Dzieci czasu: przeczytaj początek powieści SF z serii Wymiary
Mamy dla was początek powieści science fiction Adriana Tchaikovsky'ego pod tytułem Dzieci czasu. Miłej lektury!
Mamy dla was początek powieści science fiction Adriana Tchaikovsky'ego pod tytułem Dzieci czasu. Miłej lektury!
Historia ludzkości balansowała na ostrzu noża. Tysiąclecia ignorancji, uprzedzeń, przesądów i desperackich wysiłków przywiodły ją ostatecznie do tego miejsca, gdzie ludzkość stworzy nowe, rozumne życie na swój obraz i swoje podobieństwo. Ludzkość nie będzie już sama. Nawet w niewyobrażalnie odległej przyszłości, kiedy Ziemia obróci się w proch albo sczeźnie w płomieniach, jej dziedzictwo będzie rozprzestrzeniać się wśród gwiazd – nieskończona, skoncentrowana na ekspansji różnorodność życia zrodzonego na Ziemi, wystarczająco zróżnicowana, żeby przetrwać wszelkie przeciwności losu aż do końca całego wszechświata, a może jeszcze dłużej. Nawet jeśli pomrzemy, żyć będziemy w naszych dzieciach.
Niech ci z NUN wygłaszają swoje ponure kazania, niedorzeczne, bzdurne, przekonania o czystości i supremacji człowieka, pomyślała Kern. Przetrwamy ich ewolucyjnie. Zostawimy ich w tyle. To będzie pierwszy z tysięcy światów, któremu damy życie.
Ponieważ jesteśmy bogami, ponieważ jesteśmy samotni, dlatego też rozpoczniemy dzieło stworzenia…
A tam, w domu, sytuacja nie przedstawiała się najlepiej, o czym świadczyły przekazy sprzed dwudziestu lat. Kiedy Avrana beznamiętnie przeglądała obrazy z zamieszek, gniewnych debat, demonstracji i wybuchów przemocy, do głowy przychodziła jej tylko jedna myśl: Jak udało nam się zajść tak daleko, skoro mamy w puli genowej samych kretynów? Lobbyści z Non Ultra Natura stanowili najbardziej ekstremalną spośród wszystkich frakcji należących do koalicji ugrupowań politycznych – konserwatywnych, filozoficznych, a nawet ultrareligijnych – których zdanie na temat postępu było klarowne: „Co za dużo, to niezdrowo”. To właśnie oni bez pardonu, zawzięcie walczyli przeciwko kontynuowaniu rozwoju inżynierii genetycznej i jej ingerencjom w ludzki genom, przeciwko znoszeniu granic dla sztucznej inteligencji i przeciwko takim programom jak ten wdrażany przez Avranę.
A jednak przegrywają.
Terraformowanie i tak by się toczyło, tyle że gdzie indziej. Świat Kern był tylko jedną z wielu planet, które po tym, jak zwróciły uwagę ludzi takich jak Fallarn i Medi, zostawały przekształcane z niegościnnych skał chemicznych – podobnych do Ziemi tylko ze względu na zbliżoną wielkość i odległość od gwiazdy – w zrównoważone ekosystemy, gdzie Kern mogłaby spacerować bez skafandra i odczuwać przy tym co najwyżej drobny dyskomfort. Po dostarczeniu małp i odłączeniu kapsuły strażniczej, która miała je monitorować, Kern skupi swą uwagę na tych innych perełkach. Zasiedlimy wszechświat wszystkimi wspaniałościami Ziemi.
W swej przemowie, na którą ledwie zwracała uwagę, kontynuowała wymienianie nazwisk z długiej listy ludzi, czy to stąd, czy też z domu. Jednak jedyną osobą, której naprawdę chciała podziękować, była ona sama. Walczyła o to, a życie przedłużone dzięki inżynierii genetycznej pozwoliło jej toczyć te zmagania dłużej niż okres kilku pokoleń. Chcąc zrealizować zamierzony cel, ścierała się w debatach w gabinetach finansistów, w laboratoriach, na sympozjach naukowych i podczas imprez masowych.
Ja, to ja tego dokonałam. Zbudowałam to wszystko waszymi rękami, waszymi oczami to zmierzyłam, ale umysł, który to zaprojektował, należy wyłącznie do mnie.
Jej usta wciąż wylewały z siebie potok słów, które nudziły ją zapewne jeszcze bardziej niż słuchaczy. Odbiorcy, dla których były one naprawdę przeznaczone, usłyszą je za dwadzieścia lat, gdy na Ziemi wszyscy ostatecznie się dowiedzą, jak przedstawia się sytuacja.
Umysł Avrany Kern połączył się z centrum sterowania statku Brin 2. Potwierdzić systemy Beczki, nakazała głównemu komputerowi; zwyczaj wielokrotnego sprawdzania niezbędnych procedur zmienił się u niej ostatnio w nerwowy nawyk.
W granicach tolerancji, padła odpowiedź. Gdyby Kern chciała poznać szczegóły, a nie tylko usłyszeć suchy komunikat, mogłaby rzucić okiem na precyzyjne odczyty dotyczące stanu gotowości lądownika, a nawet na parametry życiowe jego ładunku, składającego się z dziesięciu tysięcy osobników z grupy naczelnych, garstki wybrańców, która miała odziedziczyć, jeśli nie Ziemię, to przynajmniej tę planetę, jakkolwiek zostanie ona kiedyś nazwana.
Jakkolwiek one ją nazwą, gdy nanowirus, mający wywołać u nich gwałtowny skok ewolucyjny, wprowadzi je na wyższy poziom rozwoju. Biotechnicy oszacowali, że wystarczy trzydzieści, góra czterdzieści pokoleń, żeby małpy osiągnęły poziom pozwalający im nawiązać kontakt z kapsułą strażniczą i jej samotnym ludzkim mieszkańcem.
Prócz lądownika była jeszcze Retorta – system do rozprowadzania wirusa, który miał przyspieszyć rozwój małp, by w ciągu stu, może dwustu lat pokonały mentalnie i fizycznie dystans, którego przebycie zajęło ludzkości miliony długich, pełnych wrogości lat.
– Kolejna grupa osób, którym pragnę podziękować…
Sama Kern nie była specjalistką od biotechnologii. Zapoznała się z opracowaniami i symulacjami, a zespoły eksperckie przeanalizowały teorie i zsyntetyzowały je do poziomu zestawień, które ona – jako genialna erudytka – była w stanie zrozumieć. Na ile zdołała się zorientować, ten wirus był naprawdę niezwykły. Zarażone nim osobniki płodziły potomstwo zmutowane na wiele użytecznych sposobów: z bardziej złożonym i większym mózgiem, z większym ciałem, by mogło pomieścić większy mózg, z bardziej elastycznymi wzorcami zachowań i zdolnością szybszego uczenia się… Wirus potrafił nawet rozpoznawać infekcję u innych przedstawicieli tego samego gatunku, co miało sprzyjać rozwojowi chowu selektywnego: najlepsi z najlepszych mieli płodzić jeszcze lepszych. To była cała przyszłość w pigułce albo raczej pod mikroskopem, niemal tak inteligentna – na swój jednotorowy sposób rozumowania – jak istoty, które miały zostać udoskonalone. Wirus miał wejść w interakcję z genomem gospodarza na głębokim poziomie i replikować się w jego komórkach jak nowe organelle, a następnie być przekazywany potomstwu, dopóki cały gatunek nie zostanie łagodnie zakażony. Niezależnie, jakie zmiany miały zajść u małp, wirus zaadaptuje się i dostosuje do każdego genomu, z którym się zetknie: będzie analizował, modelował i usprawniał to, co dany osobnik odziedziczył, aż do momentu stworzenia czegoś, co będzie mogło spojrzeć swoim twórcom w oczy i ich zrozumieć.
Doktor Kern przekonała do tej idei ludzi na Ziemi: opisała, jak po dotarciu do planety koloniści zejdą z nieba niczym bóstwa zstępujące na spotkanie ze swoimi nowymi poddanymi. Zamiast surowego, nieujarzmionego świata swoich stwórców powita rasa rozumnych sług i pomocników, usprawnionych genetycznie, zmodyfikowanych na drodze przyspieszonej ewolucji. Właśnie tak to przedstawiała jeszcze na Ziemi rozlicznym komisjom i zarządom, chociaż nie to było jej zasadniczym celem. Małpy i to, czym się faktycznie staną, stanowiły sedno sprawy.
I to właśnie była jedna z kwestii wzbudzających wśród członków NUN najbardziej zajadłą furię. Wykrzykiwali, że ze zwykłych zwierząt tworzy się superistoty. Prawdę mówiąc, jak rozpieszczone bachory, najzwyczajniej w świecie nie chcieli się dzielić. Ludzkość niczym jedynak pragnęła zwrócić na siebie całą uwagę wszechświata. Podobnie jak wiele innych projektów pociągających za sobą problemy natury politycznej, opracowanie wirusa zaowocowało licznymi protestami, aktami sabotażu, terroryzmu oraz morderstwami.
Źródło: Vesper
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1951, kończy 73 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1970, kończy 54 lat