Wydawcnitwo Vesper rozpoczęło wydawanie nowej serii o nazwie Eony, w której mają ukazywać się ważne i interesujące teksty fantasy. Debiutancką pozycją w serii jest pierwsza część przygód Conana, bohatera stworzonego przez Roberta E. Howarda.  Wydawnictwo Vesper udostępniło fragment eseju Roberta E. Howarda wprowadzającego do świata Conana i przedstawiającego historię i ludy zamieszkujące krainę znaną z opowiadań o tym bohaterze.  Fragment eseju Epoka hyboryjska możecie przeczytać w przekładzie Tomasza Nowaka. Tekst znajdziecie pod opisem i okładką książki.

Conan. Księga pierwsza - opis i okładka

Wśród zapomnianych i mrocznych krain, w których pradawna magia łączy się z nieposkromioną przemocą, a rządzone przez bezwzględnych, despotycznych władców potężne imperia wzrastają i upadają, przytłoczone własną dekadencją i pychą… gdzie na pustkowiach i w zapomnianych ruinach grasują potwory… narodził się człowiek, który stał się synonimem siły oraz odwagi. Conan z Cymerii – niezrównany wojownik, barbarzyńca walczący w imię własnej chwały i sprawiedliwości w okrutnym, brutalnym świecie ery hyboryjskiej. Cymeryjczyk zyskał miano niepokornego śmiałka zdolnego do stawienia czoła najbardziej przerażającym wyzwaniom. Jego nadludzka siła i wyjątkowa biegłość w posługiwania się bronią czynią go niemal niepokonanym. Mimo swojej brutalności Conan, walcząc z okrutnymi wrogami i tyranią, jest postacią kierującą się kodeksem moralnym. Cechuje go też charakterystyczna życiowa inteligencja, skrywana pod fasadą prostolinijnego barbarzyńcy. Motywacją Conana jest pragnienie wolności, niezależności i swobodnego kształtowania własnego losu.
Źródło: Vesper

Conan. Księga pierwsza - fragment 

Epoka hyboryjska

Żadna z informacji w tym artykule nie powinna być rozpa­trywana jako próba rozwijania jakichkolwiek teorii w opozycji do powszechnie uznawanej wiedzy historycznej. To po prostu fikcyj­ne tło dla serii fikcyjnych opowieści. Kiedy kilka lat temu zaczy­nałem pisać utwory o Conanie, opracowałem ową „historię” je­go epoki oraz ludów tego czasu w celu nadania mu i jego sadze głębszego poczucia realności. Odkryłem wówczas, że trzymanie się „faktów” oraz ducha tych dziejów podczas tworzenia tekstów pozwala łatwiej wyobrazić sobie (a co za tym idzie – ukazać) go bardziej jako prawdziwą postać z krwi i kości niż pewien goto­wy produkt. Pisząc o nim i jego przygodach w rozmaitych króle­stwach jego epoki, nigdy nie wyszedłem poza „fakty” i ducha „hi­storii” tu spisanej, ale podążałem za jej przebiegiem tak ściśle, jak autor powieści historycznej podąża za historią prawdziwą. Uży­łem owej „historii” jako przewodnika we wszystkich tekstach tej serii, jakie napisałem. O czasach znanych kronikarzom nemedyjskim jako epoka przed Kataklizmem wiadomo niewiele, z wyjątkiem jej końców­ki, a i ta zakryta jest mgłą legend. Historia znana rozpoczyna się u schyłku cywilizacji przed Kataklizmem, zdominowanej przez królestwa Kamelii, Valusii, Verulii, Grondaru, Thule oraz Commorii. Ludy te mówiły podobnym językiem, co świadczyło o wspólnym pochodzeniu. Istniały też inne królestwa, równie cywilizowane, lecz zamieszkane przez odmienne, wyraźnie starsze rasy. Barbarzyńcami tej epoki byli Piktowie, żyjący na wyspach, daleko na oceanie zachodnim, Atlantydzi, którzy zamieszkiwali na małym kontynencie pomiędzy Wyspami Piktyjskimi a lądem stałym, inaczej kontynentem thuriańskim, a także Lemurianie, rezydujący na archipelagu dużych wysp na półkuli wschodniej. Istniały również rozległe rejony ziemi niezbadanej. Króle­stwa cywilizowane, choć ogromne w swym obszarze, zajmowa­ły stosunkowo małą część całej planety. Najdalej wysuniętym na zachód państwem kontynentu thuriańskiego była Valusia, a na wschód – Grondar. Na wschód od Grondaru, którego lud miał kulturę niższą od tej z królestw bratnich, rozciągała się dzika i jałowa połać pustyni. W miejscach mniej suchych na pustyni, w dżunglach i pośród gór mieszkały rozproszone klany i plemiona prymitywnych dzikusów. Daleko ku południu istniała pewna tajemnicza cywilizacja, niepowiązana z kulturą thuriańską, o charakterze wyraźnie przedludzkim. Na odleg­łych, wschodnich brzegach kontynentu funkcjonowała inna rasa, ludzka, lecz niethuriańska i zagadkowa, z którą od czasu do czasu kontakt miewali Lemurianie. Najwyraźniej musieli oni przybyć z jakiegoś mrocznego i nienazwanego kontynentu, leżącego gdzieś na wschód od Wysp Lemuriańskich. Cywilizacja thuriańska rozpadała się, jej wojska składały się w dużej mierze z barbarzyńskich najemników. Ich generałami, politykami, często królami byli Piktowie, Atlantydzi i Lemu­rianie. O waśniach królestw i wojnach między Valusią a Com­morią, jak również o podbojach, dzięki którym Atlantydzi utworzyli państwo na stałym lądzie, istnieje więcej legend niż dokładnych przekazów historycznych. Wtedy światem wstrząsnął Kataklizm. Atlantyda i Lemuria zatonęły, a Wyspy Piktyjskie zostały wyniesione, by uformować górskie szczyty nowego kontynentu. Fragmenty kontynentu thuriańskiego zniknęły pod falami lub, opadając, utworzyły wielkie jeziora bądź morza śródlądowe. Wulkany wybuchły, a straszliwe trzęsienia ziemi zwaliły lśniące miasta imperiów. Całe narody zostały starte. Barbarzyńcy poradzili sobie nieco lepiej niż rasy cywilizowa­ne. Mieszkańcy Wysp Piktyjskich zostali zniszczeni, lecz wielka ich kolonia, osiedlona pośród gór na południe od granicy Va­lusii, by służyć jako bufor przed inwazją z zagranicy, pozostała nietknięta. Podobnie powszechnego upadku uniknęło konty­nentalne królestwo Atlantydów i na statkach z tonącego lądu przybyły do niego tysiące współplemieńców. Wielu Lemurian uciekło na wschodni brzeg kontynentu thuriańskiego, który pozostał stosunkowo nienaruszony. Tam zostali zniewoleni przez starożytną rasę, zamieszkującą te tereny, a ich historia na tysiące lat stała się dziejami pełnej udręki służby. W zachodniej części kontynentu zmieniające się warunki stworzyły dziwne formy życia roślinnego i zwierzęcego. Gęste dżungle pokryły równiny, wielkie rzeki wyżłobiły sobie szlaki do mórz, wyniesione zostały dzikie góry, a jeziora zalały ruiny dawnych miast w urodzajnych dolinach. Do kontynentalne­go królestwa Atlantydów z obszarów zatopionych spływało niezliczone mnóstwo zwierząt i dzikusów – ludzi-małp oraz małpoludów. Zmuszeni do nieustannej walki o życie, zdołali mimo to utrzymać pozostałości swego wcześniej wysoko rozwi­niętego barbarzyństwa. Ograbieni z metali i rud, stali się użyt­kownikami kamienia, jak ich odlegli przodkowie, i osiągnęli poziom prawdziwego artyzmu, gdy ich walcząca o przetrwanie cywilizacja weszła w kontakt z potężnym narodem piktyjskim. Piktowie również powrócili do krzemienia, lecz rozwijali się szybciej pod względem liczebności i sztuki wojennej. Nie mieli w sobie nic z artystycznej natury Atlantydów; byli rasą prost­szą, praktyczniejszą i bardziej płodną. Nie pozostawili żadnych obrazów malowanych ani rzeźbionych w kości słoniowej, jak ich wrogowie. Pozostawili natomiast mnóstwo zadziwiająco skutecznej broni krzemiennej.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj