Przeczytaj początek powieści Kena Folletta pt. Słup ognia
Mamy dla was do przeczytania obszerny fragment Słupa ognia - powieści Kena Folletta należącej do cyklu rozpoczętego Filarami Ziemi.
Mamy dla was do przeczytania obszerny fragment Słupa ognia - powieści Kena Folletta należącej do cyklu rozpoczętego Filarami Ziemi.
Tu było inaczej. Na ścianie naprzeciw obrazu wisiała mapa Kingsbridge. Nigdy nie widział czegoś podobnego i przyglądał się jej z zaciekawieniem. Na mapie widać było, że główne ulice biegnące z północy na południe i z zachodu na wschód dzielą miasto na cztery części. Katedra i były klasztor znajdowały się w południowo-wschodniej, a cuchnąca dzielnica przemysłowa w południowo-zachodniej. Oznaczono wszystkie kościoły i niektóre domy, w tym Fitzgeraldów i Willardów. Rzeka stanowiąca wschodnią granicę miasta skręcała, przypominając kształtem psią łapę. Niegdyś wyznaczała także południową granicę Kingsbridge, ale dzięki mostowi Merthina miasto rozbudowało się i na drugim brzegu powstały peryferia.
Ned pomyślał, że obrazy symbolizują rodziców Margery: jej ojciec, polityk, z pewnością zawiesiłby na ścianie mapę, podczas gdy matka, pobożna katoliczka – scenę ukrzyżowania.
Tymczasem do sieni weszła nie Margery, lecz jej brat Rollo – przystojny brunet, wyższy od Neda. Ci dwaj chodzili razem do szkoły, ale nie zostali przyjaciółmi. Cztery lata starszy Rollo był najbystrzejszym chłopcem w szkole i odpowiadał za młodszych uczniów, Ned nie widział w nim jednak wzoru do naśladowania i nie uznawał jego autorytetu. Do tego wkrótce okazało się, że jest co najmniej tak bystry jak Rollo, przez co dochodziło między nimi do kłótni i bójek, dopóki Rollo nie wyjechał do Kingsbridge College w Oksfordzie.
Teraz Ned starał się ukryć niechęć i rozdrażnienie.
– Widziałem plac budowy obok gospody Bella – zaczął uprzejmie. – Wasz ojciec buduje nowy dom?
– Tak. Ten jest już trochę staroświecki.
– Czyli interesy w Combe idą dobrze. – Sir Reginald był mytnikiem w porcie w Combe. Tę lukratywną posadę zapewniła mu Maria Tudor po tym, jak została królową, w nagrodę za jego poparcie.
– A więc wróciłeś z Calais? – zapytał Rollo. – Jak tam było?
– Wiele się nauczyłem. Mój ojciec zbudował tam przystań i magazyn, którym zarządza wuj Dick. – Ojciec Neda zmarł dziesięć lat temu i od tej pory to matka prowadziła interesy. – Przewozimy angielskie rudy żelaza, cynę i ołów z Combe do Calais, skąd trafiają do całej Europy. – Kontakty z Calais stanowiły fundament rodzinnej fortuny Willardów.
– Czy wojna nie wpłynęła na interesy? – Anglia znajdowała się w stanie wojny z Francją, nietrudno było jednak dostrzec, że troska Rollo jest udawana. Prawdę mówiąc, cieszyła go myśl, że fortuna Willardów może przez to ucierpieć.
Ned zignorował to pytanie.
– Calais jest dobrze strzeżone – odparł z pewnością, której wcale nie czuł. – Otaczają je forty, które chronią miasto, odkąd dwieście lat temu zostało przyłączone do Anglii. – Czuł, że kończy mu się cierpliwość. – Zastałem Margery?
– A masz powód, żeby się z nią spotykać?
Ned puścił to nieuprzejme pytanie mimo uszu i jak gdyby nigdy nic otworzył torbę.
– Przywiozłem jej prezent z Francji. – Wyciągnął z torby złożoną starannie sztukę błyszczącego jedwabiu w kolorze lawendy. – Myślę, że będzie jej pasował.
– Margery nie będzie chciała się z tobą spotkać.
Ściągnął brwi. Co to miało znaczyć?
– Jestem pewien, że ucieszy się na wieść, że wróciłem.
– Nie bardzo wiem, dlaczego miałaby się ucieszyć.
– Podziwiam twoją siostrę – Ned ostrożnie dobierał słowa – i wierzę, że ona również mnie lubi.
– Młody Nedzie, wkrótce się przekonasz, że podczas twojej nieobecności wiele się zmieniło – odparł protekcjonalnie Rollo.
Ned nie potraktował jego słów poważnie, przekonany, że Rollo jest najzwyczajniej w świecie złośliwy.
– Mimo wszystko chciałbym się z nią zobaczyć.
Rollo się uśmiechnął. Był to niepokojący uśmiech, który Ned pamiętał ze szkolnych czasów. Widywał go, kiedy Rollo miał wymierzyć karę chłosty któremuś z młodszych uczniów.
– Margery się zaręczyła.
– Jak to? – Ned gapił się na niego zdumionym, zbolałym wzrokiem, jak ktoś, kto został zaatakowany od tyłu. Nie wiedział, czego może się spodziewać, ale z pewnością nie oczekiwał czegoś takiego.
Brat Margery spoglądał na niego z uśmiechem.
– Z kim? – zapytał Ned. Nic innego nie przyszło mu do głowy.
– Poślubi wicehrabiego Shiring.
– Barta? – wydusił Ned. Ze wszystkich młodych mężczyzn w hrabstwie nierozgarnięty, pozbawiony humoru Bart Shiring był ostatnim, który mógłby zawrócić Margery w głowie. Szanse na to, że pewnego dnia zostanie hrabią Shiring, mogły okazać się kuszące dla wielu dziewcząt, ale nie dla Margery. Nie miał co do tego wątpliwości.
A przynajmniej nie miał ich rok temu.
– Wymyśliłeś to? – spytał.
Chwilę po zadaniu tego pytania uświadomił sobie, jak bardzo było niemądre. Rollo może i był przebiegły i złośliwy, ale z całą pewnością nie był głupi. Nie zmyśliłby takiej historyjki, bo przecież zrobiłby z siebie durnia, kiedy prawda wyjdzie na jaw.
Rollo wzruszył ramionami.
– Zaręczyny zostaną ogłoszone jutro na przyjęciu u hrabiego.
Nazajutrz wypadał dwunasty dzień Bożego Narodzenia. Jeśli hrabia Shiring urządzał przyjęcie, Willardowie z całą pewnością zostaną na nie zaproszeni, więc Ned przekona się osobiście, czy to, co mówi Rollo, jest prawdą.
– Czy ona go kocha? – spytał zdławionym głosem.
Brat Margery nie spodziewał się takiego pytania, i tym razem to on wyglądał na zaskoczonego.
– Nie rozumiem, dlaczego miałbym z tobą o tym rozmawiać.
Jego uchylanie się od odpowiedzi pozwoliło Nedowi wierzyć, że brzmiałaby ona „nie”.
– Dlaczego się denerwujesz?
– Lepiej już idź – żachnął się Rollo. – Zanim stłukę cię tak jak kiedyś.
Ned się wyprostował.
– Nie jesteśmy już w szkole – przypomniał mu. – I mógłbyś się zdziwić, kto tu kogo stłucze. – Miał ochotę rzucić się na niego; był tak wściekły, że nie dbał o to, czy zwycięży.
Rollo był bardziej powściągliwy; podszedł do drzwi i je otworzył.
– Żegnam – rzucił oschle.
Ned się zawahał; nie chciał wychodzić, nie zobaczywszy się z Margery. Gdyby wiedział, gdzie znajduje się jej pokój, pobiegłby na górę, ale zdawał sobie sprawę, jak głupio będzie wyglądał, ganiając po czyimś domu i otwierając kolejno wszystkie drzwi.
Schował jedwab z powrotem do torby.
– To jeszcze nie koniec – zapowiedział. – Nie możecie bez końca trzymać jej pod kluczem. Wcześniej czy później porozmawiam z nią.
Rollo zignorował jego słowa i cierpliwie stał przy drzwiach. Ned miał ochotę mu przyłożyć, lecz się pohamował; był mężczyzną i nie mógł dać się sprowokować. Czuł, że dał się wyprowadzić w pole. Jeszcze przez chwilę stał przy drzwiach, nie bardzo wiedząc, co zrobić. W końcu wyszedł.
– Nie radzę ci! – zawołał za nim Rollo.
Ned wyszedł na ulicę i udał się do domu, w którym przyszedł na świat.
Dom Willardów stał naprzeciw zachodniego wejścia do katedry. Na przestrzeni lat dobudowywano do niego przypadkowe części i teraz zajmował powierzchnię kilku tysięcy stóp kwadratowych. Był wygodny – z dużymi kominkami, przestronną jadalnią i sypialniami z miękkimi łożami. W domu mieszkała Alice Willard, jej dwaj synowie, a także babka – matka nieżyjącego ojca Neda.
Zastał matkę w salonie, który służył jej za gabinet, gdy nie przebywała w składzie na nabrzeżu. Na widok syna zerwała się od sekretarzyka, objęła go i ucałowała. Przez ostatni rok przybrała na wadze; zauważył to od razu, ale zachował tę uwagę dla siebie.
Rozejrzał się. Pokój wyglądał tak, jak go zapamiętał. Ulubiony obraz matki wisiał tam gdzie zawsze – przedstawiał Chrystusa i cudzołożnicę otoczoną tłumem rozjuszonych faryzeuszy, którzy chcieli ją ukamienować. Alice lubiła cytować Jezusa: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamień. Był to poniekąd erotyczny obraz, ponieważ kobieta miała odkryte piersi, przez co swojego czasu młodego Neda nawiedzały barwne sny.
Wyjrzał przez okno na plac targowy i bogato zdobioną fasadę kościoła z długim szeregiem lancetowych okien i łukowatymi sklepieniami. Katedra była tam każdego dnia, tylko niebo nad nią zmieniało się w zależności od pory roku. Dawała Nedowi niejasne, ale potężne poczucie stabilności. Ludzie rodzili się i umierali, miasta powstawały i upadały, wojny rozpoczynały się i kończyły, a katedra w Kingsbridge będzie tam, gdzie jest, aż do Dnia Sądu Ostatecznego.
– A więc poszedłeś do katedry złożyć podziękowania – odezwała się Alice. – Dobry z ciebie chłopiec.
Ned czuł, że nie powinien jej oszukiwać.
– Poszedłem też do Fitzgeraldów – wyznał. Widząc rozczarowanie, które niczym cień przemknęło po jej twarzy, dodał pospiesznie: – Mam nadzieję, że nie jesteś o to zła.
– Troszkę – przyznała. – Ale pamiętam, jak to jest być młodym i zakochanym.
Miała czterdzieści osiem lat. Po śmierci Eda wszyscy mówili, że powinna ponownie wyjść za mąż i tylko ośmioletni Ned bał się, że dostanie złego ojczyma. Matka była jednak od dziesięciu lat wdową i prawdopodobnie tak miało już pozostać.
– Rollo powiedział, że Margery zamierza poślubić Barta Shiringa.
– Dobry Boże! Tego się obawiałam. Biedactwo. Tak mi przykro
– Jakim prawem ojciec mówi jej, za kogo ma wyjść?
– Ojcowie sądzą, że mogą o tym decydować. Twój ojciec i ja nie musieliśmy się o to martwić. Żadna z naszych córek nie przeżyła.
Ned wiedział, że zanim przyszedł na świat Barney, matka urodziła dwie dziewczynki. Widział dwa maleńkie nagrobki na cmentarzu przylegającym do północnej części katedry.
– Kobieta musi kochać męża – powiedział. – Ty nie zmuszałabyś córki do małżeństwa z kimś takim jak Bart.
– Pewnie masz rację.
– Więc dlaczego ojciec Margery to robi?
– Sir Reginald wierzy w hierarchię i władzę. Jako burmistrz uważa, że jego zadaniem jest podejmowanie decyzji i wprowadzanie ich w życie. Kiedy twój ojciec był burmistrzem, powtarzał, że jego obowiązkiem jest rządzić miastem, służąc mu jak najlepiej.
– To dwa różne spojrzenia na tę samą kwestię – bąknął niecierpliwie Ned.
– Niezupełnie. To dwa różne światy.
II
– Nie wyjdę za Barta Shiringa! – oświadczyła Margery Fitzgerald matce.
Była smutna i zła. Przez dwanaście miesięcy czekała na powrót Neda, myślała o nim każdego dnia, tęskniła za jego kpiarskim uśmiechem i złocistobrązowymi oczami, a teraz dowiedziała się od służących, że wrócił do Kingsbridge i był w jej domu, ale nikt jej o tym nie powiedział, więc sobie poszedł! Wściekła na najbliższych, że ją oszukali, rozpłakała się.
– Nie proszę, żebyś dziś wyszła za wicehrabiego Shiring – odparła lady Jane. – Po prostu idź i porozmawiaj z nim.
Były w sypialni córki. W jednym kącie stał klęcznik, na którym klękała dwa razy dziennie i patrząc na wiszący na ścianie krzyż, odliczała modlitwy z pomocą paciorków z kości słoniowej nanizanych na sznurek. Pozostała część pokoju opływała w luksusy: było tu łóżko z baldachimem, kolorowymi kotarami i materacem wypełnionym pierzem, duża rzeźbiona skrzynia, która mieściła liczne suknie, i gobelin przedstawiający las.
Na przestrzeni lat ściany pokoju były świadkiem wielu kłótni Margery z matką. Ale teraz była już kobietą – drobną, lecz odrobinę wyższą i nieco bardziej korpulentną niż jej filigranowa, porywcza matka – i miała świadomość, że czasy, gdy każda kłótnia kończyła się jej upokorzeniem i triumfem lady Jane, dawno minęły.
– Po co? – spytała. – Przyszedł tu, żeby się do mnie zalecać. Jeśli z nim porozmawiam, poczuje się ośmielony. I jeszcze bardziej się zdenerwuje, kiedy odkryje prawdę.
– Możesz być uprzejma.
Margery nie chciała rozmawiać o Barcie.
– Jak mogliście mi nie powiedzieć, że Ned tu był? – rzuciła z wyrzutem. – To nie w porządku!
– Dowiedziałam się o tym po jego wyjściu! Tylko Rollo z nim rozmawiał.
– Rollo wykonywał wasze polecenia.
– Dzieci powinny wykonywać polecenia rodziców – odparła lady Jane. – Znasz przykazanie: Czcij ojca swego i matkę swoją. To twój obowiązek wobec Boga.
Margery walczyła z tym całe swoje życie. Wiedziała, że Bóg chce od niej posłuszeństwa, lecz z natury była uparta i zbuntowana – przynajmniej tak jej mówiono – i bycie grzeczną stanowiło dla niej nie lada wyzwanie. Jednakże za każdym razem, gdy jej o tym przypominano, starała się poskromić swoją naturę i na jakiś czas stawała się uległa. Wiedziała, że wola Boża jest najważniejsza.
– Wybacz, matko – rzekła.
– Idź, porozmawiaj z Bartem.
– Dobrze.
– Tylko uczesz włosy, moja droga.
– Wyglądają dobrze – rzuciła przekornie Margery i zanim matka zdążyła cokolwiek dodać, wyszła z pokoju.
Bart czekał w holu, ubrany w nowe żółte pończochy. Drażnił się z jednym z psów, podstawiając mu pod nos plasterek szynki i w ostatniej chwili cofając rękę.
Lady Jane zeszła za córką po schodach.
– Zaprowadź lorda Shiring do biblioteki i pokaż mu książki – poinstruowała córkę.
– Jego nie interesują książki – warknęła dziewczyna.
– Margery! – upomniała ją matka.
– Chętnie obejrzę książki – odezwał się Bart.
Margery wzruszyła ramionami.
– Proszę za mną – bąknęła i zaprowadziła go do sąsiedniego pokoju. Zostawiła otwarte drzwi, ale lady Jane nie dołączyła do nich.
Księgozbiór ojca zajmował trzy półki.
– Na Boga, ile książek! – wykrzyknął Bart. – Człowiek zmarnowałby życie, żeby je wszystkie przeczytać.
W bibliotece znajdowało się około pięćdziesięciu tomów – więcej, niż zwykle widywano za murami uniwersytetu czy klasztoru – co było symbolem statusu i bogactwa. Niektóre z ksiąg napisano po łacinie albo po francusku.
Margery postanowiła odgrywać rolę gospodyni. Sięgnęła po jedną z anglojęzycznych książek.
– To Miła rozrywka – powiedziała. – Myślę, że mogłaby cię zainteresować.
Bart rzucił jej pożądliwe spojrzenie i przysunął się nieco bliżej.
– Przyjemności zawsze są miłe – spróbował zażartować.
Dziewczyna się cofnęła.
– To długi wiersz o edukacji rycerza.
– Aha. – Nagle stracił zainteresowanie książką. Spojrzał na półkę i wybrał książkę kucharską.
– To jest ważne – oświadczył. – Żona powinna dbać o to, żeby mąż dobrze jadł, prawda?
– Oczywiście. – Margery rozpaczliwie szukała w głowie tematów do rozmowy. Co interesowało Barta? Może wojna? – Ludzie obwiniają królową o wojnę z Francją.
– Niby dlaczego to miała być jej wina?
– Mówią, że Hiszpania i Francja walczą o wpływy we Włoszech, że ten konflikt nie ma nic wspólnego z Anglią i że przystąpiliśmy do tej wojny tylko dlatego, że królowa Maria jest żoną króla Filipa i musi go wspierać.
Bart pokiwał głową.
– Żona powinna słuchać męża.
– Dlatego wybierając mężów, musimy być bardzo ostrożne. – Ta kąśliwa uwaga uszła jego uwagi. Tymczasem Margery ciągnęła: – Niektórzy twierdzą, że królowa nie powinna była wychodzić za obcego monarchę.
– Dość tych rozmów o polityce. – Bart najwyraźniej znudził się tematem. – Kobiety powinny zostawiać takie sprawy swoim mężom.
– Kobiety mają tak wiele obowiązków wobec mężów – zauważyła Margery, wiedząc, że i ta złośliwość umknie jego uwadze. – Musimy im gotować, słuchać ich i zostawić im rozmowy o polityce… Cieszę się, że nie mam męża; dzięki temu życie jest prostsze.
– Ale każda kobieta potrzebuje męża.
– Porozmawiajmy o czymś innym.
– Mówię poważnie. – Bart w skupieniu zamknął oczy, a gdy się odezwał, jego słowa brzmiały jak wyuczone przemówienie. – Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie i kocham cię. Proszę, zostań moją żoną.
– Nie! – odparła instynktownie.
Wyglądał na zmieszanego. Nie wiedział, co powiedzieć. Najwyraźniej nie spodziewał się takiej reakcji.
– Pewnego dnia moja żona zostanie hrabiną! – dodał po chwili.
– Więc musisz poślubić dziewczynę, która pragnie tego z całego serca.
– A ty nie pragniesz?
– Nie. – Starała się być delikatna, lecz nie było to proste: ten człowiek zupełnie nie rozumiał zawoalowanych wypowiedzi. – Jesteś silny, przystojny i z całą pewnością odważny, ale nie mogłabym cię pokochać. – W tym momencie pomyślała o Nedzie; w jego towarzystwie nigdy nie musiała wymyślać tematów do rozmowy. – Chcę poślubić mężczyznę bystrego, troskliwego, dla którego żona będzie kimś więcej niż tylko służącą. – No proszę, pomyślała, nawet Bart Shiring musi zrozumieć coś takiego.
- 1
- 2 (current)
Źródło: Albatros / fot. Albatros
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat