Zeszłoroczna The Fantastic Four stała się jednym z najgorzej przyjętych filmów komiksowych w historii. Kłótnie na planie czy wątpliwa jakość samej fabuły produkcji wpłynęły na bardzo negatywny jej odbiór. Okazuje się jednak, że pierwotnie scenariusz miał wyglądać całkowicie inaczej. Zanim jeszcze do pracy nad nim zostali zaangażowani Simon Kinberg i Josh Trank, pierwszą jego wersję przygotowywał Jeremy Slater. Ujawnił on właśnie swoją początkową wizję.

W jego historii, prace Reeda Richardsa i Victora von Dooma w Fundacji Baxtera miały bardziej akcentować ich wzajemną zależność i rywalizację. Cały zespół w Strefie Negatywnej powinien pierwotnie spotkać Annihilusa (mającego wyglądać jak "wkurzony, cybernetyczny tyranozaur") i zyskać moce, gdy ten uderzył w nich wiązkami promieniowania. W tym wariancie Victor również nie zdołał wrócić wraz z innymi członkami zespołu na Ziemię, jednak wytłumaczono to tym, że oddalił się, by zabić Annihilusa. Dalej fabuła prezentowała się równie interesująco:

Oprócz Annihilusa i Strefy Negatywnej, mieliśmy jeszcze Doktora Dooma, wypowiadającego wojnę całej cywilizacji; Mole Mana, wypuszczającego w centrum Manhattanu mierzącego prawie 20 metrów, genetycznie zmodyfikowanego potwora; szarżę komandosów w Fundacji Baxtera; stylizowany na Saving Private Ryan finał, w którym nasi herosi mierzyli się z armią Doombotów w rozdartej wojną Latverii (ojczyźnie Victora von Dooma - przyp. aut.), i wreszcie scenę po napisach, gdy Galactus i Srebrny Surfer niszczą całą planetę. Mieliśmy też potwory, kosmitów, specjalne pojazdy dla drużyny i robota o kulistym kształcie, H.E.R.B.I.E.'ego - to właściwie był BB-8 dwa lat przed tym, jak ten w ogóle powstał.

Czytaj także: Miles Teller chciałby zagrać w kontynuacji Fantastycznej Czwórki

Problemem okazały się jednak potężne koszty realizacji takiego projektu. Slater przyznał, że studio nie chciało ryzykować, uwzględniając wyniki finansowe poprzednich odsłon przygód Fantastycznej Czwórki.