Serial "Arrow" pogrywa sobie z tematem śmierci bohaterów tak bardzo, że ostatnią scenę z premiery 4. serii trudno brać na poważnie. Jak pamiętamy - Oliver i Barry stali nad grobem. Nie ujawniono jednak, kogo był to grób. Teorii na ten temat jest wiele, a każdy z aktorów (poza tytułowym bohaterem) obawia się o swój los.

- To może być każdy z nas. Mało tego, każdy z nas myśli, że to właśnie moja postać leży w tym grobie. Pojawiają się też głosy, że to kolejna zagrywka scenarzystów, a grób jest tak naprawdę pusty - zauważa Emily Bett Rickards.

Czytaj także: „Big Little Lies” – Jean-Marc Vallee reżyserem miniserialu HBO?

Scenarzyści tak często pogrywali sobie z bohaterami "Arrow", że motyw z pustym grobem wcale nie jest nierealny. Według zapowiedzi twórców, uśmiercenie tego bohatera będzie ostateczne i nigdy nie powróci do żywych. Emily Beth Rickards twierdzi, że jej bohaterka - Felicity - jest poważną kandydatką, ale trudno wyobrazić sobie serial "Arrow" bez uroczej Panny Smoak. Aktorka zauważa też, że Barry Allen będzie rozwijał swoje umiejętności i być może nauczy się zmieniać wydarzenia z przeszłości, a dzięki temu ratować ludzi tuż przed ich śmiercią.

- To jest telewizja. W dzisiejszych czasach możesz zabić każdego. Udowodniono to już w wielu serialach, gdy ginęli bohaterowie, o których śmierci nawet nie pomyśleliście. Kiedy czytałem scenariusz tego odcinka, od razu przypomniał mi się jeden z moich ulubionych seriali - Zagubieni, gdzie tego typu futurospekcje były popularne - dodaje Stephen Amell.

W serialu "Lost" i w tamtejszych futurospekcjach miała miejsce bardzo podobna scena, w której pokazano trumnę. Przez długi okres czasu nie było wiadomo, kto się w niej znajduje, a fani przez kilkanaście odcinków snuli rozmaite teorie.

- To bardzo dobry pomysł na opowiadanie historii. Taka futurospekcja to niezły pomysł, zaskakujący, bo to tak naprawdę historia w historii. Jestem ciekaw, jak ten cały zabieg się zakończy - powiedział Amell.