Przeczytaj całe opowiadanie SF ze zbioru Czytelniku, nienawidzę Cię!
Zbiór Czytelniku, nienawidzę Cię! umożliwia zapoznanie się ze zróżnicowanymi, często humotystycznymi opowiadaniami Henry'ego Kuttnera. Dzisij premiera książki.
Zbiór Czytelniku, nienawidzę Cię! umożliwia zapoznanie się ze zróżnicowanymi, często humotystycznymi opowiadaniami Henry'ego Kuttnera. Dzisij premiera książki.

Vanning raz jeszcze zadzwonił do Gallowaya, ale i tym razem nikt się nie odezwał. Nagrał wiadomość na automatyczną sekretarkę i znów ostrożnie zajrzał do szafki. Była pusta, rozpaczliwie pusta.
Wieczorem Vanning odwiedził Gallowaya w jego laboratorium. Uczony robił wrażenie pijanego i zmęczonego. Machnął niedbale ręką w kierunku stołu zasłanego skrawkami papieru.
— Ale mi zabiłeś klina! Gdybym znał zasady działania tego urządzenia, tobym się bał go dotknąć. Siadaj. I napij się. Masz te pięćdziesiąt kredytów?
Vanning w milczeniu wręczył Gallowayowi kupony. Ten wsunął je do Monstrum.
— Dobrze. A teraz… — Usadowił się na kanapie. — Zabieramy się do rozwiązywania zagadki za pięćdziesiąt kredytów.
— Mogę odzyskać walizkę?
— Nie — odparł stanowczo Galloway. — A przynajmniej ja nie widzę takiej możliwości. Ona się znajduje w innym fragmencie czasoprzestrzeni.
— Ale co to znaczy?
— To znaczy, że ta szafka działa trochę jak teleskop, tyle że nie wyłącznie w sferze wizualnej. Stanowi coś w rodzaju okna. Możesz przez nie sięgnąć albo wyjrzeć. Jest to przejście do teraz plus x.
Vanning spojrzał spode łba.
— Do tej pory nic takiego nie mówiłeś.
— Wszystko, co do tej pory na ten temat wiem, to tylko teoria, i obawiam się, że nic więcej nie będzie. Posłuchaj: na początku się myliłem. Przedmioty wkładane do szafki nie pojawiały się w innej przestrzeni, ponieważ musiałaby istnieć stała przestrzenna. To znaczy, że wcale by się nie zmniejszały. Rozmiar to rozmiar. Fakt przeniesienia sześcianu o boku jednego cala na Marsa nie zmniejszyłby go ani nie powiększył.
— A co z gęstością środowiska? Czy przedmiot nie uległby zmiażdżeniu?
— Jasne, i pozostałby zmiażdżony. Po wyjęciu z szafki nie powróciłby do swojego poprzedniego rozmiaru ani kształtu, dlatego że x plus y nigdy nie równa się xy. Ale x razy y…
— Równa się co?
— I tu jest właśnie pies pogrzebany. — Galloway rozpoczął wykład: — Rzeczy, które wkładaliśmy do szafki, wędrowały w czas. Ich prędkość czasowa nie ulegała zmianie, czego nie można powiedzieć o warunkach przestrzennych. Dwa przedmioty nie mogą znajdować się jednocześnie w tym samym miejscu. Ergo twoja walizka została wysłana w inny czas: teraz plus x. Nie mam jednak zielonego pojęcia, co oznacza w tym wypadku x, chociaż podejrzewam, że kilka milionów lat.
Vanning był oszołomiony.
— To znaczy, że walizka jest w przyszłości odległej o milion lat?
— Nie wiem, jak daleko, ale przypuszczam, że bardzo. Brak mi danych do rozwiązania tego równania. Wnioskowałem głównie przez indukcję, ale wyniki są zwariowane jak diabli. Einstein byłby zachwycony. Moja teoria pokazuje, że wszechświat jednocześnie kurczy się i rozciąga.
— Co to ma wspólnego…
— Ruch jest względny — ciągnął nieubłaganie Galloway. — To zasada podstawowa. Oczywiście, że wszechświat się rozciąga, rozchodzi się jak gaz, ale jednocześnie jego części składowe się kurczą. To znaczy one nie rosną, dosłownie rzecz biorąc, rozumiesz, w każdym razie nie słońca ani atomy. One po prostu się oddalają od punktu centralnego. Pędzą we wszystkich możliwych kierunkach… zaraz… o czym to ja mówiłem? Aha, po prostu kurczy się wszechświat jako jednostka.
— No to się kurczy. Ale gdzie jest moja walizka?
— Mówiłem ci już. W przyszłości. Doszedłem do tego w drodze rozumowania indukcyjnego. Jest to cudownie proste i logiczne. I zupełnie niemożliwe do udowodnienia. Sto, tysiąc, milion lat temu Ziemia, tak jak i wszechświat, była większa niż teraz. I dalej się kurczy. Kiedyś, w przyszłości, będzie o połowę mniejsza. Tyle że my tego nie zauważymy, ponieważ i wszechświat będzie proporcjonalnie mniejszy. — Galloway sennie ciągnął dalej: — Włożyliśmy do szafki stół, który wyłonił się w przyszłości. Bo ta szafka, jak ci już mówiłem, to jest jak gdyby okno prowadzące do innego czasu. I na stół oddziałały warunki typowe dla tego czasu. Stół skurczył się po tym, jak daliśmy mu kilka sekund na wchłonięcie entropii, a może zresztą czegoś tam innego. Czy ja miałem na myśli entropię? Allah jeden wie. No trudno.
— Zamienił się w piramidę.
— Bo pewnie towarzyszy temu procesowi również geometryczne zniekształcanie. A może to po prostu złudzenie optyczne. Może nie potrafimy odpowiednio nastawić wzroku. Wątpię, czy tak naprawdę w przyszłości rzeczy będą wyglądały inaczej, poza tym, że będą mniejsze, ale my korzystamy teraz z okna w czwarty wymiar. Zakrzywienie czasu. To tak, jak byśmy patrzyli przez pryzmat. Zmiana wielkości jest rzeczywista, ale kształt i kolor wydają się inne jedynie naszym oczom patrzącym przez pryzmat czwartego wymiaru.
— Czyli że moja walizka znajduje się w przyszłości, tak? Ale dlaczego zniknęła z szafki?
— A co z tym stworzonkiem, które zgniotłeś? Może miało kumpli? Mogli być niewidzialni, poza bardzo wąskim… jak je tam nazwać… polem widzenia. Pomyśl: kiedyś w przyszłości, za sto, tysiąc czy za milion lat, walizka zjawia się ni z tego, ni z owego nie wiadomo skąd. Jeden z naszych potomków przeprowadza dochodzenie, a ty go nagle zabijasz. Przychodzą jego kumple i zabierają walizkę. Wynoszą ją poza obręb szafki. Jeśli chodzi o przestrzeń, walizka może być gdziekolwiek, natomiast element czasu jest wielkością nieznaną. Teraz plus x. Na tym właśnie polega działanie tego sejfu. No i co ty na to?
— Do diabła! — wybuchnął Vanning. — To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Czyli mam tę walizkę spisać na straty?
— Mhm. Chyba że sam chcesz się tam po nią wgramolić. Ale Bóg jeden wie, gdzie byś się znalazł. W ciągu kilku tysięcy lat proporcje składników powietrza prawdopodobnie by się zmieniły. A może nastąpiłyby też inne zmiany.
— Nie jestem taki głupi.
No i proszę. Obligacje zginęły bez nadziei na to, że się odnajdą. Vanning byłby się nawet pogodził ze stratą, gdyby miał pewność, że ubezpieczenie nie wpadnie w ręce policji, ale pozostawał jeszcze problem MacIlsona, zwłaszcza po tym, jak kula drasnęła okno z glasolexu w biurze Vanninga. Spotkanie z MacIlsonem nie przyniosło pomyślnego rezultatu, ponieważ defraudant był przekonany, że Vanning chce go nabrać. Kiedy adwokat wyrzucał go na siłę, miotał przekleństwa i groźby: pójdzie na policję, przyzna się…
A niech idzie. Nie ma żadnego dowodu. Niech go wszyscy diabli. Dla pewności jednak Vanning postanowił wsadzić swojego byłego klienta do pudła.
Nic z tego nie wyszło. MacIlson dał w zęby facetowi, który przyniósł wezwanie na policję, i uciekł. A teraz, podejrzewał Vanning, czaił się gdzieś po kątach uzbrojony i gotów go stuknąć. Jak to bywa z typami skłonnymi do stanów maniakalnodepresyjnych.
Vanning zażądał dwóch tajniaków do ochrony, z czego czerpał złośliwą satysfakcję. Wobec zagrożenia życia miał do tego prawo. Do chwili, kiedy MacIlsona unieszkodliwią, Vanning będzie korzystał z ochrony. A już on zadbał o to, żeby tę ochronę stanowili dwaj najtężsi goryle z całej manhattańskiej policji. Przy okazji stwierdził, że polecono im węszyć w sprawie zamszowej walizki. Vanning zadzwonił do Hattona i uśmiechnął się do ekranu.
— No co, jakieś sukcesy?
— Co pan ma na myśli?
— Moich goryli. A pańskich kapusiów. Nie znajdą obligacji, Hatton. Lepiej niech ich pan odwoła. Czy dwa zadania naraz to nie za dużo dla tych biedaków?
— Wystarczy, że wywiążą się z jednego. Że znajdą dowód rzeczowy. A jeżeli MacIlson rozwali panu łeb, nie zmartwię się specjalnie.
— Zobaczymy się w sądzie — oświadczył Vanning. — Pan oskarża Watsona, tak?
— Tak. A pan rezygnuje ze skopolaminy, tak?
— W stosunku do przysięgłych? Jasne. Mam sprawę wygraną. — Tak się panu tylko wydaje — rzekł Hatton i się wyłączył. Vanning, chichocząc, włożył płaszcz, wziął swoich goryli i udał się do sądu. Nie było ani śladu MacIlsona…
Sprawę wygrał, tak jak się spodziewał. Wrócił do biura i wysłuchał kilku nieistotnych informacji, które miała mu do zakomunikowania dziewczyna obsługująca centralkę. Kiedy otworzył drzwi gabinetu, w kącie pokoju na dywanie zobaczył zamszową walizkę.
Zatrzymał się oniemiały z ręką na klamce. Za sobą słyszał ciężkie kroki facetów z obstawy. Powiedział przez ramię „chwileczkę” i zatrzasnął za sobą drzwi. Doleciał go jeszcze koniec zdumionego pytania.
Walizka. Miał ją przed sobą niewątpliwie. Tak jak niewątpliwie za sobą miał dwóch tajniaków, którzy po krótkiej naradzie zaczęli walić w drzwi, usiłując je wyłamać.
Vanning zzieleniał. Zrobił niepewny krok do przodu i zobaczył szafkę w kącie, w którym ją wtedy postawił. Idealna skrytka…
Otóż to. Jeśli włoży tam walizkę, stanie się ona nierozpoznawalna. Nawet gdyby znów miała zniknąć, to nieważne. Ważne, żeby się pozbyć, i to natychmiast, dowodu obciążającego.
Drzwi zatrzęsły się w zawiasach. Vanning podbiegł chyłkiem do walizki i podniósł ją. Kątem oka zobaczył ruch. W powietrzu nad nim pojawiła się ręka. Była to ręka olbrzyma z nieskalanie białym mankietem, który rozpływał się gdzieś w powietrzu. Ogromne palce sięgały w dół…
Vanning wrzasnął i odskoczył. Ale nie był dość szybki. Ręka dosięgła go i Vanning zaczął się wić bezsilnie w dłoni, która następnie zamknęła się w pięść. Kiedy pięść się otworzyła, wypadło z niej to, co pozostało ze zmiażdżonego Vanninga.
Ręka cofnęła się w nicość. Wyważone drzwi wpadły do środka i dwaj tajniacy, potykając się o nie, wtargnęli do pokoju.
Wkrótce potem przyszedł Hatton ze swoimi ludźmi. Niewiele zresztą mogli zrobić poza posprzątaniem. Zamszowa walizka zawierająca dwadzieścia pięć tysięcy kredytów w obligacjach została wyniesiona w bezpieczniejsze miejsce. Ciało Vanninga pozbierano nie bez trudności i odstawiono do kostnicy. Fotografowie błyskali fleszami. Eksperci od daktyloskopii rozsypywali proszek, ludzie od rentgena uwijali się ze swoim sprzętem. Wszystko zostało załatwione szybko i sprawnie — w ciągu godziny biuro było puste i zapieczętowane.
Tak więc nie było świadków pojawienia się gigantycznej ręki, która wyłoniła się znikąd, pomacała dokoła, jakby czegoś szukała, i po chwili znikła…
Jedyną osobą, która mogłaby rzucić na tę sprawę pewne światło, był Galloway, ale jego uwagi, wypowiadane w samotności laboratorium, były skierowane do Monstrum.
— Aha, to dlatego ten stół laboratoryjny zmaterializował się tu wczoraj na kilka minut. Hmmm… Teraz plus x równa się mniej więcej tydzień. Dlaczegóż by nie? Wszystko jest względne. Nigdy nie przypuszczałem, że wszechświat kurczy się w tak szybkim tempie! — Wyciągnął się wygodnie na kanapie i wstrzyknął sobie do ust podwójne martini. — Tak, to jest to — mruknął po chwili. — Phi! Vanning to chyba jedyny facet na świecie, który znalazł się w połowie przyszłego tygodnia i… się zabił! Chyba się zaleję.
I się zalał.
przełożyła Zofia Uhrynowska Hanasz
Źródło: Rebis



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1956, kończy 69 lat
ur. 1960, kończy 65 lat
ur. 1961, kończy 64 lat

