Królewskie wesele zakończone śmiercią króla Joffreya było jednym z najważniejszych wydarzeń w całej sadze George'a R.R. Martina. - Czuję spokój, bo bardzo chciałem nagrać tą scenę, która dla mojego bohatera była bardzo sprawiedliwa. Nigdy wcześniej nie grałem czegoś takiego, ale starałem się, by wyglądało to wiarygodnie. Kaszel, duszenie się. Starałem się być spokojny, a wszystko dzięki Alexowi Gravesowi, naszemu reżyserowi, który bardzo mi pomógł - wspomina Gleeson.

- Jeśli chodzi o emocje, było to bardzo ciężkie, bo tak naprawdę nikt z nas nie chciałby tego doświadczyć. Nigdy nie widziałem, gdy ktoś umiera i ciężko mi sobie to wyobraźić. Alex bardzo pomógł. Było ciężko, ale ekscytująco. Wiedziałem o tym, co się wydarzy. Praktycznie od pierwszego dnia na planie. Gdy dostałem rolę, błyskawicznie przeczytałem książki, ale jeszcze wcześniej sprawdziłem w internecie, co czeka mojego bohatera - dodaje aktor.

Gleeson twierdzi, że mimo demonicznej roli, miał wielu swoich fanów, którzy doceniali jego pracę. - Wydaje mi się, że odczucia widzów były tak jakby pół na pół. Jasne, fajnie, że ginie bohater, który terroryzował innych, lepszych bohaterów, ale strata kogoś takiego jak Joff dla całego serialu może być trudna.

Aktor stwierdził, że po zakończeniu zdjęć do Gry o tron, na jakiś czas rezygnuje z aktorstwa, ponieważ chce zająć się innymi rzeczami. - Zajmuję się aktorstwem od 8 roku życia, a ostatnie kilka lat sprawiło, że byłem cały czas zajęty. Widziałem reakcję mojej rodziny i znajomych. Muszę odpocząć, ale aktorstwo to niesamowicie ciężka praca i w chwili obecnej mam wrażenie, że nie chcę tego robić w życiu. No i muszę skończyć szkołę, jestem o rok do tyłu w college'u.