Wywrócony świat: przeczytaj początek klasycznej powieści SF braci Strugackich
Wywrócony świat to jedna z czterech powieści, które wchodzą w skład omnibusa braci Strugackich. Mamy dla was do przeczytania fragment książki.
Wywrócony świat to jedna z czterech powieści, które wchodzą w skład omnibusa braci Strugackich. Mamy dla was do przeczytania fragment książki.
W tym tygodniu, nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka, ukazał się nowy omnibus zawierający cztery powieści braci Strugackich zatytułowany Wywrócony świat i inne utwory.
To nowe tłumaczenie trylogii o Maksie Kammererze: Żuk w mrowisku, Fale tłumią wiatr, Wywrócony świat (dawniej: Przenicowany świat). Ponadto tom zawiera Niepokój, pierwotną wersję powieści Ślimak na zboczu.
Przeczytajcie pierwszy rozdział Wywróconego świata w przekładzie Ewy Białołęckiej:
Wywrócony świat - fragment powieści
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROBINSON
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Maksym uchylił luk, wystawił głowę i z obawą popatrzył w niebo. Było tutaj niskie i jakieś takie twarde, bez tej lekkomyślnej przejrzystości sugerującej bezmiar kosmosu i mnogość zamieszkanych światów – najprawdziwsza biblijna opoka, gładka i nieprzenikliwa. Opoka ta niewątpliwie opierała się na mocarnych ramionach miejscowego Atlasa i równomiernie fosforyzowała. Poszukał wzrokiem dziury w zenicie, którą wybił statek, lecz jej nie było – rozpływały się tam tylko dwa duże czarne kleksy, jak krople tuszu w wodzie. Otworzył pokrywę luku na oścież i zeskoczył w wysoką suchą trawę.
Powietrze było gorące i gęste, pachniało kurzem, starym żelazem, rozgniecioną roślinnością, życiem. Śmiercią też pachniało – dawną i niezrozumiałą. Trawa sięgała po pas, niedaleko ciemniały zarośla, sterczały jakieś smętne, pokrzywione drzewa. Było prawie jasno, jak w księżycową noc na Ziemi, ale bez żadnych cieni, bez księżycowej błękitnej mglistości; wszystko wydawało się szare, zapylone, płaskie. Statek tkwił na dnie ogromnego krateru o stromych zboczach; okolica wyraźnie unosiła się ku rozmytemu horyzontowi. Opodal płynęła rzeka, wielka i spokojna; toczyła wody na zachód, w górę po skłonie leja, co było dziwne.
Maksym obszedł statek, wiodąc ręką po zimnej, nieco wilgotnej burcie. Znalazł ślady uderzeń tam, gdzie się ich spodziewał. Głębokie, nieprzyjemne wgniecenie pod kręgiem indykatora – wtedy pojazd kosmiczny niespodziewanie podskoczył i przechylił się na bok, tak że autopilot się obraził i on musiał pospiesznie przejąć stery. Szczerba koło prawego wizjera – to dziesięć sekund później, kiedy statek położył się na dziobie i oślepł z jednej strony. Znów spojrzenie w górę. Czarne kleksy były teraz ledwo widoczne. Uderzenie meteorytu w stratosferze – prawdopodobieństwo: zero całych zero, zero… Ale przecież każde prawdopodobne wydarzenie kiedyś może się ziścić.
Maksym ponownie wszedł do kabiny, przełączył system na autonaprawę, uruchomił laboratorium, a potem skierował się ku rzece. Przygoda, jasne, ale i tak rutyna. Nuda. U nas, w GSZ, nawet przygody są rutynowe. Zagrożenie meteorytowe, zagrożenie promieniowaniem, awaria podczas lądowania… Awaria podczas lądowania, meteoryty, promieniowanie… Takie tam perypetie…
Wysoka krucha trawa chrzęściła pod nogami, kłujące rzepy czepiały się szortów. Z brzęczeniem nadleciała chmara owadów, skłębiła się przed jego twarzą i odleciała. Dorośli, poważni ludzie nie wstępują do Grupy Swobodnego Zwiadu. Mają swoje dorosłe, poważne sprawy i wiedzą, że te wszystkie obce planety są w istocie monotonne i męczące. Monotonno-męczące. Męcząco-monotonne… Rzecz jasna, jeśli masz dwadzieścia lat i w sumie niczego nie umiesz, jeśli nawet nie wiesz, co chciałbyś umieć, i nie nauczyłeś się do tej pory cenić tego, co masz najcenniejsze – czasu, jeśli nie masz szczególnych zdolności nawet w śladowym stopniu, jeśli dominantą twojej istoty, tak jak i dziesięć lat temu, nie jest głowa, lecz wciąż są nią ręce i nogi, jeśli naiwnie uważasz, że na nieznanych planetach można znaleźć skarb nieosiągalny na Ziemi, jeśli, jeśli, jeśli… Wtedy – tak, naturalnie. Weź katalog, otwórz go na dowolnej stronie, tknij palcem w jakąkolwiek linijkę i leć. Odkryj planetę, nazwij ją swoim imieniem, sporządź fizyczne charakterystyki, walcz z potworami (jeśli takowe będą), nawiązuj kontakty (jeśli będzie z kim), baw się w Robinsona (jeśli nikogo nie znajdziesz)… I oczywiście wszystko z pożytkiem. Podziękują, powiedzą, że wniosłeś cenny wkład, wezwie cię na szczegółową rozmowę jakiś znany specjalista… Uczniowie, szczególnie ci kiepscy, z młodszych klas, będą na ciebie patrzyć z szacunkiem, ale nauczyciel podczas spotkania zapyta tylko: „Jeszcze w GSZ?” i skieruje rozmowę na inny temat, a jego twarz będzie wyrażała smutek i zawstydzenie, bo poczuje się odpowiedzialny za to, że wciąż tkwisz w miejscu; a ojciec powie: „Hm…” i niepewnie zaproponuje ci stanowisko laboranta; a mama: „Maksik, przecież ty w dzieciństwie nieźle rysowałeś…”; a Oleg powie: „Ileż można? Przestań się ośmieszać”; a Jenny powie: „Poznajcie się, to mój mąż”. I wszyscy będą mieli rację. Wszyscy poza tobą. Wrócisz do Urzędu GSZ i starając się nie patrzeć na dwóch takich samych dzbanów jak ty, ryjących w katalogach przy sąsiednim regale, weźmiesz kolejny tom, otworzysz na chybił trafił i tkniesz palcem…
Maksym się obejrzał. Zdeptana trawa stroszyła się, powstając, na tle nieba czerniały koślawe drzewa i świecił maleńki krążek otwartego luku. Wszystko było jak zawsze. No i dobrze, pomyślał. Fajnie byłoby znaleźć cywilizację – starożytną, potężną i mądrą. I do tego humanoidalną.
Zszedł ku wodzie po stromym brzegu. Rzeka rzeczywiście była wielka i powolna. Gołym okiem widział, jak nadpływa ze wschodu, by podnieść się ku zachodowi (potworna tu refrakcja). Drugi brzeg opadał łagodnie, zarośnięty gęsto trzciną, a kilometr w górę nurtu sterczały z wody jakieś słupy, krzywe belki i nierówne, kosmate od pnączy kratownice. Cywilizacja, pomyślał bez szczególnego podniecenia. Dookoła wyczuwał dużo żelaza i jeszcze coś – nieprzyjemnego, dusznego, a kiedy zaczerpnął garścią wody, zrozumiał, że to radiacja, dość silna i szkodliwa. Rzeka niosła ze wschodu substancje radioaktywne – dotarło do niego, że z tej cywilizacji nie będzie wiele pożytku, że to znowu nie to, kontakty trzeciego stopnia lepiej sobie darować. Należy wykonać standardowe analizy, ze dwa razy oblecieć planetę wzdłuż równika i spływać do domu. A potem, na Ziemi, przekazać materiały posępnym, steranym życiem kolesiom z Rady Bezpieczeństwa Galaktycznego i jak najszybciej o wszystkim zapomnieć.
Źródło: Prószyński i S-ka
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1991, kończy 33 lat
ur. 1947, kończy 77 lat
ur. 1955, kończy 69 lat