Aleja potępienia: przeczytaj początek powieści postapo
Przeczytajcie fragment klasycznej powieści postapo Rogera Zelaznego pod tytułem Aleja potępienia.
Przeczytajcie fragment klasycznej powieści postapo Rogera Zelaznego pod tytułem Aleja potępienia.
Aleja potępienia to klasyczna powieść postapokaliptyczna napisana przez Rogera Zelaznego. Nowa edycja tej książki ukazała się kilka dni temu w ramach serii Wehikuł czasu prezentującej powieści science fiction, które odcisnęły piętno na gatunku.
Dom Wydawniczy Rebis udostępnił początek Alei potępienia w przekładzie Zbigniewa A. Królickiego. Miłej lektury!
FRAGMENT
W pobliżu przeleciała mewa. Przez moment zdawała się wisieć w powietrzu na nieruchomych skrzydłach. Czort Tanner pstryknął w nią niedopałkiem cygara i zaliczył trafienie. Ptak wydał ochrypły krzyk i gwałtownie wzbił się w górę. Wzleciał jakieś piętnaście metrów wyżej i czy wrzasnął ponownie, tego Tanner nigdy już się nie dowiedział.
Ptak odleciał.
Jedno białe piórko zakołysało się w podmuchach wiatru, przeleciało za krawędź urwiska i wirując, opadło ku falom oceanu. Tanner zachichotał w gąszczu swej brody, jednostajnym wyciu wichru i łoskocie przyboju. Potem spuścił nogi z kierownicy motocykla, złożył kopniakiem podpórkę i zapuścił silnik.
Powoli pokonywał strome zbocze, aż dotarł do szlaku, na którym zwiększył prędkość i wpadł na autostradę pięćdziesiątką.
Pochylił się nad kierownicą i przyspieszył jeszcze bardziej.
Miał całą drogę dla siebie, więc wcisnął pedał gazu do oporu.
Zsunął gogle z czoła i oglądał świat przez ich szkła koloru od chodów, czyli mniej więcej w taki sposób, w jaki patrzył nań i bez nich.
Z jego kurtki znikło całe stare żelastwo i żałował utraty swastyki, sierpa i młota, a szczególnie uniesionego środkowego palca. Brakowało mu również emblematu na plecach. Może zdoła zdobyć taki w Tijuanie i znajdzie jakąś laskę, która mu go naszyje, i… Nie. To na nic. Wszystko to już się skończyło. Zdradziłby się i nie przetrwał nawet jednego dnia. Powinien sprzedać harleya, nie zwracając na siebie uwagi przedostać się wybrzeżem na południe i zobaczyć, co można zdziałać w drugiej Ameryce.
Zjechał na luzie z jednego wzgórza i z rykiem silnika wjechał na następne. Mknął autostradą, mijając po drodze Laguna Beach, Capistrano Beach, San Clemente i San Onofre. Dotarł do Oceanside, gdzie zatankował, a potem pojechał dalej przez Carlsbad i wszystkie te zapomniane małe plaże zapełniające wybrzeże przed Solana Beach Del Mar.
Czekali na niego na przedmieściu San Diego.
Spostrzegł blokadę i zawrócił. Nie mogli pojąć, jak zdołał to zrobić tak szybko przy takiej prędkości. A jednak już się od nich oddalał.
Słyszał strzały, ale nie zatrzymał się. Potem usłyszał wycie syren.
W odpowiedzi dwukrotnie nacisnął klakson i jeszcze bardziej pochylił się nad kierownicą. Harley przyspieszył, a on zastanawiał się, czy właśnie łączą się przez radio z kimś, kto czeka nieco dalej.
Uciekał dziesięć minut i nie zdołał zgubić pościgu. Po piętnastu minutach także.
Wjechał na szczyt kolejnego wzgórza i w oddali dostrzegł drugą blokadę. Wzięli go w dwa ognie.
Rozejrzał się wokół, szukając jakiejś bocznej drogi, ale żadnej nie dostrzegł.
Tak więc jechał dalej, prosto na drugą blokadę. Może zdoła ją sforsować.
Niedobrze!
Samochody ustawiono jeden przy drugim w poprzek całej drogi. A nawet na poboczach.
Zahamował w ostatniej chwili, a gdy zwolnił dostatecznie, poderwał przednie koło, obrócił motocykl na tylnym i pomknął na spotkanie ścigających go wozów.
Nadjeżdżało ich sześć, a za jego plecami wyły syreny ko lejnych.
Znów przyhamował, zjechał na lewą stronę drogi, kopnął pedał gazu i zeskoczył z siodełka. Motocykl pojechał dalej sam, a on wylądował z impetem, przetoczył się po ziemi, zerwał się i zaczął uciekać.
Usłyszał pisk opon i łoskot zderzenia. Potem padły kolejne strzały, ale nie zatrzymał się. Celowali nad jego głową, lecz on o tym nie wiedział. Chcieli wziąć go żywcem.
Po piętnastu minutach przyparli go do skalnej ściany. Rozstawili się w wachlarzowatym szyku, kilku z nich miało karabiny, ale ich lufy nie były skierowane na niego.
Rzucił na ziemię łyżkę do opon i podniósł ręce.
— Macie ją, obywatele — powiedział. — Weźcie ją sobie.
Tak też zrobili.
Potem go skuli i zaprowadzili do pozostawionych na drodze samochodów. Wepchnęli go na tylne siedzenie jednego z nich i dwaj policjanci usiedli po obu jego stronach. Trzeci zajął miejsce z przodu, obok kierowcy, i ten trzymał na kolanach pistolet.
Kierowca zapuścił silnik, wrzucił bieg i pojechał z powrotem drogą numer sto jeden na północ.
Mężczyzna z pistoletem odwrócił się i patrzył na Tannera przez dwuogniskowe szkła okularów, które, kiedy pochylił głowę, upodabniały jego oczy do dwóch wypełnionych zielonym piaskiem klepsydr. Gapił się tak może z dziesięć sekund, a potem powiedział:
— To było głupie z twojej strony.
Czort Tanner spoglądał na niego w milczeniu, dopóki tamten nie dodał:
— Bardzo głupie, Tanner.
— O, nie wiedziałem, że mówi pan do mnie.
— Przecież patrzę na ciebie, synu.
— A ja na pana. Cześć!
Kierowca odezwał się, nie odrywając oczu od drogi:
— Wiecie co? Szkoda, że musimy dostarczyć go w dobrej formie, po tym, jak rozwalił nam wóz tym swoim przeklętym motocyklem.
— Może jednak mieć wypadek — rzekł mężczyzna siedzący po lewej ręce Tannera. — Na przykład może upaść i złamać sobie parę żeber.
Mężczyzna z prawej nie odezwał się, ale ten z pistoletem powoli pokręcił głową.
— Nie, chyba że spróbuje uciec — powiedział. — LA chce go w dobrej kondycji.
— Dlaczego próbowałeś zwiać, koleś? Mogłeś się spodziewać, że i tak cię zgarniemy.
Tanner wzruszył ramionami.
— A dlaczego mnie zgarnęliście? Nic nie zrobiłem.
Kierowca zachichotał.
— Właśnie dlatego — odpowiedział. — Nic nie zrobiłeś, a przecież miałeś coś zrobić. Pamiętasz?
— Niczego nikomu nie jestem winien. Ułaskawili mnie i wypuścili z mamra.
— Masz kiepską pamięć, synku. Obiecałeś coś rządowi Kalifornii, kiedy cię wczoraj zwalniano. Na załatwienie swoich
spraw miałeś już więcej niż dwadzieścia cztery godziny, o które prosiłeś. Jak chcesz, to możesz im odmówić i załatwić sobie cofnięcie amnestii. Nikt cię do niczego nie zmusza. Potem możesz spędzić resztę życia, robiąc małe kamyczki z większych. Nic nas to nie obchodzi. Słyszałem, że znaleźli już kogoś na twoje miejsce.
— Dajcie mi papierosa — powiedział Tanner.
Mężczyzna z prawej przypalił papierosa i podał Tannerowi. Wziął go, podnosząc skute ręce. Palił i strząsał popiół na podłogę.
Źródło: Rebis / fot. Rebis
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat