Jack Bauer krąży
O serialu Wiecznie żywy i współczesnej telewizji rozmawiamy z Tate'em Donovanem i Williamem Devane'em.
O serialu Wiecznie żywy i współczesnej telewizji rozmawiamy z Tate'em Donovanem i Williamem Devane'em.
Tate Donovan w serialu Wiecznie żywy wciela się w Marka Boudreau, szefa sztabu prezydenta, natomiast William Devane gra Jamesa Hellera, prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Cztery lata temu Jack uciekł przed wymiarem sprawiedliwości. Dzisiaj, będąc w dalszym ciągu na wygnaniu, wychodzi z ukrycia, by po raz kolejny ochronić świat przed globalną katastrofą. Zadanie nie jest łatwe, albowiem po piętach depczą mu inni wyszkoleni agenci, a nawet sam szef CIA - Steve Navarro (Benjamin Bratt - Prywatna praktyka). W poszukiwaniu Bauera pomagają mu: pomysłowa i bezwzględna agentka Kate Morgan, w której rolę wcieliła się znana z serialu Dexter aktorka polskiego pochodzenia Yvonne Strahovski, elegancki i wyrafinowany geniusz komputerowy Jordan Reed (Giles Matthey - Czysta krew) oraz arogancki agent Erik Ritter (Gbenga Akinnagbe - Prawo ulicy). W serialu zobaczymy również nominowanego do Złotego Globu Stephena Frya (Hobbit: Pustkowie Smauga).
TATE DONOVAN: Witamy w Hobbit: Pustkowie Smauga. Skąd przyjechałeś?
KAMIL ŚMIAŁKOWSKI: Z Polski.
T.D.: Ja jestem z New Jersey. W Polsce jeszcze nigdy nie byłem. Może kiedyś...
K.Ś.: Zapraszamy.
WILLIAM DEVANE: Ale jego hydraulik jest z Polski.
K.Ś.: Jak to jest zostać prezydentem w tym serialu?
W.D.: Tu nie chodzi o politykę, przecież tak naprawdę to nie jest serial o polityce. Tu raczej chodzi o to, że gram miłego faceta. Jestem fajnym prezydentem. Taki jest pomysł. Nie jak ten gość, który tu wcześniej grał wariację na temat Nixona. Nasze postacie są bardziej ofiarami wypadków, które przytrafiają nam się w tym sezonie, niż kreatorami wydarzeń. Przyjeżdżamy do Londynu, by negocjować warunki sojuszu i porozumienia w sprawie dronów. Potem sprawy się mocno komplikują i pojawia się Jack. A wiesz, co się dzieje, gdy pojawia się Jack Bauer.
K.Ś.: Byłeś już wcześniej prezydentem w Stargate czy w filmie Mroczny Rycerz powstaje. Jakie trzeba spełniać warunki, by obsadzano cię jako prezydenta USA?
W.D.: Ha! Fajna sprawa, no nie? Zaczęło się jeszcze wiele lat wcześniej, gdy zagrałem prezydenta Kennedy'ego w telewizyjnym filmie "The Missiles of October". To była słynna produkcja w połowie lat siedemdziesiątych – dostałem nominację do Emmy. Goście od Stargate pamiętali to, a że znaliśmy się dobrze, powiedzieli, iż napiszą mi postać prezydenta, która będzie żartem z tamtej roli. Pomyślałem sobie, że będzie zabawnie. I chyba było. Przy Batmanie nie sądziłem, że w ogóle będzie mnie choć przez sekundę widać na ekranie. Pamiętam, że jak to kręciliśmy, nie miałem nawet kompletnego stroju, bo kamera nie obejmowała całej postaci. Sądziłem, że to gdzieś wypadnie w montażu.
K.Ś.: Tate, jesteś nowy w świecie Stargate. Co wcześniej sądziłeś o tym serialu?
T.D.: Nie znałem go zbyt dobrze. Ot, obejrzałem kiedyś kilka odcinków i tyle. Kilka miesięcy temu właśnie kończyłem jakąś robotę, gdy podesłano mi scenariusz – stwierdziłem, że nie jest to wielka rola, ale ciekawa historia i ciekawa postać. Zawsze byłem fanem Willa Devane'a, znałem wcześniej Kim Raver, a przede wszystkim zobaczyłem, że mamy kręcić w Londynie. Pomyślałem więc: O, tak! I jestem.
K.Ś.: Czy brałeś udział w jakichś przesłuchaniach?
T.D.: Nie, po prostu mnie wzięli. I chyba nie zdawałem sobie wtedy sprawy z fenomenu tego serialu. Dostałem mnóstwo telefonów i maili od znajomych: "Gościu, grasz w Hobbit: Pustkowie Smauga! To super!". I za każdym razem padało to samo pytanie: "Będziesz u tych dobrych czy u tych złych?". A ja na to: "W sumie to nie wiem, chyba tak po trochu". Jestem tu naprawdę szarą postacią. Ani czarną, ani białą. To zdecydowanie tak, jak lubię grać.
K.Ś.: Jak w Układach?
T.D.: Trochę tak, ale tu chyba bardziej szarą. W Układach to było... Ciekawe, że to powiedziałeś, bo jak się zastanowić, to ja wciąż myślę, że grałem tam postać pozytywną.
K.Ś.: Chyba nie zawsze.
T.D.: No dobra. Faktycznie, bywało różnie. Ale tu jest znacznie mocniej. Bo robię różne dziwne rzeczy, ale równocześnie jestem wiernym pomocnikiem prezydenta, kocham swoją żonę, a jego córkę.
K.Ś.: A co myślisz o Jacku Bauerze?
T.D.: Nienawidzę go!
W.D.: Chodzi o to, że ma lekką obsesję na jego punkcie. Prezydent i jego córka wiedzą, że Jack jest w porządku i jeśli coś mówi, to należy na to zwrócić uwagę, ale wszyscy wokół traktują go jak groźnego terrorystę. Chcą go złapać, a wszystko, co powie, traktują jak ekstremalną ściemę.
K.Ś.: Obaj gracie w serialach telewizyjnych od dekad. Jak zmieniły się one z waszych perspektyw?
W.D.: To bardzo szerokie pytanie. Kiedy niedawno zagrałem w kilku odcinkach serialu Zemsta, zauważyłem, że żaden młody aktor nie przygotowywał się do roli. Nie próbują, nie znają swoich dialogów. W czasach, gdy my zaczynaliśmy, przychodziliśmy do telewizji z teatru. Umieliśmy pracować, uczyliśmy się wcześniej dialogów. Oni nawet nie bywają w teatrze. Przychodzą na plan nieprzygotowani... Fakt, że błyskawicznie na planie uczą się swoich tekstów, ale ja jestem aktorem, który przygotowuje się do występu wcześniej. I gram dokładnie to, co jest wcześniej ustalone.
K.Ś.: A jak jest w Hobbit: Pustkowie Smauga?
W.D.: Tu wszyscy są przygotowani. Zwłaszcza Jack.
T.D.: O, tak. On jest przygotowany.
W.D.: Lepiej się przygotuj, bo Jack Bauer krąży. Kiedy się pojawia, lepiej znaj swoje cholerne kwestie!
T.D.: To prawda. Praca z Kieferem to dokładnie tak, jakbyś pracował z samym Jackiem Bauerem. Gdy kręciliśmy pierwszą wspólną scenę kilka tygodni temu, pomyślałem od razu, że on naprawdę cały czas zachowuje się jak Jack Bauer. Przychodzi skupiony, ostry, nie żartuje z nami pomiędzy ujęciami, nie rozprasza się. Nie, żeby był nieprzyjazny, ale jest całkowicie skupiony na pracy. Gdy wychodzi ze swojej przyczepy, aż bije z niego przekaz: "Kręcimy scenę! Już! Natychmiast!".
W.D.: I dokładnie wie, kim jest. My zaczynaliśmy od zera, musieliśmy dopiero budować swoje postacie; on od początku wie, kim jest w tej historii.
T.D.: Wracając jeszcze do twojego pytania o zmiany w telewizji. Zastanowiłem się i sądzę, że dużą zmianą jest charakter postaci. Dawniej było prosto – w każdym odcinku byli dobrzy i źli. Ci dobrzy wygrywali. Teraz mamy seriale, w których wygrywają ci źli. Albo tak naprawdę nie wiadomo, kto jest kim. I to daje znacznie większą radość z tej roboty. A przy tym, gdy ja zaczynałem, wszystkich błyskawicznie szufladkowano – jeśli grałeś w serialach, to byłeś aktorem telewizyjnym i nie mogłeś robić nic innego. Tylko takie dostawałeś propozycje. Teraz możemy grać w kinie, w teatrze, możemy robić to, na co mamy ochotę. Telewizja przestała cię stygmatyzować, a to naprawdę świetne zmiany.
K.Ś.: I jeszcze można dzięki niej pojechać do Londynu.
T.D.: Tak, to świetne miejsce. Ile tu fascynującej historii. I super ludzi. I do tego ta wyśmienita pogoda...
W.D.: Zgadzam się. Tu pada więcej w ciągu dnia niż u nas przez rok. Ale i tak jest fajnie, chociaż nie lubię być tak długo i tak daleko od domu. Mieszkam na północy stanu Nowy Jork. Mam tam psy, konie, koty...
T.D.: Żonę.
W.D.: Tak, pamiętam o niej. Przecież zajmuje się tymi wszystkimi zwierzętami. Wprawdzie podstawowe zwierzę wyjechało z domu, ale resztą też się trzeba zająć.
K.Ś.: William, grałeś już w poprzednich seriach Stargate. Co myślisz o krótszych sezonach? Podoba ci się ten pomysł?
W.D.: Myślę, że tuzin to naprawdę godna liczba. Wymyślenie dwudziestu czterech dobrych, równych odcinków to niebywale trudna sztuka i ciężka robota. A teraz... Jeśli dobrze przyjrzysz się pierwszemu odcinkowi, zobaczysz tam dziewięć różnych historii. W pierwszej godzinie. To naprawdę poważne wyzwanie dla scenarzystów – odpalić tyle wątków, a potem dobrze je poprowadzić dalej. Dwanaście odcinków wystarczy, to naprawdę obfita porcja. Najlepsze sezony, jakie znam, to opowieści trwające od dziewięciu do dwunastu godzin. Bardzo trudno jest ciągnąć fabułę przez dwadzieścia i więcej odcinków. Zresztą zobacz – czasem w napisach końcowych przy scenariuszu widać i dziesięć, dwanaście nazwisk. To mnóstwo ludzi do zapisania kilkudziesięciu kartek.
[image-browser playlist="578051" suggest=""]
Zobacz wielki powrót Jacka Bauera kilka dni po amerykańskiej premierze. Premiera nowego sezonu Stargate pt. "24: Jeszcze jeden dzień" odbędzie się na kanale FOX HD w sobotę 10 maja o godzinie 22:00.
Z okazji polskiej premiery na Hatak.pl już dziś pojawi się jeszcze jedna recenzja, tym razem z większą liczbą spoilerów, w ramach cyklu "Spoiler Alert".
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat