Bardzo chciałbym zagrać Czesława Niemena – rozmawiamy z Piotrem Stramowskim z Botoksu
Z okazji premiery serialu Botoks mieliśmy okazję porozmawiać z gwiazdą produkcji - Piotrem Stramowskim, który opowiada miedzy innymi o swoich przyszłych aktorskich projektach, wymarzonej roli i... kinie komiksowym.
Z okazji premiery serialu Botoks mieliśmy okazję porozmawiać z gwiazdą produkcji - Piotrem Stramowskim, który opowiada miedzy innymi o swoich przyszłych aktorskich projektach, wymarzonej roli i... kinie komiksowym.
NORBERT ZASKÓRSKI : Czy serial Botoks będzie pewnym rodzajem odtrutki na hejt, który pojawił się przy okazji filmu?
Piotr Stramowski: Wydaje mi się, że jak najbardziej tak. W filmie było sporo wątków i widzowie, którzy chcieliby zobaczyć więcej, będą mieli ku temu okazję właśnie w serialu, ponieważ jest na to poświęcony dodatkowy czas, naprawdę ciekawie rozbudowano poszczególne relacje bohaterów. Widzowie będą mogli bliżej się im przyjrzeć i je zrozumieć.
Skąd twoim zdaniem wziął się hejt Botoksu?
Składa się na to parę rzeczy. Pierwszą jest to, że film zrobił Patryk Vega, czyli facet, któremu w ostatnim czasie wiele się udaje. Po drugie jest to świetna pożywka, o tym się sporo pisze i wiele osób się pod to podpina, aby zaistnieć przy temacie, bo wiadomo, że będzie się o tym pisać w myśl zasady - nieważne, jak piszą, ważne, żeby pisali. Po trzecie Patryk poruszył bardzo kontrowersyjny temat i odważnie podszedł do sprawy, wtedy o wiele łatwiej jest się do czegoś przyczepić, bo wiele osób to poprze. Jeszcze jest jedna kwestia - w ostatnim czasie zdenerwowaliśmy wilka [śmiech], a wilk może ugryźć, jak się go zdenerwuje.
Mogę powiedzieć, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Spotykaliśmy się z widzami i ich odbiór w cztery oczy jest zupełnie inny. Ludziom ten film się naprawdę podoba, są zaskoczeni i trochę nawet przytłoczeni jego mocą. Dostrzegli bardzo ważne tematy w tej produkcji i to jest piękne. Postać grana przez Kasię [Warnke – przyp. red.], moją żonę, jest pewnym katalizatorem i wiele kobiet utożsamia się z nią. Widziałem sporą liczbę osób, które miały łzy w oczach podczas projekcji. Nie spodziewałem się, że tak poważnie będziemy o tym rozmawiać. Widziałem na przykład, jak pewna kobieta podeszła do mojej żony i powiedziała, że bardzo jej dziękuje za to, że ten film powstał, bo ona dokonała 6 lat temu aborcji i teraz coś zrozumiała, jej życie się zmieniło. Usłyszeć takie coś od widza to jest supernagroda dla nas, aktorów.
Porozmawiajmy o twoim następnym projekcie z Patrykiem Vegą, Kobietach mafii. Co decyduje o wyjątkowości tego filmu na polskim rynku?
Wydaje mi się, że jest to powrót Patryka do korzeni i będziemy mogli poczuć rock’n’ rolla. Kobiety mafii to jest ten styl, w którym czuje się dobrze, a z drugiej strony jest też czymś innym. Widzę, że Patryk rozwija się z projektu na projekt, to nie są filmy, które on powiela, mimo że grają tam Ci sami aktorzy. To jest dla mnie śmieszne, gdy ktoś o tym piszę. Jest wielu światowych reżyserów, którzy mają swoich aktorów, jak choćby Quentin Tarantino, Wojciech Smarzowski czy Pedro Almodóvar. To mnie bawi, bo ludzie lubią się do czegoś przyczepić. Często ostatnio jeżdżę do Stanów i spotykam się z filmowcami. Tam nie ma takiego tematu.
Właśnie wyprzedziłeś trochę moje pytanie. W swoich wypowiedziach nie ukrywasz hollywoodzkich aspiracji. Czym według ciebie różni się amerykański rynek filmowy od polskiego? Chodzi o podejście i mentalność, ten psychologiczny aspekt?
Tam na pewno nie ma tego czepiania się. Jeżeli coś wychodzi, to ludzie są z tego dumni, wspierają to, wolą iść w górę, niż ciągnąć coś w dół. U nas, jeżeli coś idzie za dobrze, to nie czujemy się z tym lepiej. Wolimy, żeby to było gorsze, bo czujemy się z tym gorzej, w związku z czym lepiej dla nas „równać coś w dół” niż w górę. Tam ludzie są bardzo bezpośredni. Jeśli zrobiłeś coś źle, to powiedzą ci, że było do dupy i nie podoba im się. Tam istnieje prosty komunikat i szybko załatwia się wszelkie sprawy.
A rola Batmana nadal jest na twojej liście marzeń do zagrania?
[śmiech] No jest. Teraz wywalili Ben Affleck i z tego, co słyszałem, Jake Gyllenhaal ma go zagrać. Może kiedyś. Zobaczymy.
W związku z tym nie mogę nie zapytać - lubisz kino komiksowe?
Lubię, ale wolę DC niż Marvela.
A skąd się bierze fenomen tych produkcji?
Mam wrażenie, że to już trochę się przejadło. Uważam, że nie poszło to w stronę, w którą powinno. Marvel zaczął robić bardzo komercyjne produkcje już od czasu Avengers. To miało swojego widza, natomiast teraz wszystko zrobiło się takie taśmowe, bez historii. Ostatnim reżyserem, który zrobił dobrego Batmana, był Christopher Nolan. Genialnie podszedł do sprawy i stworzył paradoksalnie tak realistyczny, a zarazem komiksowy świat, w którym ludzie się zakochali. Mam ciary jak o tym mówię, a teraz widziałem nowego Batmana i Supermana, tam nie ma tego "czegoś", postaci nie posiadają siły i tajemnicy, czegoś brakuje.
Czyli ten wizualny aspekt przykrył rysy psychologiczne postaci?
Mam wrażenie, że tak. Tam coś się zrobiło niedobrego. A samo zainteresowanie według mnie wynika z tego, że to kwintesencja kultury, zwłaszcza w Stanach. Oni zawsze tego szukali. To jest trochę śmieszne, bo jest w tym coś dziecinnego - Amerykanie chcą być superbohaterami [śmiech]. U nas w życiu by to nie przeszło. My lubimy martyrologię, a oni są tacy pozytywni, mówią - "wymyślmy kogoś, za kim możemy iść" - i tworzą Batmana czy Supermana. My mamy na przykład Zły Leopold Tyrmand, który miał zostać zekranizowany. Miał to robić Xawery Żuławski. Uważam, że to byłby świetny wybór, jednak coś się popsuło.
A nie sądzisz, że jeżeli ktoś bierze się za robienie filmów o superbohaterach, to powinien być także fanem materiału źródłowego?
Coś w tym jest. Albo powinny być to osoby, które nie znają tematu, ale się nim bardzo zainteresują, wejdą w temat komiksów i spojrzą na to świeżym okiem, będą dobrze kojarzyć fakty i wiedzieć, co widzowi się spodoba. Nie wiem, czy u nas przeszedłby kult superbohatera. Jeszcze chyba za wcześnie, żebyśmy zrobili na przykład Kapitana Orła [śmiech]. Kiedyś żartowaliśmy z kumplem, że pójdziemy do PISF-u i powiemy: "Mamy pomysł na film. Cztery mutujące się żółwie, które mają też zmutowanego szczura, lubią jeść pizzę i noszą imiona znanych malarzy. Co Wy na to? [śmiech] Albo koleś, który w nocy przebiera się za nietoperza. Uczył się w Tybecie walczyć u najlepszych mnichów i przyjechał do Warszawy, żeby zaprowadzić porządek. Nie dostaniemy dofinansowania? A to przepraszam". To brzmi u nas egzotycznie.
A skoro już mówiliśmy o kreacjach aktorskich, to jakie byłoby twoje wymarzone wyzwanie aktorskie?
Chciałbym wcielić się w postać historyczną. Bardzo chciałbym zagrać Czesława Niemena. Ta postać jeszcze nie została zekranizowana. Był niesamowitą osobą, takim polskim Freddiem Mercurym w wydaniu romantycznym, artystą na światową skalę. Chciałbym bardziej psychologicznie poświęcić się przygotowaniu i być może paradoksalnie właśnie zwolnić to tempo, żeby zagłębić się w nową przestrzeń.
A odnośnie do tego, co powiedziałeś - nie masz wrażenia, że w Polsce mamy pewien niedosyt produkcji biograficznych o legendarnych postaciach?
To prawda, nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Gdy byłem w Stanach jeden reżyser powiedział mi: Słuchaj, ja Ciebie widzę w produkcji jako takiego polskiego króla, ale to pewnie macie masę takich filmów". Ja wtedy pomyślałem, że tak naprawdę nie mamy wiele filmów historycznych. Poza kilkoma pozycjami nakręconymi dobre parę lat temu, w dość niedużych odstępach czasowych. Mam tu na myśli Quo Vadis, Krzyżaków, Potop czy Ogniem i mieczem. Jednak ta "tradycja" gdzieś podupadła i nie widzę, żeby ktoś brał się za te tematy z takim sercem jak kiedyś. Teraz żyjemy w takich czasach, że jeżeli jakikolwiek film historyczny powstaje, to ja zaczynam się bać. To jest kwestia sytuacji w Polsce, która wygląda jak wygląda. Niestety.
A według Ciebie polski widz się rozwija i byłby gotowy na przykład na epicką, przygodową produkcję o Piastach?
Wydaje mi się, że tak. Spójrzmy na to, co zrobił Patryk Vega. Stworzył jakiś nowy gatunek i masa ludzi odwiedziła kina. Myślę, że coś takiego spokojnie by przeszło.
Chciałbym teraz poruszyć temat kolejnej produkcji, w której cię zobaczymy, czyli Klatki, pierwszym polskim filmie fabularnym o MMA. Czego możemy się spodziewać? Podobno Federacja KSW współpracuje przy nim?
Tak. To jest ogromny projekt na bardzo dużą skalę. Na razie nie mogę za wiele o nim mówić. Gram w nim z Eryk Lubos. Katarzyna Warnke także zaangażowała się w projekt. Wcieli się w rolę zawodniczki.
Możemy oczekiwać czegoś w stylu Wojownika Gavina O’Connora?
Reżyser projektu, o którym nie mogę za wiele powiedzieć, ma pewne zachodnie zapędy, wychował się na amerykańskim kinie, więc tak, jak najbardziej coś w tym stylu. MMA jest tak młodym sportem, że wczasach, gdy powstawał Warrior, to była kompletna nowość, a teraz jest już pełnoprawną dyscypliną, która reprezentuje pewne ramy.
Co możesz powiedzieć o przygotowaniach do roli i samej postaci?
Trenujemy z Karolem Kosakiem, który przygotowuje Piotra Strusa i Tomka Oświecimskiego. Jest świetnym trenerem i bardzo dobrze mi się z nim współpracuje. Na razie trenujemy w gymie KSW, walimy w worek i się rozciągamy. Karol powiedział nam: "Chłopaki wiecie co, Kaśka chyba będzie szybciej boksować od Was" [śmiech]. Powiedział, że musimy się bardziej porozciągać, bo mamy mięśnie pospinane. Obiecałem sobie, że to będzie moja na razie ostatnia taka fizyczna rola. Chcę sobie zrobić przerwę. Od 3 lat mam taki bardzo intensywny okres. Chciałbym trochę zejść z tego tempa. Brakuje mi teatru, w którym bardzo dużo występowałem przez ponad 2 lata, tam była ta przestrzeń i cisza. Mam zamiar jeszcze do tego kiedyś powrócić.
Źródło: zdjęcie główne: Anna Gostkowska, Copyright (C) Vega Investments
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat