Luca Dotti: „Wokół mojej mamy wszystko do siebie pasowało” – rozmowa z synem Audrey Hepburn
O życiu i legendzie matki, swoim dzieciństwie i książce Audrey w domu opowiada Luca Dotti, syn Audrey Hepburn.
O życiu i legendzie matki, swoim dzieciństwie i książce Audrey w domu opowiada Luca Dotti, syn Audrey Hepburn.
Luca Dotti przyjechał do Polski z okazji premiery książki, którą napisał o swojej matce, Audrey Hepburn. To wspomnienia, zdjęcia, ale i przepisy kulinarne, bo to w dużej mierze opowieść o Hepburn w kuchni. Oto rozmowa, którą dla naEKRANIE przeprowadziła z nim szesnastoletnia fanka Audrey Hepburn.
MAJA ŚMIAŁKOWSKA: Czy jako dziecko odczuwałeś to, że mama była znaną aktorką?
LUCA DOTTI: Przez większość czasu prowadziliśmy bardzo normalne życie, z dala od Hollywood i tego wszystkiego. Oczywiście wiedziałem, żeby była aktorką, szczególnie popularna była wśród Japończyków. Często dostawała od nich listy, małe prezenty, wiersze, origami, ale to by było na tyle. Nie tylko mieszkaliśmy w Europie, między Włochami i Szwajcarią, moja mama… była bardzo przystępna. Większość wyobraża sobie gwiazdy jako osoby żyjące w ukryciu, za zamkniętymi drzwiami, a moja mama była inna, dostępna. Jednym z powodów było to, że nie prowadziła samochodu, czyli dużo chodziła. Właśnie przez to znała wszystkich w okolicy i wszyscy znali ją. Była bardzo otwarta na wszystkich, miała dobre kontakty z sąsiadami. Jeśli jesteś nieprzystępny, tworzysz tajemnicę, a jeśli jesteś dostępny, ludzie szanują twoją prywatność. Taka właśnie była.
Musisz też zrozumieć, że w latach 70. i 80. moja mama była rozpoznawana jako aktorka i ikona mody (dzięki Givenchy, Valentino i Rubenstain), ale nie miała „statusu” ikony. Wtedy ikona była czymś innym – po pierwsze musiała być martwa, a po drugie musiała mieć jakiś tragiczny koniec, jak Marilyn Monroe. Moja mama miała karierę, rodzinę, wychowała dzieci, potem zajęła się UNICEF. Jej popularność zwiększyła się też dzięki Internetowi. Prawdą jest, że większość „młodej generacji”, jak ty, nie dowiedziało się o mojej mamie po prostu przez oglądanie filmów. Oczywiście przez to też, ale bardziej dzięki Internetowi. Jest mnóstwo blogów, które zbierają i publikują jej zdjęcia oraz dokopują się do różnych faktów z jej życia. Jesteśmy naprawdę zaskoczeni tym, że bardzo małe dzieci, sześcio- czy ośmiolatki stają się fanami mojej mamy. Myślę, że to przez to, że była taka dostępna. Też jej twarz, sposób chodzenia, mówienia, to, jaka była, niosły bardzo wyrazisty przekaz. W dzisiejszych czasach jest mnóstwo plotek i tego wszystkiego… A moja mama była prawdziwa. I to jest piękne, przez cały czas. W filmach, ale też na zdjęciach wykonanych na ulicy i właśnie to łączy się też z jej prywatnym życiem. Robert Wagner, dobry przyjaciel mojej mamy, powiedział bardzo ważną rzecz podczas naszej rozmowy a propos tej książki: że wokół mojej mamy wszystko do siebie pasowało. Całe jej życie, dom, rodzina było takie jak ona. Mówi się, że nigdy nie powinnaś spotkać swoich idoli. Że lepiej mieć swoje własne wyobrażenie, niż poznać prawdziwą osobę. A moja mama była bardzo bliska wyobrażeniom innym. Bardzo mnie cieszyło, kiedy jej przyjaciele po przeczytaniu tej książki mówili, że rzeczywiście oddaje to, jaka ona była.
Zanim przeczytałam książkę, bardzo lubiłam ją jako aktorkę, ale po przeczytaniu stała się dla mnie taka… prawdziwa. Nie była już tylko znaną aktorką, ale też normalną osobą.
Taki był właśnie zamysł tej książki. Było dla mnie bardzo ważne, aby opisać, że dla mojej mamy kariera, sława i to wszystko nie było najważniejsze. Ludzie za wszelką cenę chcą być sławni, a żyjemy teraz w czasach, w których ktoś jest sławny, a nawet nie wiemy dlaczego.
Jak Kim Kardashian.
Ty to powiedziałaś. Ale, wiesz, ludzie są sławni, inni podążają za nimi, a oni tak naprawdę nic wielkiego nie zrobili. Dla mojej mamy aktorstwo było zawodem. Oczywiście miała wielu fanów, poznała wiele ważnych osób, miała szczęście pracować w świetnych czasach z fantastycznymi ludźmi, ale to wszystko jej nie zmieniło. Zawsze chciała mieć rodzinę, dom, psy, miejsce, gdzie może czuć się bezpieczna. Myślę, że to typowe dla osoby, która przeżyła wojnę. Straciła dom i dużo bliskich osób. Posiadanie domu staje się bardzo ważną rzeczą. I jedzenie. Nie tylko gotowanie, ale też ogród ze swoimi własnymi owocami i warzywami, możliwość pójścia na targ, do sklepu, dostęp do różnych rzeczy – my to uznajemy za normalne, ale dla mojej mamy i wielu generacji to było wielkie osiągnięcie.
Czy próbowałeś każdego przepisu, który umieściłeś w książce?
Oczywiście, większość z nich nadal przyrządzam w domu.
Część jest naprawdę sporym wyzwaniem, na przykład…
Boeuf à la cuillère? Zdecydowanie jest wyzwaniem. Gotowanie jest proste, czasem trudno jest powtórzyć dokładnie taki sam efekt końcowy, ale boeuf à la cuillère jest wyzwaniem. Na początek musisz znaleźć odpowiednie mięso, a to też nie jest proste. Po drugie potrzeba dużo czasu. To nie jest też danie, które gotujesz co tydzień, tylko na specjalne okazje. Muszę powiedzieć, że na pięć razy trzy razy mi wyszło, a te pozostałe dwa razy nie były złe, ale miał zupełnie inny smak.
Bardziej lubiłeś mieszkać we Włoszech czy w Szwajcarii?
Czuję się Włochem. Dorastałem w Rzymie, dalej tam mieszkam i mam włoski paszport, ale równocześnie urodziłem się w Szwajcarii, dorastałem też tam i często jeździłem, a do tego moja żona jest Szwajcarką, więc moje dzieci mają szwajcarski paszport. Trudno powiedzieć, ale na pewno mogę stwierdzić, że czuję się w stu procentach Europejczykiem i moja mama też była Europejką.
Podobało ci się w Hollywood, kiedy byłeś tam jako dziecko?
Wiesz, Los Angeles, Hollywood… To jest marzenie każdego małego chłopca. Wszystko jest inne. Pogoda zawsze ładna, palmy, plaże, wielkie sklepy, drogi, Disneyland. Kiedy ja byłem mały, oni mieli już kolorowe kreskówki, podczas gdy u nas były tylko czarno-białe. Teraz rozumiem, że Hollywood jest niesamowity, ponieważ wiele europejskich talentów, które kryją się za amerykańską produkcją, właśnie tam zostało rozpoznanych.
Który film z twoją mamą lubisz najbardziej?
To bardzo dobre pytanie i zadawano mi je mnóstwo razy… Czasem mówię, że to Rzymskie wakacje, bo to był początek jej kariery, dzieje się w Rzymie i bardzo go lubię, ale Breakfast at Tiffany's też jest fantastycznym filmem. Ostatnio oglądałem z moją córką Funny Face i to też jest bardzo dobre… Myślę, że to, co najbardziej lubię w tych filmach, to bardzo inteligentny scenariusz. To był wspaniały czas dla Hollywood. Kiedy byłem dzieckiem, nie zmuszano mnie do oglądania filmów z moją mamą - nie tylko dlatego, że nie były łatwo dostępne, można było je obejrzeć tylko w kinie albo w telewizji, jeśli zdecydowali się je puścić, ale też dlatego, że byłem chłopcem. Wolałem Jamesa Bonda, Star Wars: Episode IV - A New Hope i tym podobne.
Kiedy twoje dzieci oglądają filmy z nią, bardziej widzą babcię czy aktorkę?
Mam trójkę dzieci, najstarszy syn ma prawie piętnaście lat, więc zaczyna zdawać sobie z tego sprawę, ale dla młodszych to trudne do zrozumienia, czasem to trudne nawet dla mnie. Moja mama zmarła dwadzieścia trzy lata temu, moje dzieci nigdy jej nie poznały, a ludzie do dzisiaj o niej mówią. Pod tym względem jestem jak moja mama – nie chcę ich zarzucić informacjami, krok po kroku wprowadzam ją w ich życie. Może za dziesięć, dwadzieścia lat postanowią przeczytać moją książkę i spróbują zobaczyć to wszystko z mojego punktu widzenia.
Miałeś lepsze relacje ze swoją mamą czy z tatą?
Myślę, że takie same z obojgiem. Byli bardzo różni, ale równocześnie bardzo podobni. Bardzo dużo znaczyła dla nich kultura, oboje byli otwarci i tolerancyjni. Zawsze dużo podróżowaliśmy, ale z każdym z nich wyglądało to zupełnie inaczej. Moja mama mimo wszystko wolała zostać w domu, a mój tata lubił wychodzić, bywał na wielu przyjęciach i innych. Myślę, że główną różnicą było to, że moja mama była bardzo nordycka, a więc odpowiedzialna, priorytety zawsze były dla niej priorytetami, a mój tata był bardziej Włochem – poczucie humoru i kultura były ważniejsze niż odpowiedzialność, punktualność czy priorytety. Widzieli życie w bardzo kontrastujące ze sobą sposoby.
A twój brat?
Między nami jest dziesięć lat różnicy; kiedy byliśmy dziećmi, to rzeczywiście było dużo - był moim „dużym bratem”. Kiedy ja miałem swój pierwszy rower, on już jeździł z kolegami na motorach. Kiedy ja wciąż bawiłem się zabawkami, on miał już samochód. Ale byliśmy bardzo blisko, pewnie dzięki rodzicom. Mój tata nigdy nie dał odczuć Seanowi, że nie jest jego synem. Spędzali razem dużo czasu. Mimo że bardzo się różnimy, nadal mamy całkiem dobry kontakt.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat