Maciej Zieliński: Bliżej mi do podejścia Ennia Morricone i Johna Williamsa [WYWIAD]
Maciej Zieliński, doceniany i lubiany polski kompozytor muzyki filmowej był obecny w lipcu na festiwalu BellaTofifest 2025. Tam też spotkaliśmy się, by porozmawiać o muzyce i jego pracy.


ADAM SIENNICA: Twoje dokonania filmowe są bardzo różnorodne gatunkowo. Zastanawiam się, czy gatunek ma jakiś wpływ na decyzję o współpracy?
MACIEJ ZIELIŃSKI: Myślę, że najważniejszym czynnikiem, który decyduje o tym, czy chcę napisać muzykę do filmu, jest to, czy on mnie porusza. Jeśli ma w sobie coś, co do mnie trafia, to zaczynam o nim myśleć poważniej. Nawet jeśli to kino komercyjne, lubię, kiedy poza czysto rozrywkowym aspektem film zawiera elementy, które mogą trafić do widzów – jakieś przesłanie, które zostaje z odbiorcą.
To dla mnie podstawa. Lubię, kiedy w filmie są emocje – takie, które mogę wspomóc muzyką. Bo muzyka nie tylko wspiera emocje, ale czasami wręcz je tworzy. To właśnie emocje są głównym obszarem, w którym działam.
Wielu reżyserów traktuje muzykę jako tło, które ilustruje i buduje emocje. Są również tacy twórcy, którzy chcą, aby w określonych momentach była ona pierwszoplanowa. Którą wersję ty preferujesz? Kiedy lepiej się tworzy i czy w ogóle ma to znaczenie?
To zależy, bo są produkcje, w których muzyki powinno być naprawdę mało. Na przykład w filmie Know Me, który dzisiaj jest prezentowany na BellaTofifest, muzyka jest bardzo transparentna. Skomponowałem coś, co w większości scen wspiera emocje i atmosferę, ale w sensie muzycznym jest niemal niesłyszalne.
Myślę, że widzowie po prostu poczują emocje, które niesie muzyka, ale nie będą w stanie powiedzieć, że to ona za nie odpowiada. Nie wskażą też konkretnej linii melodycznej. Oczywiście są też sceny, w których muzyka staje się bardziej wyrazista i istotna. Wszystko zależy od filmu i od tego, czego dana historia potrzebuje.
Filmy, które wymagają autentyczności, często potrzebują mniej muzyki, bo ta „koloruje” obraz, dodaje dodatkowych kontekstów i czasem jest po prostu zbędna. Mówię to z pewnym żalem jako kompozytor (śmiech). Jednak są też projekty – zwłaszcza w kinie komercyjnym czy epickim – w których trudno sobie wyobrazić brak muzyki. Tam działa ona z pełną siłą, a temat przewodni potrafi być pierwszoplanowym bohaterem sceny.

Czasami widzowie zapominają, jak ważna jest muzyka. Pamiętam taką zabawę w social mediach – użytkownicy brali kultowe sceny np. z Gwiezdnych Wojen i podmieniali muzykę Johna Williamsa na coś totalnie losowego. Wydźwięk okazał się zupełnie inny. Ludzie dopiero wtedy zauważyli, jakie to ma znaczenie.
Muzyka może bardzo dużo zmienić. Za jej sprawą scena może zyskać zupełnie inne osadzenie gatunkowe. Może nagle stać się komediowa, dramatyczna, a nawet przypominać horror. Muszę przyznać, że siła muzyki potrafi zaskoczyć nawet mnie samego.
Czasem drobne detale zmieniają kontekst sceny. Niedawno skończyłem pracę nad filmem i mieliśmy kilka sytuacji, w których o odbiorze sceny decydowało to, w którym momencie muzyka się zaczynała, a w którym kończyła. To było wręcz magiczne, jak bardzo zmieniała się interpretacja obrazu dzięki przesunięciu o kilka sekund wejścia muzyki.
Takie właśnie niuanse potrafią wpłynąć na percepcję widza i to, jak odbiera emocje w danym momencie. To jest właśnie magia kina, a rola muzyki jest w nim naprawdę nie do przecenienia.
Masz tak, że jakaś muzyka z filmu przywołuje u ciebie konkretne wspomnienia?
Myślę, że częściej mam tak z piosenkami niż z muzyką filmową, ale pewnie znalazłoby się też kilka wyjątków. Musiałbym dłużej pomyśleć.
Pamiętam jeden moment, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. To była scena z filmu Pluton, w której pojawia się Adagio Samuela Barbera. To nie jest muzyka stworzona specjalnie do tego filmu, ale sposób, w jaki została wykorzystana, był niesamowity. Działała symbolicznie, miała ogromną siłę emocjonalną i idealnie dopełniała obraz.
Byłem wtedy jeszcze małym chłopcem, ale doskonale pamiętam, że ta scena uświadomiła mi, jak ogromną moc ma muzyka. Jak potrafi wzmocnić emocje i sprawić, że niezwykle poruszająca scena staje się jeszcze bardziej intensywna.
Czy eksperymentowanie przy tworzeniu muzyki jest dla ciebie ważne?
W mojej muzyce używam wielu narzędzi z obszaru technologii muzycznej. Można dzięki nim osiągać naprawdę niesamowite efekty. Jeśli mam czas, lubię eksperymentować i szukać nowych rozwiązań brzmieniowych. Dotyczy to zarówno muzyki filmowej, jak i muzyki poważnej, bo komponuję też współczesne utwory awangardowe.
W tej drugiej przestrzeni eksperymentuję często nie z elektroniką, ale z żywymi, akustycznymi instrumentami. Staram się wykorzystywać je w nietypowy sposób, żeby uzyskać ciekawe, nieoczywiste brzmienia. Oczywiście w dzisiejszych czasach trudno stworzyć coś zupełnie nowego, ale zawsze można znaleźć coś swojego – wyjątkowego i oryginalnego.
To na pewno pozwala odnajdywać nowe brzmienia.
Albo nowe pomysły na ich przetworzenie. W filmie Know Me użyłem technik związanych z tzw. przetwarzaniem granularnym. To specyficzna metoda samplowania dźwięku — polega na dzieleniu go na drobne fragmenty, a następnie manipulowaniu nimi na różne sposoby. Takie efekty nałożyłem na brzmienie orkiestry smyczkowej i uzyskałem dzięki temu naprawdę ciekawe, nieoczywiste rezultaty.

Gdy mowa o muzyce filmowej, ludzie zaczynają się zastanawiać: Ennio Morricone, John Williams, a może Hans Zimmer? Po czyjej stronie jesteś w tej debacie?
Dwóch pierwszych kompozytorów bardzo cenię. Jeśli chodzi o Hansa Zimmera, mam z nim pewien problem, bo trudno nazwać go kompozytorem z krwi i kości – w takim tradycyjnym sensie. On raczej korzysta z talentów innych osób.
Zimmer pełni bardziej rolę producenta muzycznego – kogoś, kto koordynuje pracę. Oczywiście nie można mu odmówić ogromnych sukcesów. Myślę, że w tym, co robi, osiągnął naprawdę bardzo dużo. Wiem, że komponuje pewne elementy ścieżek dźwiękowych, ale nad większością najpoważniejszych fragmentów pracują jego współpracownicy.
Lubię tworzyć moją muzykę sam. Choć cenię efekty pracy Hansa Zimmera i jego teamu, znacznie bliżej mi do podejścia Ennia Morricone i Johna Williamsa…



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1997, kończy 28 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1957, kończy 68 lat
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1960, kończy 65 lat

