Z okazji promocji serialu HBO, Ślepnąc od świateł, miałem okazję porozmawiać z autorem literackiego pierwowzoru produkcji, Jakubem Żulczykiem. Zapraszam do lektury.
NORBERT ZASKÓRSKI: Słyszałem, że pomysł adaptacji Ślepnąc od świateł pojawił się już na etapie pisania przez ciebie tej książki. Czy to prawda?JAKUB ŻULCZYK: Kiedy zobaczyłem film Krzyśka Skoniecznego Hardkor Disko, miałem dopiero ukończony początek książki. Czułem, że musimy razem pracować. Spotkaliśmy się, opowiedziałem mu o historii, którą właśnie piszę. Krzysiek, przeczytał przesłany przeze mnie materiał i po jakimś czasie zadzwonił do mnie z wiadomością, że HBO jest zainteresowane projektem. Następnie sprawy potoczyły się już szybko. Iza Łopuch, szefowa produkcji, przeczytała materiał, który był wówczas ukończony i stwierdziła, że musimy zrobić ten projekt. Prace scenariuszowe rozpoczęły się zaraz po napisaniu powieści.Czytając książkę trzy lata temu, miałem nieodparte wrażenie, że czuć z niej ten mrok i brud Warszawy, niczym Ameryki z filmów Finchera. Można o tej historii powiedzieć, że jest wiwisekcją ludzkich demonów i mentalności miasta? Ta historia, zawsze o tym mówię, jest w pewnym sensie listem miłosnym do Warszawy. Te demony, o których powiedziałeś, myślę, że ludzie mają je wszędzie. Na tym polega uniwersalność tej historii. Kłamstwa, fikcja, samotność - to się dzieje wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z ludźmi, którzy mają pieniądze i za ich pomocą odgradzają się od reszty świata, tworząc w sobie hermetyczną rzeczywistość. Czują, że coraz więcej mogą i coraz więcej pragną.Jakbyś określił głównego bohatera powieści, czy to bardziej sceptyk-nihilista czy zagubiony marzyciel?W tym momencie to już jest dla mnie bardziej bohater serialu. Po tych wszystkich latach myślę, że książka była surowcem dla tej produkcji. Oczywiście obydwaj bohaterowie są podobni. Zarówno ten książkowy, jak i serialowy to wrażliwy człowiek, który ma swoje wyobrażenie świata i wydaje mu się, że może się z niego wyłączyć, być poza relacjami międzyludzkimi. To ma dać mu bezpieczeństwo i kontrolę nad tym, co się dzieje. W jego przypadku okazuje się to złowrogą iluzją. O tym właśnie jest dla mnie ten serial.Pamiętam jak podczas jednego ze spotkań z twoim udziałem powiedziałeś, że zawód scenarzysty zapewnia ci taką stabilność, że tak naprawdę mógłbyś nie robić nic poza tym, jednak pisanie książek i scenariuszów doskonale się u ciebie uzupełnia. Jak to jest teraz? Czy nie wykluczasz, że kiedyś jednak przestaniesz tworzyć powieści?To się u mnie doskonale uzupełnia, szczególnie teraz. Na podstawie mojej powieści powstał świetny serial. Bardzo prawdopodobne, że nie jest to ostatni taki projekt. Nie zamierzam póki co przestać pisać powieści i zostać tylko scenarzystą, tak samo nie pójdę w drugą stronę. W moim przypadku te dwie dziedziny bardzo dobrze się uzupełniają i póki mam czas oraz siłę, to będę się nimi zajmował. A nie wykluczasz, że pójdziesz w ten świat serialowy bądź filmowy głębiej, na przykład od strony producenckiej?Zobaczymy, co się będzie działo. Na pewno byłoby to bardzo ciekawe wyzwanie. Z chęcią bym tego kiedyś spróbował. Jednak, żeby tak się stało, musi nastąpić pewne dobre spiętrzenie wydarzeń. Czemu nie? Na co dzień mam do czynienia z producentami, z którymi pracuje przy różnych projektach i wiem już teraz, na czym ta praca polega. Mam świadomość tego, że produkcja to prawdziwa linia frontu. Uwierz mi, że ja, gdy siedzę sobie w domu, wymyślam historie, chodzę na spotkania scenariuszowe, robię dokumentację, to i tak moja praca jest najmniej stresogenna. Ogromnie szanuję wszystkich producentów, z którymi miałem okazję pracować, ponieważ widzę, że to bardzo trudna robota. Ostatnio mamy do czynienia z pewnym efektem odtajania. Tworzy się w naszym kraju coraz więcej seriali na bardzo dobrym poziomie. Jak myślisz, z czego wynika ta zmiana?Ludzie chcą jakości. Dobrego opowiadania i dobrej produkcji. Serial stał się obecnie jednym z głównych narzędzi opowiadania i przez to zmienia się rola kina. Mam taką teorię, że całe szeroko pojęte kino środka przechodzi do telewizji. Jego dominacja może się wkrótce ograniczyć do produkcji arthouse'owych i blockbusterów, a reszta zacznie być podawana w formie serialu. To zaczyna już się dokonywać w Polsce. Serial, jako środek wyrazu, ma im mówić coś o nich samych i rzeczywistości, której są świadkami lub wciągnąć ich w porywający, wymyślony świat jak w Grze o tron. Wychowanie widza przeniosło się na pewne zmiany w rynku i cieszę się, że mogę dorzucić pewien kamyczek do tego.