Weronika Humaj: jak dla roli nauczyła się grać na klarnecie i co odkryła na planie [WYWIAD]
Weronika Humaj to aktorka z wieloma niezwykłymi rolami na koncie, a jej występy w Klarnecie i Glorious Summer doskonale się w to wpisują. Spotkałyśmy się, by porozmawiać o pracy, filmach i marzeniach.
Fot. Filip Klimaszewski
ADELA KUKUŁA: Widzieliśmy cię ostatnio w dwóch najnowszych produkcjach - Glorious Summer w reżyserii Heleny Ganjalyan i Bartosza Szpaka oraz w filmie Klarnet - Toli Jasionowskiej. Obejrzałam oba filmy, a podczas seansu Klarnetu w Gdyni nasunęło mi się jedno pytanie: czy ty naprawdę grałaś na klarnecie? Wyglądało to niezwykle realistycznie - trudno było uwierzyć, że to tylko filmowa iluzja. Czy musiałaś nauczyć się grać na tym instrumencie specjalnie do roli?
WERONIKA HUMAJ: Tak, chciałam nauczyć się grać na klarnecie, bo miałam poczucie, że to jest coś kluczowego dla tej postaci. Jeśli miało to być autentyczne, musiałam przynajmniej spróbować. Kiedy do filmu dołączyła Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego, jej szef Wojtek Szroeder, od razu zaznaczył, że to warunek: muszę naprawdę grać. Więc wzięłam się do pracy. Zaczęłam lekcje jakieś dwa lata przed rozpoczęciem zdjęć, z przerwami.
Ostatnie pół roku ćwiczyłam intensywnie. Miałam świetnego nauczyciela, Tomka Stawieckiego, który zresztą również grał w tej orkiestrze. Na pewno było mi trochę łatwiej, bo mam muzyczne wykształcenie. Grałam na fortepianie i ukończyłam rytmikę. Ale z instrumentami dętymi wcześniej nie miałam absolutnie żadnego kontaktu. A klarnet to naprawdę niesamowicie trudny instrument. Mam ogromny szacunek dla wszystkich klarnecistów! (śmiech)
To była fascynująca i piękna przygoda, choć nie brakowało momentów frustracji.
Na ekranie wyglądało to na coś prostego, ale w rzeczywistości wcale takie nie jest.
Zupełnie nie...
Twoja bohaterka, Łucja, staje w obliczu rodzinnych tajemnic i musi zmierzyć się z prawdą o swoim pochodzeniu. Jak podeszłaś do konstrukcji tej postaci? Co było dla ciebie najważniejsze, a może nawet najbardziej zaskakujące w odgrywaniu tej roli?
Łucja nie była dla mnie łatwą postacią, bo jest bardzo nieoczywista i introwertyczna, więc długo musiałam jej szukać. Kluczowym momentem był dla mnie wyjazd w tamte tereny, poznawanie ludzi stamtąd i przede wszystkim kontakt z orkiestrą i muzyką. To pomogło mi zakorzenić się w tej roli.
fot. Piotr Pawlus Czy była jakaś scena, która szczególnie sprawiła ci trudność ?Taki moment, w którym poczułaś blokadę albo musiałaś się z czymś w sobie zmierzyć, zanim mogłaś ją zagrać?
Moment, w którym Łucja odkrywa tajemnicę rodzinną, swoje korzenie żydowskie. Zupełnie nie wiedziałam jak do tego podejść, co to w ogóle znaczy. I tu wydarzył się jeden z tych "magicznych" zbiegów okoliczności. Już w trakcie zdjęć, okazało się, że w synagodze odbywa się spotkanie z Elżbietą Ficowską. To było spotkanie autorskie, promowała książkę "Bieta" Cezarego Harasimowicza. Opowiadała o swoim doświadczeniu, została uratowana z getta przez Irenę Sendlerową i dowiedziała się o swoim pochodzeniu dopiero jako nastolatka. Powiedziała coś, co stało się dla mnie kluczem, że wtedy dla niej to wcale nie miało znaczenia, że jest Żydówką, tylko fakt, że jej mama nie jest jej prawdziwą mamą. Dopiero później zaczęła odkrywać, co to dla niej znaczy, i to stało się dla mnie mocnym punktem odniesienia. Pomyślałam sobie, że Łucja sama nie wie, jak na to zareagować. Najważniejsze jest to, że to klarnet należał do jej pradziadka i że to on uratował mu życie. W tym jest coś niezwykle poruszającego. Ta historia pokazuje też, jak wielką siłę może mieć muzyka, a szerzej sztuka w ogóle.
Co najbardziej poruszyło cię podczas pracy nad tym filmem i co zostanie z tobą po zakończeniu zdjęć w wymiarze artystycznym i osobistym? Jak doświadczenie pracy nad tym projektem wpłynęło na ciebie wewnętrznie? Wiem też, że były piękne ujęcia, a kontakt z nowymi aktorami na planie pewnie dodatkowo wszystko wzmacniał.
Tak, mieliśmy wspaniałą ekipę i naprawdę spotkałam tam wielu niezwykle zdolnych i cudownych ludzi. Kilka osób znałam już wcześniej, na przykład Tola Jasionowska, reżyserka filmu, jest moją przyjaciółką od wielu lat, więc ten projekt miał dla mnie także bardzo osobisty wymiar. Bardzo ważnym momentem było dla mnie również spotkanie z Andrzejem Chyrą. Praca z nim była niezwykle inspirująca. Wspaniałe również było dla mnie spotkanie z orkiestrą. To, że wpuścili mnie do swojego świata i tak serdecznie przyjęli, było dla mnie czymś bezcennym. Pamiętam mój pierwszy przyjazd na warsztaty, mimo że potrafiłam zagrać tylko kilka dźwięków, Wojtek powiedział: „wyciągaj klarnet". Spędziliśmy razem kilka intensywnych dni, od rana do wieczora zanurzeni wyłącznie w muzyce. To poczucie wspólnoty i niezwykła autentyczność tego miejsca były naprawdę wyjątkowe. Grają z rdzenia, z serca, z prawdziwej pasji.
Ten film opowiada trochę o tym, by mimo wszystko podążać za sobą. W tej relacji między matką a córką widać coś, co obserwujemy też na co dzień. Młode osoby wchodząc w dorosłe życie często natrafiają na ścianę presji i oczekiwań ze strony rodziców czy przyjaciół. A w przypadku Łucji - ona po prostu chce grać w orkiestrze, a tu pojawia się wątek, że może powinna zostać pielęgniarką, lekarką, nauczycielką albo wybrała coś innego.
Tak, bo to jest historia, która pokazuje, jak trudne bywa oddzielenie się od rodziców i domu. Nawet jeśli w środku wiesz, czego chcesz, moment samodzielnego wejścia w dorosłe życie jest bardzo wymagający. Ciekawa jestem, jak młodzi ludzie odbiorą tę historię i czy zarezonuje ona w nich w podobny sposób. Myślę, że to uniwersalny temat, niektórym przychodzi łatwiej, innym trudniej. To ważny moment w życiu młodego człowieka, kiedy trzeba się oddzielić, czasem sprzeciwić czemuś, czego oczekują inni. Bunt jest potrzebny, więc buntujmy się! (śmiech)
Buntujmy się, tak! (śmiech) I w tym kontekście właśnie chciałam cię zapytać o współpracę z panią Eweliną Żak, która grała twoją mamę. Jak wyglądały te relacje na planie?
Mieliśmy naprawdę dużo prób i to było świetne, bo mogłyśmy się lepiej poznać, i wspólnie szukać niuansów w naszej relacji.
Relacja z mamą była dla mnie bardzo ważna. Chciałam, żeby było widać i czuć, że mimo wszystko Łucja bardzo pragnie jej akceptacji, a brak tego wsparcia działa na nią jak zaciągnięty hamulec ręczny. To chyba mnie właśnie najbardziej poruszyło w scenariuszu. Ewelina jest świetną aktorką, z niesamowitym poczuciem humoru i dystansem. Pomagało to rozładować napięcie po trudnych emocjonalnie scenach. Mimo ciężaru, który jej postać wnosi i naszej skomplikowanej relacji, dużo się na planie śmiałyśmy.
Gdybyś miała opisać Klarnet trzema słowami, które najlepiej oddają jego emocje i przesłanie, to jakie słowa byś wybrała, żeby zachęcić widzów do obejrzenia filmu?
Muzyka, poszukiwanie wolności i dojrzewanie. To są takie trzy rzeczy, które najbardziej mi się z tym filmem kojarzą.
Film Glorious Summer, w którym wcielasz się w nową, nieoczywistą postać, jest zupełnie inny od wszystkiego, co ostatnio widzieliśmy w polskim kinie. Jak ty sama postrzegasz ten projekt? Jak wyglądało dla Ciebie wcielanie się w tę postać?
Cieszę się, że mogłam być częścią tego filmu. Bardzo go lubię i mam poczucie, że to naprawdę wyjątkowe, artystyczne kino. Helena Ganjalyan i Bartek Szpak to fantastyczny duet reżyserski. Bardzo im kibicuję. To była dla mnie zupełnie nowa, świeża historia, opowiedziana innym językiem. Miałam ogromną przyjemność z zanurzenia się w ten świat. Ciekawym doświadczeniem było też to, że kręciliśmy na taśmie filmowej, zupełnie inny rytm pracy, inne skupienie na planie.
No i sam plan! Mieliśmy zdjęcia w przepięknej, choć trochę tajemniczej lokacji, w Pałacu w Gorzanowie. To był absolutny czad!
Twoja postać w filmie wydaje się bardziej powściągliwa, może nie zupełnie pozbawiona emocji, ale jednak chłodniejsza - przynajmniej w porównaniu z pozostałymi bohaterkami.
I to właśnie było dla mnie bardzo ciekawe do eksplorowania, ten rodzaj emocjonalnego „wymrożenia", zamknięcia, kiedy nie dopuszczasz do siebie drugiej osoby. To też specyficzna forma, wymagająca innego rodzaju grania, pewnej obecności.
fot. Piotr Pawlus Tak, bo w Glorious Summer jest przecież bardzo mało dialogów - emocje i relacje są przekazywane głównie poprzez gesty, spojrzenia, mowę ciała. To musiało być duże wyzwanie dla Was, aktorów, żeby opowiedzieć tak wiele bez słów.
Uwielbiam takie filmy, subtelne, niedopowiedziane, w których widz ma przestrzeń na przeżywanie. Najciekawsze rzeczy wydarzają się między słowami.
Czy masz takich reżyserów, scenarzystów albo filmy - polskie lub zagraniczne - które szczególnie cię inspirują? Takie, do których wracasz albo które stanowią dla Ciebie pewien wzorzec w pracy nad rolą?
Inspiruję się naprawdę wieloma rzeczami. Często „zauroczam się" aktorami i aktorkami, zakochuję się w jakiejś postaci. Bardzo cenię twórczość Pawła Pawlikowskiego. Uwielbiam też kino Andrei Arnold, "Fish Tank", "American Honey", jej ostatni film "Bird" również zrobił na mnie ogromne wrażenie. Lubię czerpać z różnych źródeł i odkrywać własną drogę.
Twoja młodość daje ci też ogromną przestrzeń do eksperymentowania i odkrywania siebie. To wszystko zmienia się też dlatego, że jesteś młodą aktorką. Już wspomniałaś o muzyce i aktorstwie, ale czy masz jeszcze inne formy wyrażania siebie, które lubisz? Jeśli masz na nie czas, czy wtedy je rozwijasz?
Myślę, że wszystko może być sposobem na wyrażanie siebie, nawet to, jak się ubierasz. Gram na fortepianie, po skończeniu szkoły muzycznej miałam przerwę, ale teraz wracam do tego. Chodzę czasem na taniec współczesny i ogólnie jestem osobą, która lubi próbować nowych rzeczy. Lubię być w ruchu. Staram się w ten sposób ciągle rozwijać. Nigdy nie jest za późno, by eksperymentować i odkrywać siebie. Mam nadzieję, że zawsze zachowam w sobie tę ciekawość.
Czy masz już w głowie jakieś konkretne projekty albo role, w które bardzo chciałabyś się w najbliższej przyszłości wcielić?
Mam całą masę aktorskich marzeń.
Co musi się pojawić w scenariuszu, żebyś poczuła, że to jest „twoje" - że chcesz w tym zagrać? A co sprawia, że jednak decydujesz się odmówić udziału w projekcie?
To trudne do zdefiniowania, ale musi być w tym coś... jakiś rodzaj przyciągania. To się dzieje bardzo intuicyjnie. Jestem otwarta na różne rodzaje kina, choć oczywiście niektóre gatunki są mi bliższe.
Nie wiem, czy mam jedną wymarzoną rolę. Bardziej zależy mi na tym, żeby robić rzeczy różnorodne, żeby się nie zamykać w jednym typie postaci czy jednym świecie. Ostatnio marzy mi się romans kostiumowy, taki "Portret kobiety w ogniu".
Jak radzisz sobie z presją - zarówno własnych oczekiwań, jak i tych ze strony krytyków czy widzów? Masz może jakieś swoje sposoby na stres na planie?
To nie jest łatwy temat. Przed wejściem na plan zawsze towarzyszy pewna ekscytacja i stres, zwłaszcza w pierwszych dniach. Oczywiście bywają też trudne momenty. Pracujemy na emocjach, działamy na „żywej tkance", więc kryzysy się zdarzają. Co do presji, staram się już nie nakładać jej na siebie nadmiernie. Nadmierna presja często zabija kreatywność. Dlatego staram się podchodzić do pracy z dystansem. To sprawia, że mogę być bardziej kreatywna i działać instynktownie, spontanicznie.
Nie mam może jednego sprawdzonego sposobu na stres, ale pomaga mi skupienie się na ciele. Lubię się zmęczyć, dobrze się wyspać, to wszystko pozwala uspokoić głowę i oczyścić myśli.
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1992, kończy 33 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
Lekkie TOP 10