Czarne chmury które wisiały nad Dexterem od dłuższego czasu zrobiły się bardziej czarne na czas finałowych odcinków, żeby móc potem zniknąć wraz ze sztormem. To był finał na który ciężko się patrzyło, to były trzy sezony na które patrzyłem z obojętnością, ale jednak dużym sentymentem do słonecznego Miami. Wątki główne i najważniejsze pomysły jakie popychały ten serial do przodu zawsze mi się podobały. Dexter przez te 8 lat grał różne, role - brata, ojca, męża, nauczyciela, syna, kochanka. Przez cały czas przechodził przemiany, które moim zdaniem były najważniejszym wątkiem serialu, do tego dodana smakowita krwista estetyka, oraz wartka akcja tworzyły serial prawie idealny. Zawsze też wisiało na Dexterem widmo ujawnienia tajemnicy, które trzymało w napięciu nawet gdy inne rzeczy nie trzymały. W ostatnich sezonach nic nie wisiało, a na pewno nie widmo.
Dopiero w trakcie dwóch ostatnich odcinków uświadomiłem sobie, że to wszystko powinno się skończyć już dawno temu, zakończenie jeśli by opisać je w 4 zdaniach jest dobre, odpowiednie. Jednak zawiodło wiele rzeczy, miałem wrażenie jak by aktorzy mieli dość i chcieli zrobić co mają zrobić i pójść do domu oglądać "Breaking Bad". I to nie wina aktorów, tylko rytmu serialu. Nierówne tempo akcji, wątki poboczne które żyły własnym życiem, postacie pojawiające się stąd i zowąd a później znikające w siną dal. Schame on you, showtime, schame on you. Nawet mi się nie zrobiło smutno, że jego łódkę rozwalił sztorm. Chyba szkoda pisać cokolwiek więcej, każdy kto dotrwał do końca ma pewnie podobne przemyślenia, dobrze, że skończyło się teraz a nie za rok, bo nie wiadomo czego można by się spodziewać jak już widzieliśmy tyle. Dziewiąty sezon z Dexterem drwalem, boję się myśleć co by się działo. Czekam na kolejny serial z Miami, oraz kolejny Michael'a C. Hall'a. Nie zapomnijcie zaglądnąć do Miami - 1155 103rd Street Miami Beach.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1996, kończy 28 lat