Przeczytaj całe opowiadanie SF ze zbioru Czytelniku, nienawidzę Cię!
Zbiór Czytelniku, nienawidzę Cię! umożliwia zapoznanie się ze zróżnicowanymi, często humotystycznymi opowiadaniami Henry'ego Kuttnera. Dzisij premiera książki.
Zbiór Czytelniku, nienawidzę Cię! umożliwia zapoznanie się ze zróżnicowanymi, często humotystycznymi opowiadaniami Henry'ego Kuttnera. Dzisij premiera książki.

Czytelniku, nienawidzę Cię! - zbiór opowiadań Henry'ego Kuttnera - ukazał się dzisiaj w ramach Wehikułu Czasu. Jest to seria Domu Wydawniczego Rebis, w której ukazują się klasyczne teksty science fiction - najczęściej powieści, ale także zbiory opowiadań. W jej ramach ukazało się już ponad czterdzieści pozycji.
W zbiorze Czytelniku, nienawidzę cię! czytelnicy znajdą m.in. wszystkie opowiadania o wynalazcy Gallowayu Gallegherze i jego specyficznym robocie, a także niepublikowane dotąd w Polsce teksty.
W tomie znajdują się następujące opowiadania Henry'ego Kuttnera:
- Idealna skrytka (The Time Locker)
- Próżny robot (The Proud Robot)
- Gallegher Bis (Gallegher Plus)
- Ten świat jest mój (The World Is Mine)
- Ex machina (Ex Machina) .
- Kłopoty z aureolą (The Misguided Halo)
- Impas (Deadlock) .
- Chociaż mu się nie przelewa (Nothing But Gingerbread Left)
- Wierna miłość (Juke-Box)
- Zabijamy ludzi (We Kill People)
- Prawie dobrze (Near Miss)
- Czytelniku, nienawidzę cię! (Reader, I Hate You!)
- Pakt (By These Presents)
Z okazji premiery wydawca udostępnił jedno z opowiadań ze zbioru - Idealną skrytkę - w przekładzie Zofii Uhrynowskiej Hanasz. Znajdziecie go poniżej, pod opisem i okładką książki.
Czytelniku, nienawidzę Cię! - opis i okładka
"Czytelniku, nienawidzę cię" to pierwszy tom opowiadań jednego z mistrzów złotego wieku science fiction. Niezwykły, i niestety nieco zapomniany, talent Kuttnera lśni najjaśniej w krótkiej formie. W tym tomie prezentujemy niewielki wycinek jego twórczości.
Są tu m.in. wszystkie historie o genialnym (wyłącznie pod wpływem) wynalazcy Gallowayu Gallegherze i jego narcystycznym robocie, oraz cztery opowiadania po raz pierwszy prezentowane polskim czytelnikom. Podróżujący w czasie prawnicy mafii, własne zwłoki z przyszłości, porośnięci futrem obcy śniący o zawładnięciu Ziemią, to tylko niektóre z zabawnych, błyskotliwych pomysłów, którymi zachwyca nas Kuttner.

Czytelniku, nienawidzę Cię! - fragment
Idealna skrytka
Galloway grał ze słuchu — byłoby to zupełnie naturalne, gdyby był muzykiem, ale Galloway był uczonym. Zapijaczonym i narwanym, ale zdolnym. Chciał być eksperymentującym technikiem i byłby w tym prawdopodobnie wybitny, ponieważ chwilami miał przebłyski geniuszu. Niestety brakło mu funduszy na tak wyspecjalizowane studia i dlatego Galloway, z zawodu konserwator integratorów, utrzymywał swoje laboratorium jedynie jako hobby. Było to najkoszmarniej wyglądające laboratorium w całych sześciu stanach. Dziesięć miesięcy spędził, budując urządzenie, które nazwał organami alkoholowymi i które zajmowało prawie całą przestrzeń. Leżąc na wygodnej, miękkiej kanapie i naciskając guziki, mógł wstrzykiwać do swego wygarbowanego gardła trunki cudownej jakości, różnorodności i ilości. Ponieważ jednak zbudował organy w stanie permanentnego upojenia alkoholowego, nie pamiętał naturalnie zasady ich budowy. W pewnym sensie należało tego żałować.
W laboratorium było wszystkiego po trochu, większość rzeczy zupełnie ni przypiął, ni przyłatał. Reostaty miały maleńkie spódniczki jak baletnice i puste uśmiechy na glinianych twarzach. Dynamo rzucało się w oczy nazwą Monstrum, a nieco mniejsze etykietą głoszącą: Bełkotka. W szklanej retorcie siedział porcelanowy królik i tylko Galloway wiedział, jak on się tam znalazł. Tuż za drzwiami warował ohydny pies z żelaza, pierwotnie przeznaczony na ozdobę wiktoriańskich trawników czy może wrót piekielnych. Obecnie jego puste oczodoły służyły za uchwyty do probówek.
— Ale jak ty to robisz? — spytał Vanning.
Galloway, którego wychudzona postać spoczywała rozciągnięta pod organami alkoholowymi, wstrzyknął sobie do ust podwójne martini.
— Hę?
— Słyszałeś przecież. Mógłbym ci zapewnić wspaniałą posadę, gdybyś potrafił robić użytek z tego swojego zwariowanego łba albo przynajmniej zaczął o siebie dbać.
— Próbowałem — mruknął Galloway. — Nic z tego. Nie mogę pracować, kiedy się skupię. Chyba że robię coś mechanicznego. Moja podświadomość musi mieć bardzo wysoki iloraz inteligencji.
Vanning, przysadzisty, niewysoki mężczyzna z pobliźnioną, śniadą twarzą, pedałował na Monstrum. Czasami Galloway go martwił. Ten człowiek naprawdę nie zdawał sobie sprawy ze swoich możliwości ani z tego, jak wiele mogły one znaczyć dla Horace’a Vanninga, eksperta handlowego. „Handel” był naturalnie czymś całkowicie legalnym, ale skomplikowane stosunki ekonomiczne roku 1970 pozostawiły wiele furtek, w które człowiek inteligentny mógł się wcisnąć. Prawdę powiedziawszy, Vanning zajmował się pokątnym doradztwem. Było to zajęcie popłatne. Gruntowna znajomość prawa należała w tych czasach do rzadkości. Przepisy stanowiły taki gąszcz, że studiowanie prawa wymagało wieloletniego przygotowania. Ale Vanning miał wspaniale wyszkolony personel, ogromną bibliotekę zawierającą wszelkie możliwe przepisy, wyroki i dane, tak że za przyzwoite honorarium mógłby powiedzieć na przykład doktorowi Crippenowi, jak bezpiecznie uniknąć stryczka.
Bardziej szemrane interesy załatwiał ściśle poufnie, bez żadnych pomocników. Na przykład takiej neurostrzelby…
Galloway wynalazł tę niezwykłą broń, nie zdając sobie nawet sprawy z jej znaczenia. Pewnego wieczoru, kiedy nawaliła mu spawarka, sklecił ją, po prostu zlepiając do kupy poszczególne części przylepcem. Galloway dał to urządzenie Vanningowi, ale Vanning nie trzymał strzelby długo. Zarobił już tysiące kredytów, pożyczając ją potencjalnym mordercom. Czym przysporzył policji niemało kłopotu.
Na przykład przychodził do niego człowiek z branży i mówił:
— Słyszałem, że pan potrafi pomóc, nawet jak komuś grozi
wyrok za morderstwo. Gdybym tak na przykład…
— Wolnego! Nie mogę do czegoś takiego przykładać ręki. — Hmmm. Ale…
— Teoretycznie rzecz biorąc, przypuszczam, że zbrodnia doskonała jest możliwa. Przypuśćmy, że został wynaleziony nowy rodzaj broni, i przypuśćmy, przykładowo, że znajduje się ona w schowku na Rakietodromie Pasażerskim w Newark.
— Hmmm?
— Ja tylko teoretyzuję. Sejf numer 79 kombinacja szyfrowa trzydzieścicośtam osiem. Te drobne szczegóły zawsze pomagają w unaocznieniu teorii, nieprawdaż?
— Pan chce powiedzieć…
— Naturalnie, gdyby nasz morderca dorwał się do tej teoretycznej broni i się nią posłużył, byłby na tyle sprytny, żeby mieć w pogotowiu skrytkę pocztową na adres… powiedzmy: Sejf 40, Brooklyn Port. Mógłby wrzucić broń do skrytki, zapieczętować ją i pozbyć się obciążającego dowodu na pasie transmisyjnym najbliższego urzędu pocztowego. Ale to wszystko oczywiście teoria. Przykro mi bardzo, że nie mogę panu pomóc. Honorarium za rozmowę wynosi trzy tysiące kredytów. Recepcjonistka przyjmie od pana czek.
Wyrok skazujący byłby w takim przypadku niemożliwy. Precedens: orzeczenie sądu 875M, policja stanu Illinois, sprawa Dubsona z oskarżenia publicznego. Przyczyna śmierci musi zostać stwierdzona. Należy wziąć pod uwagę możliwość wypadku. Jak stwierdził sędzia sądu najwyższego Duckett podczas procesu Sanderson kontra Sanderson, gdzie chodziło o śmierć teściowej oskarżonego…
Bezwzględnie prokurator ze swoim sztabem biegłych toksykologów musi się zgodzić, że…
Krótko mówiąc, Wysoki Sądzie, zgłaszam wniosek o umorzenie sprawy z braku dowodów i niemożliwości wyjaśnienia przyczyn śmierci…
Do Gallowaya nigdy nawet nie dotarło, że jego neurostrzelba jest tak niebezpieczną bronią. Ale Vanning nawiedzał jego niechlujne laboratorium, zachłannie śledząc wyniki naukowych igraszek przyjaciela. Niejeden raz zdobył w ten sposób jakieś pożyteczne urządzenie. Kłopot polegał jednak na tym, że Galloway nie chciał pracować!
Łyknął znowu martini, potrząsnął głową i wyciągnął swoje chude ciało. Wstał i mrugając, podszedł leniwie do zawalonego różnymi rupieciami stołu laboratoryjnego i zaczął się bawić kawałkami drutu.
— Robisz coś?
— Nie wiem. Bawię się. Bo tak to właśnie jest. Po prostu składam różne rzeczy do kupy i czasami coś z tego wychodzi. Tyle że nigdy nie wiem co. Tsss. — Galloway zostawił druty i wrócił na kanapę. — A, do diabła z tym wszystkim.
Dziwadło, pomyślał Vanning. Galloway był facetem z gruntu amoralnym, zupełnie nie na miejscu w tym skomplikowanym świecie. Z przewrotnym rozbawieniem patrzył na świat ze swego osobistego punktu obserwacyjnego niemal zupełnie obojętnie. No i robił różne rzeczy…
Ale wyłącznie dla własnej przyjemności. Vanning westchnął i rozejrzał się po laboratorium — jego pedantyczna dusza cierpiała męki na widok pobojowiska. Machinalnie schylił się po zmięty fartuch leżący na podłodze i poszukał wzrokiem jakiegoś haczyka. Oczywiście niczego takiego nie znalazł. Galloway, który cierpiał na brak metali przewodzących, już dawno powyrywał ze ścian wszystkie haki i wykorzystał na różne sposoby.
Tak zwany uczony z półprzymkniętymi oczyma przyrządzał sobie klina. Vanning podszedł do stojącej w kącie metalowej szafki i ją otworzył. Nie było tam żadnych wieszaków, wobec czego poskładał fartuch porządnie i położył na dnie. Po czym wrócił na swoje stanowisko na Monstrum.
— Napijesz się? — spytał Galloway.
Vanning pokręcił głową.
— Nie, dziękuję. Mam jutro sprawę.
— Zawsze jest jeszcze tiamina. Paskudztwo. Ja pracuję znacznie lepiej, jak mam mózg obłożony poduszkami pneuma tycznymi.
— A ja nie.
— To tylko kwestia wprawy — mruknął Galloway — do której może dojść każdy, jeśli tylko… Na co się tak gapisz?
— Ta szafka… — Zdziwiony Vanning marszczył czoło. — Zaraz, co to takiego…
Wstał. Metalowe drzwi pozostały niedomknięte i właśnie się otworzyły. A po fartuchu, który Vanning umieścił w metalowej przegródce, nie było śladu.
— To farba — wyjaśnił sennie Galloway. — Coś w rodzaju impregnacji. Zbombardowałem wnętrze tej szafki promieniami gamma. Ale nie nadaje się do niczego.
Vanning podszedł i przesunął świetlówkę, żeby lepiej widzieć. Szafka nie była pusta, jak myślał w pierwszej chwili. Nie było w niej już wprawdzie fartucha, ale za to znajdowała się maleńka banieczka czegoś… bladozielonego i z grubsza biorąc, kulistego.
— Czy ona rozpuszcza różne rzeczy? — zapytał, wytrzeszczając oczy.
— Aha. Wyciągnij, to zobaczysz.
Vanning nie bardzo się kwapił z wsadzeniem ręki do środka. Znalazł długie uchwyty do probówek i wydłubał nimi kulkę. Była to… Szybko odwrócił głowę. Bolały go oczy. Zielona kulka zmieniała kolor, kształt i wielkość, aż w końcu była tylko nieforemnym pełzającym ruchomym kształtem. Nagle uchwyty zrobiły się zadziwiająco ciężkie.
I nic dziwnego. Vanning trzymał w nich fartuch.
— O, takie właśnie płata figle — wyjaśnił obojętnie Galloway. — Musi być po temu jakiś powód. Rzeczy, które wkładam do szafki, robią się małe. Ale jak je wyjmę, wracają do normalnych rozmiarów. Może mógłbym ją sprzedać jakiemuś magikowi — powiedział z powątpiewaniem.
Vanning usiadł, mnąc w palcach fartuch i przyglądając się metalowej szafce. Był to prostopadłościan o wymiarach mniej więcej 3×3×5 stóp, w środku wyłożony czymś, co przypominało szarawą farbę położoną metodą natryskową, na zewnątrz lśniąco czarny.
— Jak tyś to zrobił?
— Co? Sam nie wiem. Tak mi jakoś samo wyszło. — Galloway popijał swoją mieszankę piorunującą. — Może to sprawa rozciągliwości wymiarów. Moja impregnacja mogła zmienić zależności czasoprzestrzenne wewnątrz szafki. Ciekawe, co to może znaczyć — mruknął na stronie. — Słowa mnie czasami przerażają.
Vanning pomyślał o analogu sześcianu.
Źródło: Rebis



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1956, kończy 69 lat
ur. 1960, kończy 65 lat
ur. 1961, kończy 64 lat

