Złodziej tożsamości
Najnowsza komedia Setha Gordona zarobiła już 120 mln dolarów, stając się jednym z największych hitów 2013 roku. Amerykanie filmem są zachwyceni, ale jak to z ich gustem bywa, każdy wie. Czy "Złodziej tożsamości" faktycznie jest produkcją wartą uwagi?
Najnowsza komedia Setha Gordona zarobiła już 120 mln dolarów, stając się jednym z największych hitów 2013 roku. Amerykanie filmem są zachwyceni, ale jak to z ich gustem bywa, każdy wie. Czy "Złodziej tożsamości" faktycznie jest produkcją wartą uwagi?
Sandy Patterson (Jason Bateman) jest biznesmenem pracującym dla wielkiej korporacji. Ma na utrzymaniu żonę i dwójkę dzieci, trzecie natomiast jest w drodze. Nie zarabia milionów, ale wystarcza mu na godne życie. Przynajmniej do czasu, kiedy ktoś zaczyna się pod niego podszywać i wydawać jego ciężko zarobione pieniądze. Jak się okazuje, jest to kobieta imieniem Diana (Melissa McCarthy). Sandy postanawia więc znaleźć złodziejkę i sprowadzić ją przed oblicze sprawiedliwości, co wcale nie będzie takie łatwe...
Do filmu podchodziłem z dystansem, bo już poprzednie dzieło Gordona, "Szefowie wrogowie", średnio przypadło mi do gustu. W dodatku nie podzielam zachwytów nad talentem aktorskim Melissy McCarthy, która w moim przekonaniu gra co najwyżej przeciętnie, zaś jej komediowe zdolności uważam za wątpliwe. Mimo wszystko przed seansem starałem się nie nastawiać negatywnie, licząc, że obejrzę po prostu pełną humoru opowieść. Niestety życie po raz kolejny zweryfikowało oczekiwania, udowadniając mi, że mój dystans nie był bezpodstawny.
[image-browser playlist="593353" suggest=""]
©2013 UIP
"Złodziej tożsamości" wykorzystuje schemat przewijający się w tym gatunku wielokrotnie. Ona komplikuje mu życie, a on stara się wszystko odkręcić, zaczynając oczywiście od znalezienia sprawczyni. Później następuje długa i pełna przygód podróż dwójki bohaterów, podczas której wpierw podchodzą do siebie z wrogością, a następnie, pod wpływem wzajemnego oddziaływania, ulegają stopniowej przemianie. Ostatecznie zawiązuje się między nimi nić przyjaźni, a wszelkie niesnaski odchodzą w zapomnienie. Nie mam nic przeciwko schematom, jeśli tylko potraktowane są w należyty sposób. Świeże spojrzenie na daną kwestię lub zwyczajnie wysoki poziom humoru, który pozwala przymknąć oko na wątpliwą oryginalność, z reguły wystarczą, by móc czerpać przyjemność z seansu. W tym wypadku brak jest obu tych elementów.
Niczego nowego w tym temacie nie uświadczymy, a i pośmiać się zbytnio nie ma z czego. Humor w filmie Setha Gordona bywa albo obleśny, albo strasznie wymuszony. Nie przeszkadzają mi prostackie żarty, o ile spełniają swoje zadanie i po prostu śmieszą. W przypadku "Złodzieja tożsamości" większość z nich można jedynie skwitować obojętnym wzruszeniem ramion, a w najlepszym razie - lekkim uśmiechem malującym się na twarzy. Nawet nie jestem w stanie przywołać jakiejkolwiek naprawdę zabawnej sceny z tego blisko dwugodzinnego obrazu. Czas trwania jest zresztą kolejną wadą - film potrafi się dłużyć. Gdyby skrócić go o jakieś 30 minut, wyszłoby to całości tylko na dobre.
[image-browser playlist="593354" suggest=""]
©2013 UIP
Chybione okazują się również wątki poboczne, które miały nadać produkcji odpowiednio dynamiczne tempo, a w konsekwencji sprawiają wrażenie wrzuconych na siłę. Diana nie tylko podpadła mafii, ale również mocno się zadłużyła, przez co ściga ją "łowca dłużników" grany przez Roberta Patricka. Choć postać ta, w odróżnieniu od nijakich gangsterów - amerykańskiego rapera T.I. oraz Genesis Rodriguez - jest jedną z barwniejszych w całym filmie, to praktycznie nie wnosi nic do samej fabuły. Żaden z tych wątków ani nie zostaje należycie rozwinięty, ani w sensowny sposób doprowadzony do końca. Jedynie fani Breaking Bad dostrzegą w nich drobną zaletę w postaci epizodycznego występu Jonathana Banksa, czyli serialowego Mike'a, aczkolwiek gości on na ekranie najwyżej 2 minuty, więc nie jest to dostateczny powód, aby płacić za bilet.
"Złodziej tożsamości" wbrew pozorom nie jest filmem tragicznym. Jason Bateman i Melissa McCarthy tworzą całkiem zgrany duet złożony z szeregu przeciwieństw - on jest spokojny, ułożony i kulturalny, ona z kolei rozrzutna, pyskata i zakłamana. Taki kontrast na ekranie sprawdza się dość dobrze, choć potrzeba czasu, by przekonać się do postaci Diany, która początkowo irytuje i odpycha. Seth Gordon nakręcił sympatyczne i ciepłe kino, które jednak nie sprawdza się jako komedia. Gdyby zrezygnować z wymuszonych i prymitywnych gagów oraz uszczuplić materiał o kilka niepotrzebnych scen i wątków, wówczas odbiór tej produkcji byłby inny, zdecydowanie lepszy. Niestety jest jak jest, czyli przeciętnie pod każdym względem - co też zmusza do wystawienia takiej samej oceny. Odpowiadając na pytanie ze wstępu: tylko w przypadku, kiedy nie ma ciekawszej alternatywy. Wizytę w kinie szczerze odradzam.
Ocena: 5/10
[image-browser playlist="593345" suggest=""]
Za umożliwienie uczestnicwa w seansie filmu dziękujemy Multikino Trójmiasto.
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat