, skazani na porażkę rewolucjoniści i strach nieodstępujący na krok – tego wszystkiego możecie spodziewać się po Zimie Michała Ochnika. Na szczęście pomimo mrozów, zasp i chłodów w dziele młodego pisarza można odnaleźć niespodziewanie dużo ciepła.
Zima od niepamiętnych czasów cieszyła się dużą popularnością wśród pisarzy. Pisał o niej Dickens, Andersen, Nesbo, Martin i wielu, wielu innych. Wydawać by się mogło, że jest w niej coś magicznego, coś, co sprawia, że fabuła zostaje doprawiona niepowtarzalnym klimatem. Bo zima, w przeciwieństwie do pozostałych, to zawsze coś więcej niż tylko pora roku. Zima może być czasem, który jednoczy ludzi w cieple kominka, ale równie dobrze może być symbolem śmiertelnego zagrożenia. Wiele książek wykorzystuje zimę wyłącznie w roli przyjemnej dla oka scenerii, ale równie wiele traktuje ją jako oś fabularną swoich powieści. W przypadku dzieła Michała Ochnika zima jest czymś jeszcze innym. Ochnik stworzył z zimy cały świat. Jego Zima to kraina pełna magii zagubiona gdzieś pomiędzy płatkami śniegu.
Po zaśnieżonych zakrętach fabuły prowadzi nas główny bohater książki – Victor Caillou. Victor jest postacią absolutnie nietuzinkową, która wzbudza sympatię od samego początku. Mimo że bywa arogancki i zbyt pewny siebie, to jednak nie mamy wątpliwości, że powinniśmy stać po jego stronie. Jego szczerość i chęć pomocy innym, ale chyba przede wszystkim jego pasja i oddanie sztuce sprawia, że chcąc nie chcąc zaczynamy kibicować temu młodemu dżentelmenowi w cylindrze. „Oddanie sztuce” to po części praca panicza Caillou. Z zawodu jest on teatrologiem i największym znawcą dzieł Samuela Zimmermana. To słabość do tego konkretnego dramaturga ściąga Victora do niepozornego, ale urokliwego miasteczka Vadeline. Bohater postanawia odnaleźć zaginione sztuki swojego mistrza, przy okazji odbudować miejscowy teatr i zostać jego dyrektorem. Jednak nie na tym koncentruje się akcja powieści. Działania, które podejmuje Victor są tak naprawdę tylko przykrywką dla jego prawdziwych zamierzeń. Aby zrozumieć ten wątek trzeba na moment pochylić się nad realiami życia mieszkańców Zimy. Mimo bajkowej otoczki ich rzeczywistości z bajką niewiele ma wspólnego. Ich największą zmorą jest Biała Królowa, która sprawuje absolutnie autorytarne rządy. W tym systemie można być tylko za, jakikolwiek sprzeciw nie jest mile widziany. Egzekucje, zniknięcia i aresztowania są tam na porządku dziennym. Wszystko można wytłumaczyć jednym, krótkim stwierdzeniem – „zabrała ich Zima” i nikt nie odważy się nawet drążyć tematu. Taki świat nie sprzyja wolnomyślicielom. Victor Caillou nie zamierza podporządkowywać się sztywnym zasadom reżimu i, jak się okazuje, nie jest w tym odosobniony. Każdy terror, choćby najbardziej krwawy, nie jest w stanie całkowicie stłamsić swoich poddanych. Zawsze znajdą się tacy, którzy nawet za cenę własnego życia, wypowiedzą mu wojnę. Nie trudno domyślić się, że i Caillou jest jednym z rewolucjonistów. A całe to poszukiwanie sztuk Zmmermana nie wynika wyłącznie z sympatii do genialnego twórcy, ale przede wszystkim z potrzeby odkrycia sposobu na pokonanie Białej Królowej, który podobno ukryty jest wśród zapisków dramaturga.
Michał Ochnik, autor tej porywającej historii, to wręcz zaskakująco młody pisarz. Tego, że ma on zaledwie 27 lat nie sposób wyczuć wczytując się w jego powieść. Styl Ochnika przywodzi na myśl raczej klasyków literatury niż debiutującego, niespełna 30-letniego twórcę. Autor Zimy stara się przywrócić klimat elegancji i dobrego smaku. Celowo stylizuje swoją historię na nieco staroświecką i dzięki temu wyróżnia się na tle, w większości unikających takich zabiegów jak ognia, literatów młodego pokolenia. Michał Ochnik może być nieco bardziej znany czytelnikom Nowej Fantastyki, na łamach której debiutował z opowiadaniem Koci Król.
Ciekawym zabiegiem, który wykorzystuje Ochnik, jest także posługiwanie się elementami baśniowymi. Biała Królowa, mimo swojego demonicznego usposobienia (a może też i dzięki niemu) to postać rodem z kart bajki dla dzieci. Jest ona połączeniem Królowej Śniegu Andersona i Królowej Kier z Alicji w Krainie Czarów. Od tej pierwszej zaczerpnęła moc władania siłami natury i nieumiejętność odczuwania jakichkolwiek emocji, od tej drugiej dążenie do zgładzenia wszystkich przeciwników i absolutną bezwzględność. Wielkim minusem powieści Ochnika jest fakt, że nie poznajemy Białej Królowej osobiście. W ani jednym fragmencie ta żądna krwi władczyni nie pojawia się bezpośrednio. Jej widmo prześladuje za to naszych bohaterów na każdym kroku. Postać królowej rodem z baśni i wszystkie inne podobne jej elementy fabuły nie służą oczywiście jedynie rozrywce czytelników. Autor książki wykorzystuje je, by sięgnąć nieco głębiej. Pod osłoną tego, co oczywiste, Ochnik snuje rozważania nad wartością sztuki, granicą między odwagą i tchórzostwem, a także walką o własne miejsce w świecie.
Powieść Michała Ochnika można by zacząć chwalić od samej okładki i ciągnąć te pochwały aż do praktycznie samego końca. Praktycznie samego, ale jednak nie samego końca. Być może na zakończenie autorowi zwyczajnie zabrakło pomysłu. Rozwiązanie zagadki, do którego zmierzaliśmy przez ponad 300 stron, okazuje się bardzo rozczarowujące. Czytelnik, który ostatecznie dotrze do tego momentu, a który wcześniej obstawiał takie lub inne rozstrzygnięcie, z pewnością się zawiedzie. Nie pocieszy go raczej fakt, że Victor Caillou bynajmniej rozczarowany nie jest i, co więcej, rozczarowanie w takiej sytuacji uznaje za zwyczajną głupotę. Całkiem możliwe, że jest to głupota, ale stworzenie tak wciągającej fabuły po prostu wymaga zamknięcia jej w równie odpowiedni sposób.
Źródło: fot. Genius Creations
Poznaj recenzenta
Patrycja ŁydzińskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat