ADAM SIENNICA: Osobiście zawsze zachwycam się koncertami na Tofifest, które wywołują wielkie emocje (pamiętam te łzy wzruszenia, gdy śpiewała Ania Karwan!). Zawsze zastanawia mnie – jak kształtuje się wizja na dobór repertuaru i sam pomysł na muzyczne wydarzenia festiwalu? Pozornie wydaje się to proste, bo to koncert, ale jak niezwykle trafia w samo serce. KAFKA JAWORSKA: Idea rozpoczynania i wieńczenia festiwalu koncertami muzyki filmowej narodziła się cztery lata temu. Zależało nam, by zmienić trend, dominujący na wszystkich festiwalach filmowych, gdzie najczęściej mamy film otwarcia i zamknięcia. Koncerty nadają lekkości i tempa naszym galom, pozwalają zaskoczyć widza i wprowadzić urozmaicenie. Każdy z dotychczasowych koncertów stanowi jednorazowy autorski projekt. Tylko na Tofifest można w nim uczestniczyć; myślę, że to przede wszystkim tu m.in. tkwi ta siła swoistego rażenia. A jak powstają? Towarzyszy temu za każdym razem burza mózgów. Chcemy, by projekt zarówno pod kątem muzycznym, jak i wykonawczym prezentował szerokie spektrum muzycznego dorobku filmowej historii. Jednocześnie niejednokrotnie szliśmy nieco pod prąd, m.in. przy koncercie Davida Bowie czy Muzyka jest kobietą, które to wymagały od nas wielkiego researchu i przygotowania merytorycznego. Tegoroczne koncerty, mam nadzieję, po raz kolejny zaprezentują nieznaną twarz kina, szczególnie koncert zamknięcia, którego natchnieniem był manifest Tadeusza Peippera. W tym wyjątkowym przypadku kino bardziej będzie tłem, a to muzyka będzie grała pierwsze skrzypce i kształtowała narrację i oczywiście wybitni artyści jak Kayah czy Paulina Przybysz. Tofifest w programie prezentuje bardzo różnorodne oraz wyjątkowe tytuły z całego świata. Takie, które rzadko można spotkać na innych festiwalach oraz często też poruszające mocne, ważne tematy. Wydaje mi się, że ten dobór zawsze jest tak tworzony, by trafić do publiczności bez względu na to, czy to kinomaniak, czy ktoś, kto chce poznać coś nowego; bez względu na to, czy koneser kina artystycznego, czy ktoś, kto ogląda różności, na blockbusterach skończywszy. Czy taki właśnie jest cel? Trafić do szerszej grupy odbiorców? Zgadza się, taki jest cel. Niełatwy, a nawet bardzo trudny. Jednak wyznaję jedną zasadę, której staram się trzymać - nie wypełniać programu kinem amerykańskim. Jest ono obecne na festiwalu, jednak szukam kina bardziej niszowego lub takiego, które gdzieś tam nie widzieliśmy, przeoczyliśmy i już nie zobaczymy. Choć dodam, że osobiście je bardzo lubię. Być może właśnie ta niepokorność festiwalu też jest kluczem, bo doskonale współgra z repertuarem oraz wydarzeniami towarzyszącymi. Ta atmosfera panująca na Tofifest udziela się każdemu oraz zachęca do obcowania z kinem. Trudno mi porównać ją z jakimkolwiek innym wydarzeniem – mówiąc otwarcie: nie ma tu zadęcia oraz jakiejś granicy “my” i “oni”, “widzowie”, “branża”. Czy jako osoba tworząca Tofifest tak postrzegasz wizerunek festiwalu? Czy powinien on jeszcze jakoś ewoluować? Kino ewoluuje nieustannie. Jest jak kosmos - stale się rozrasta, we wszystkich kierunkach. Z festiwalem jest tak samo. Musi reagować na zmiany - w systemie recepcji widza, w tym, jak odbieramy kino, jak z nim obcujemy. Dlatego Tofifest nieustannie ewoluuje. Startowaliśmy z filmami z taśmy, teraz gramy z DCP, zorganizowaliśmy nawet pokaz w toruńskim Planetarium. Nie da się robić festiwalu według matrycy. Da się natomiast robić według jednej kategorii: pokazywać to, co dobre i ciekawe. A w naszym przypadku niepokorne.
Festiwale filmowe otwierają się na platformy streamingowe. Cannes jest przeciwny, ale Wenecja w tym roku gościła filmy Netflixa. Inny polski festiwal również idzie tą drogą. Czy Tofifest w przyszłości myśli o otwarciu się na wartościowe kino platform, które notabene regularnie już dostaje limitowaną dystrybucję kinową? Myślę, że niedługo nie będzie to tyle chęć otwarcia, co bardziej mus. Rynek filmowy zmienia się dynamicznie. Wspomniane otwarcie się festiwalu w Wenecji na platformy streamingowe pokazał, że był to znakomity ruch. Roma Alfonso Cuarona podbiła serca nie tylko kinomanów, to wybitne epickie dzieło, które doczekało się Oscara. Z drugiej strony nie ukrywam, że boli mnie fakt, iż filmy wybitnych reżyserów, które powstają dzięki Netflixowi, bo to w tej chwili największy gracz, mają potem niezwykle krótki żywot w kinach. To strata dla sztuki filmowej. W przypadku wspomnianej właśnie Romy, dwa bądź trzy tygodnie po Wenecji film był już dostępny na platformie, a dystrybucja filmu w polskich kinach dopiero się rozpoczynała. Taki tytuł to jeden z tych, który należy oglądać na dużym ekranie. Ale to gust widzów i rynek kształtują wymagania i obieg, zatem myślę, że jeśli tylko wola ze strony platform streamingowych będzie większa, aniżeli jest obecnie, to te filmy będą częściej obecne na festiwalach, no i strategia dystrybucyjna fajnie jakby jednak nieco uległa zmianie, choć drobnej. Wierzę, że kino Tofifestu nie jest tylko dla wybrańców, którzy chcą być uważani za wielbicieli kina artystycznego. Wierzę, że fan popkultury może zainteresować się dobrym kinem o ciekawym, wartościowym temacie, a dzięki temu poszerzyć swoje filmowe horyzonty. Myślisz, że można zainteresować festiwalem tak szeroką grupę odbiorców Granice między popkulturą a sztuką uważam za dość zamazane. Jedno z drugim romansuje, przeplata się, szczególnie w obecnych czasach, gdzie dialog przeniósł się do internetu, mediów społecznościowych. Sądzę, że łatwiej zrobić wydarzenie dla wybrańców, absolutnych kinofilii, którzy nigdy z popcornem nie obejrzą filmu, aniżeli dla wszystkich. Każda grupa odbiorców mnie cieszy, od każdej uczę się. To publiczność mnie kształci i nakręca przez te wszystkie lata. Nie ma bardziej wartościowego krytyka czy apologety niż właśnie widzowie. Ich głos jest najważniejszy. Staramy się w programie zachować równowagę, nie przegiąć w żadną stronę. Tak, by i wytrawny kinoman i człowiek, który rzadko biega do kina i ma trochę zaległości, znalazł w programie coś, co go zafascynuje. program jest też nieco odzwierciedleniem tego, jak i co ja chciałabym jako widz otrzymać od festiwalu. Kino trudne, kino środka, wspaniałych twórców, warsztaty. Idąc popkulturowym tropem... Jeśli wszystkie festiwale filmowe w Polsce są jak Avengers z filmów Marvela, to Tofifest jest… Kapitanem Ameryką – niepokornym, zawsze podążającym według swoich zasad. Prawdziwym sercem, które zaraża miłością do kina. Sam odwiedzam festiwal od zaledwie kilku lat i dostrzegam to, co roku. Czy sądzisz, że Tofifest ma taką moc sprawczą dzięki wyjątkowej atmosferze, formule i repertuarowym propozycjom? Może rozpalać miłość do kina? Nie jestem fanką Avengersów, należę raczej, określiłabym to wprost, do grona analfabetów w tej dziedzinie, zatem trudno mi potwierdzić to porównanie. Mogą potwierdzić jednak fakt, że to widz, człowiek, był, jest i będzie dla nas najważniejszy. Festiwal ma być świętem kina, nie celebrytów, ma być miejscem dyskusji, rozmów, nawiązywania kontaktów, radości i refleksji. Zawsze to powtarzam, jako animatorka kultury uważam, że takie jest moje zadanie, by sztukę filmową upowszechniać, nie kreować przestrzeni zamkniętych, tylko branżowych. Kultura jest dla odbiorcy, a my proponujemy im z całą naszą starannością taką ucztę, by za rok za nami zatęsknili i ponownie do nas przyszli.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj