Lockwood i spółka: przeczytaj przedpremierowo fragment trzeciego tomu serii
Lockwood i spółka, popularna, zekranizowana seria młodzieżowa wkrótce doczeka się u nas nowej odsłony.
Lockwood i spółka, popularna, zekranizowana seria młodzieżowa wkrótce doczeka się u nas nowej odsłony.
Zabraliśmy się do roboty. George wyciągnął lampę gazową i ustawił ją na minimalną moc, przy jej słabym świetle ułożył spory krąg ochronny z żelaznych łańcuchów pośrodku dywanu.
Ja rozsznurowałam swój plecak i – nie bez wysiłku – wyciągnęłam z niego wielki, lekko świecący szklany słój. Jego otwór był zamknięty skomplikowaną plastikową zatyczką, a wewnątrz, w zielonkawym płynie unosiła się uśmiechnięta twarz. Nie był to miły uśmiech – raczej jeden z tych, jakie można zobaczyć za kratami więzienia o zaostrzonym rygorze. Twarz należała do ducha – Widma lub Zjawy – powiązanego z czaszką na dnie słoja. Duch był wredny i nie znaliśmy jego imienia.
Spojrzałam na niego surowo.
– Będziesz się zachowywać?
– Ja się zawsze zachowuję! – Duch uśmiechał się obrzydliwie bezzębnymi dziąsłami. – Co chcesz wiedzieć?
– Z czym mamy tu do czynienia.
– Z Trupą duchów. Są niespokojne i nieszczęśliwe, i… Czekaj, wyłapałem coś jeszcze. – Twarz nagle zastygła, wykrzywiona w przerażającym grymasie. – Och, to coś naprawdę złego. Naprawdę złego. Na twoim miejscu, Lucy, poszukałbym okna i wyskoczył. Co z tego, że połamiesz obie nogi? To i tak będzie lepsze, niż zostać tutaj.
– Dlaczego? Co takiego wyczułeś?
– Inną obecność. Nie umiem na razie określić, co to takiego.
Ale jest silna i wygłodniała, i… – Wyłupiaste oczy spojrzały na mnie z ukosa. – Nie, wybacz, jest limit tego, co mogę wyczuć uwięziony w tym okrutnym słoju. Ale jeśli mnie wypuścisz, to…
Prychnęłam.
– Ani mi się śni, i dobrze o tym wiesz.
– Jestem nieocenionym członkiem waszej ekipy!
– Od kiedy? Większość czasu tylko wiwatujesz, gdy mamy zaraz zginąć.
Gumiaste usta zacisnęły się z wściekłości.
– Prawie już tego nie robię! Wiesz, jak wiele się zmieniło między nami. Wiesz, że mam rację!
No cóż, w pewnym sensie miał rację. Faktycznie wiele się zmieniło w relacjach między nami a czaszką. Gdy kilka miesięcy temu odezwała się do mnie po raz pierwszy, patrzyliśmy na nią z podejrzliwością, irytacją i niesmakiem. Jednak w miarę upływu czasu, gdy zdążyliśmy ją lepiej poznać, zaczęliśmy czuć do niej niekłamany wstręt.
Dawno temu George ukradł duchosłój z rywalizującej z nami agencji, ale dopiero gdy przypadkowo otworzyłam dźwigienkę w zatyczce, uświadomiłam sobie, że uwięziony w środku duch może się ze mną komunikować. Na początku był do nas wrogo nastawiony, ale stopniowo – być może z nudów albo z tęsknoty za towarzystwem – zaczął nam od czasu do czasu pomagać w parapsychicznych śledztwach. Czasami to, co podpowiadał, okazywało się użyteczne, ale nie można było mu ufać. Pozbawiony zasad moralnych, miał więcej podłości, niż mogłaby pomieścić jedna głowa w słoju. Kontakt z duchem najmocniej uderzał we mnie, bo to ja prowadziłam te rozmowy i musiałam sobie radzić ze złośliwościami rozbrzmiewającymi w mojej głowie.
Postukałam w szkło, głowa zmrużyła oczy zaskoczona.
– Skup się na tym potężnym duchu. Chcę, żebyś zlokalizował jego Źródło, poszukaj, gdzie jest ukryte.
Odwróciłam się i wstałam. George otoczył nas zabezpieczającym łańcuchem. Chwilę później Lockwood wyłonił się zza uchylonych drzwi i wszedł do kręgu.
Był spokojny i opanowany jak zwykle, gdy powiedział:
– To było straszne.
– Co?
– Wystrój tego pokoju. Liliowy, zielony i coś, co mogę tylko określić jako rzygawiczną żółć. Kto dobierał te kolory…
– Czyli nie ma tam żadnego ducha?
– A jest, tak się składa, że jest. Unieruchomiłem go solą i opiłkami, więc już nam nie zagraża. Idźcie sprawdzić, jeśli chcecie.
Muszę uzupełnić kanistry.
George i ja wyjęliśmy latarki, ale ich nie zapaliliśmy. Nie było potrzeby. Weszliśmy do małego, niegustownie urządzonego pokoju. Znajdowały się tu jedno wąskie łóżko i wąska szafa. Malutkie okno było ciemne i zalane deszczem. Wszystko oświetlał podłużny, poziomy owal Innego Światła unoszącego się nad łóżkiem tak nisko, że prawie stapiał się z pościelą. W jego środku leżał na plecach duch mężczyzny w pasiastej piżamie. Wyglądał, jakby spał z rękami i nogami spoczywającymi w powietrzu jak na materacu. Miał krótki wąsik i rozczochrane włosy. Jego oczy były zamknięte, wargi opadały na nieogolony podbródek, odsłaniając bezzębne dziąsła.
Płynął od niego lodowaty powiew. Łóżko otaczał podwójny krąg, jeden z soli, drugi z opiłków – Lockwood rzeczywiście zużył całą zawartość kanistrów przytroczonych do pasa. Ilekroć pulsująca aura zbliżała się do tej bariery, sól zaczynała płonąć trzaskającym zielonym ogniem.
– Nawet jeśli ten hotelik oferował najtańsze pokoje – stwierdził George – to i tak cena była za wysoka.
Wróciliśmy na półpiętro.
Lockwood skończył już uzupełniać zawartość kanistrów i przytroczył je do pasa.
– Widzieliście go?
– Myślisz, że to jeden z zaginionych?
– Na pewno. Pytanie, co go zabiło.
– Czaszka mówi, że jest tu potężny duch. To coś bardzo groźnego.
– Co zacznie polować o północy. Nie będziemy na to coś czekać. Spróbujemy je upolować.
Sprawdziliśmy następną sypialnię i łazienkę obok. Obie były puste. Ale gdy otworzyłam drzwi do trzeciego pokoju, zobaczyliśmy dwa duchy. Jeden leżał na pojedynczym łóżku tak jak poprzedni Przybysz, tylko na boku, z podkulonymi nogami i ramieniem pod głową. Był starszy i masywniejszy, z krótko przystrzyżonymi jasnymi włosami. Był ubrany w granatową piżamę.
Otwartymi oczami wpatrywał się w nicość. Obok niego – tak blisko, że ich aury nachodziły na siebie – stał drugi duch. Ten miał na sobie spodnie od piżamy i biały podkoszulek. Wyglądał, jakby przed chwilą wstał z łóżka, ubranie było pogniecione, broda i długie czarne włosy miał w nieładzie. Przez jego stopy przeświecał wzór dywanu. Patrzył na sufit z wyrazem skrajnego przerażenia.
– Są dwie śmiertelne poświaty – orzekł Lockwood. – Jedna dużo jaśniejsza od drugiej. Dwie różne daty śmierci, dwa różne wypadki. Ale obu mężczyzn coś zabiło we śnie.
– Cieszę się, że żaden z nich nie spał nago – rzucił George.
– Zwłaszcza ten owłosiony. Okej, zabezpieczmy ich barierą. Wydają się pasywni, ale nigdy nie wiadomo. Masz opiłki, Lucy?
Nie odpowiedziałam. Uderzały we mnie fale spektralnego zimna, a z nimi dotarły do mnie echa emocji: samotności, strachu i smutku, które odczuwali tutaj ci mężczyźni. Nie blokowałam tych wrażeń, otworzyłam się na nie. Z przeszłości nadpłynął odgłos równomiernego oddechu śpiącego. Wtem rozległ się dziwny szelest, a potem miękki, wilgotny dźwięk plaśnięcia, jakby ktoś na podłogę rzucił węgorza. Kątem oka dostrzegłam coś na suficie. Machnęło do mnie, blade i bezkostne. Odwróciłam gwałtownie głowę, ale sufit był pusty.
– Wszystko dobrze, Lucy? – Obok mnie stali Lockwood i George. Duch brodatego mężczyzny tkwiący przy łóżku nadal spoglądał w górę. Zorientowałam się, że patrzy w to samo miejsce, na którym przed chwilą zatrzymałam wzrok.
– Widziałam coś tam, pod sufitem. Jakby z góry wyciągnęła się ręka. Tylko że to nie była ręka.
– To co to mogło być?
Wzdrygnęłam się z obrzydzenia.
– Nie wiem.
Otoczyliśmy oba duchy barierą z opiłków i zajrzeliśmy do ostatniej sypialni na pierwszym piętrze. Nie było w niej nikogo martwego, co zawsze jest dobrą wiadomością, po czym stanęliśmy u podnóża schodów. Spływały po nich gęste kłęby duchomgły tworzące kaskadę, a wąskie promienie latarek odbijały się dziwnie i zginały na boki, gdy kierowaliśmy je w ciemność.
– Taaa… To tam jest motor całej akcji – stwierdził Lockwood. – Chodźmy.
Zebraliśmy to, co zostało z naszych zapasów. Groteskowa twarz ze słoja patrzyła na nas wyczekująco.
– Chyba mnie tu nie zostawicie, co nie? Chciałbym być w pierwszym rzędzie, gdy zginiecie straszliwą śmiercią.
– Wiadomo – odparłam. – Zlokalizowałeś Źródło tego wszystkiego?
– Gdzieś na górze. Ale to już sami wiecie, prawda?
Bezceremonialnie wsadziłam słój do plecaka i pospieszyłam za pozostałymi. Byli już w połowie schodów.
Źródło: Poradnia K.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1995, kończy 29 lat
ur. 1958, kończy 66 lat