Brat - dlaczego główny bohater musiał trenować judo? Maciej Sobieszczański zdradza kulisy filmu [WYWIAD]
Brat to nowy polski film, który można oglądać w kinach. Spotkałam się z reżyserem Maciejem Sobieszczańskim, który opowiedział o kulisach, poszukiwaniu młodych aktorów i znaczeniu judo w tej niezwykle intrygującej produkcji.
fot. Ł.Bąk_dystr.Monolith Films
Kamila Bągorska: Przede wszystkim chciałam pogratulować świetnego filmu. To był pierwszy tytuł, jaki zobaczyłam w tym roku na festiwalu. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wyszłam z sali pełna emocji i do dziś nie mogę przestać o nim myśleć.
Maciej Sobieszczański: Dziękuję, to bardzo miłe. Co najbardziej panią poruszyło?
Rola młodych chłopców. Od tego chciałabym zacząć. Zagrali tak naturalnie, jakby wcale nie byli przed kamerą. Jak udało się panu znaleźć Filipa i Tytusa? Jak wyglądał casting?
Dla mnie kluczowe było, żeby to nie był typowy casting, ale prawdziwe spotkanie dwóch ludzi. Nie interesowało mnie tylko to, co mogę z kogoś „wyciągnąć”. Chciałem zobaczyć, czy możliwe jest prawdziwe spotkanie twórcze.
Z Agnieszką Olejnik, moją współpracowniczką, przez osiem miesięcy jeździłem po całej Polsce. Sam rozmawiałem z setkami dzieci – nie przez ekran, tylko twarzą w twarz. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić, by ktoś inny zrobił to za mnie. To pierwsze spotkanie jest kluczowe, bo można poczuć prawdziwą energię i zacząć budować relację.
Tę więź między chłopcami naprawdę się czuje. Ma się wrażenie, że idealnie wpasowali się w swoje role. Czy długo trwały przygotowania do filmu?
Mieliśmy mnóstwo prób. Nie chciałem, żeby na planie coś ich zaskakiwało – szczególnie w trudnych, intymnych scenach. Uczyliśmy ich pracy z kamerą, aż stawała się dla nich przezroczysta. Każde dziecko jest inne, więc poznawaliśmy ich sposób reagowania, żeby później na planie wszystko przychodziło naturalnie. Na samym planie nie ma czasu na popełnianie błędów, więc ogrom pracy wykonaliśmy jeszcze przed zdjęciami.
Czyli intensywne przygotowania zaowocowały płynnością gry na planie?
Dokładnie. Dzięki temu wszystko działo się bez wysiłku.
A jak wyglądała atmosfera na planie? Praca z dziećmi potrafi być różna – było poważnie czy raczej z nutą dziecięcej lekkości?
Oczywiście film jest poważny, ale dzieci wnoszą radość i luz. Po każdej scenie szybko rozładowywaliśmy atmosferę. Razem z Kacprem Sędzielewskim, z który reżysersko współpracowałem bardzo o to dbaliśmy. Zrobiliśmy nawet wspólne czytanie scenariusza z całą ekipą – żeby każdy zrozumiał, jak ważne są dzieci w naszej opowieści i jak istotne jest byśmy zadbali o intymność tej historii. Od tego momentu chłopcy stali się jej centrum.
W filmie ważny jest też motyw judo. Czy to był pierwotny pomysł, czy przyszedł on z czasem? I czy judo miało jakieś znaczenie na castingu?
Od początku wiedziałem, że główny bohater musi trenować judo. Tego nie da się zagrać. Prawdziwy judoka inaczej się porusza, ma inną postawę. Nie wiedziałem tylko, że trafię na wybitnego zawodnika. Filip Wiłkomirski naprawdę jest w kadrze Polski. A zawodnicy judo mają niezwykłe cechy – dyscyplinę i umiejętność przekraczania swoich granic.
Pamiętam, jak ojciec Filipa opowiadał, że podczas ciężkiego treningu Filip zwymiotował z wysiłku, po czym wziął głęboki oddech i biegał dalej. I dokładnie z takim uporem pracował na planie. Często praca z dziećmi wygląda tak, że po trzech dniach intensywnych zdjęć, ten cały ich zachwyt ulatuje i okazuje się, że to jest ciężka praca. Tutaj chłopcy wiedzieli, że muszą dać z siebie wszystko, a zmęczenie przyszło praktycznie na sam koniec. To niesamowite.
Czyli aktorstwo bywa równie – a może i bardziej – wymagające niż sport?
Aktorstwo filmowe jest bardzo intensywne – masz mało czasu i ogromną presję. Każda godzina zdjęć kosztuje setki tysięcy złotych. Gdybyśmy mieli więcej dni zdjęciowych, pewnie pracowalibyśmy spokojniej, ale w Polsce trzeba umieć obejść ograniczenia.
20 dni to naprawdę niewiele. A to była pierwsza pana współpraca z dziećmi w głównych rolach. Czy planuje pan powtórzyć to doświadczenie?
Tak. Już zrobiłem kolejny film – Przez ścianę. Premiera odbędzie się w przyszłym roku. W dwóch jego scenach występują też moi chłopcy z Brata – jako talizmany szczęścia. Udało mi się zebrać większość tej samej ekipy.
Świetnie! A czemu w Bracie wybrał pan Gdańsk jako tło dla zawodów judo?
To bardzo osobiste. Jestem absolwentem technikum w Gdańsku. Przyjechałem tu jako czternastolatek i to miasto nauczyło mnie wolności. Chciałem, by w filmie pojawił się moment oddechu – szerokiego kadru, w którym bohater biegnie do morza. Dla mnie Gdańsk to symbol otwarcia i dojrzewania.
Czyli można powiedzieć, że Gdańsk jest metaforą wolności?
Tak. Bohater, który przez większość filmu jest przytłoczony światem, w tym miejscu odzyskuje oddech i nadzieję. To jego moment wytchnienia.
A sam Dawid, czyli Filip Wilkomirski, to taki współczesny Dawid walczący z Goliatem?
Tak. Mały wobec ogromnego świata. Niesie ciężar odpowiedzialności za brata, za rodzinę, za błędy dorosłych. Ale ma też upór i charakter – dlatego jego historia kończy się światłem.
Ważną postacią jest też oczywiście matka, grana przez Agnieszkę Grochowską. Bardzo autentyczna, choć trudna rola.
Agnieszka stworzyła postać niejednoznaczną – kobietę, która się potyka, ale wciąż próbuje. Widzimy jej słabość, czasem agresję, ale też ogromny potencjał do zmiany. Chciałem, by widzowie nie oceniali jej, tylko ją rozumieli. Bo każdy z nas czuje, że zasługuje na lepsze życie – tak jak ona. Moment, gdy pojawia się trener, to jej szansa na zmianę, po którą natychmiast sięga.
I to właśnie sprawia, że film jest tak prawdziwy. Pokazuje rodzinę z problemami, ale bez łatwych ocen. Nie patologię, tylko zmaganie się z rzeczywistością.
Dokładnie. Ludzie często etykietują – mówią „dysfunkcyjni”, „patologiczni” – żeby poczuć się bezpiecznie. A mnie interesuje współczucie, nie ocena.
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1992, kończy 33 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
Lekkie TOP 10