Miesiąc z Nintendo Switch. Wrażenia z użytkowania konsoli
Po pierwszym miesiącu z Nintendo Switch nie mam żadnych wątpliwości, że jest to konsola z ogromnym potencjałem. Pozostaje tylko pytanie, czy zostanie on wykorzystany w odpowiedni sposób.
Po pierwszym miesiącu z Nintendo Switch nie mam żadnych wątpliwości, że jest to konsola z ogromnym potencjałem. Pozostaje tylko pytanie, czy zostanie on wykorzystany w odpowiedni sposób.
Miesiąc temu swoją premierę miał Switch, najnowsze urządzenie do gier od firmy Nintendo. Konsola wzbudzała ogromne poruszenie jeszcze przed premierą, przede wszystkim ze względu na łączenie w sobie zalet sprzętu mobilnego i stacjonarnego, ale nie brakowało też obaw, związanych ze stosunkowo niewielką mocą w porównaniu z konkurencją. Jak więc Nintendo Switch wypada w praktyce?
Tym, co rzuca się w oczy zaraz po wyjęciu konsoli z pudełka, jest jej niewielki rozmiar. Cała konsola ma formę małego, nieco ponad 6-calowego tabletu. W zestawie znajdują się również 2 kontrolery JoyCon wraz z dodatkowymi paskami i uchwytem, całe okablowanie, a także budząca ogromne kontrowersje stacja dokująca – o tym jednak za moment.
Całość od początku sprawia bardzo solidne wrażenie. Plastik, z którego wykonano konsolę, jest moncy, nie czuć luzów, nic nie trzeszczy. Zakładanie padów do konsoli również nie sprawia problemów, a kończące się charakterystycznym kliknięciem mocowanie jest trwałe.
Początkowo byłem pewien obaw co do kontrolerów – wyglądają one bowiem na wyjątkowo niewielkie i kompletnie niekomfortowe. Uczucie to mija po wzięciu ich w dłonie. Pomimo małych rozmiarów trzyma się je wygodnie i nie ma większych problemów z ich użytkowaniem. Nie było również konieczności rezygnowania z jakiejkolwiek funkcjonalności – kontrolery oferują taką samą liczbę przycisków co urządzenia konkurencji. Nie zabrakło tutaj również dodatków w postaci czytnika NFC, realistycznych wibracji, a nawet rozpoznawania ruchu.
Nie oznacza to jednak, że JoyCony są pozbawione jakichkolwiek wad. Przyciski + i -, będące odpowiednikami klasycznych „Start” i „Select”, umieszczono w górnej części padów, przez co dostęp do nich wymaga przyzwyczajenia. Problemem jest też brak analogowych spustów, co może przeszkadzać w przypadku gier wyścigowych, które w przyszłości mogą trafić na tę platformę Nintendo. Wygląda jednak na to, że było to w pełni zamierzone – nawet kosztujący niemal 300 zł Pro Controller nie posiada analogowych triggerów.
Nie mogę również przyczepić się do jakości wykonania samej konsoli. Ekran jest całkiem spory (6,2 cala), obraz bardzo wyraźny (przynajmniej w warunkach domowych – w mocnym nasłonecznieniu bywa z tym różnie). Jedynym mankamentem jest nóżka, o której mogliście już słyszeć – znajduje się ona z boku urządzenia, przez co nie zapewnia stabilnego podparcia i konsolkę można przewrócić delikatnym, przypadkowym ruchem. Utrudnia ona też położenie Switcha na nieco mniej równej powierzchni. Mnie to jednak nie przeszkadzało – za oparcie służy mi pokrowiec na urządzenie.
Sporym zaskoczeniem było pierwsze uruchomienie konsoli. System operacyjny jest bardzo prosty, żeby nie powiedzieć... prostacki. Nie ma tutaj praktycznie nic, poza sekcją newsów, sklepem, galerią, ustawieniami i dostępem do gier. Brakuje nie tylko aplikacji multimedialnych, ale nawet przeglądarki internetowej. Nintendo argumentowało to w ten sposób, że chciało skupić się na grach, ale w przyszłości nie wyklucza rozwinięcia swojej konsolki o dodatkowe funkcje.
Taki minimalizm ma jednak również pewne zalety. System działa zaskakująco szybko, uruchamianie gier jest błyskawiczne, tak samo jak zawieszanie ich i przechodzenie np. do galerii, aby pochwalić się screenem ze znajomymi – bo i taka opcja się tutaj pojawia i działa całkiem sprawnie. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wykonywanie zrzutów ekranu i dzielenie się nimi w portalach społecznościowych jest tutaj nawet szybsze i bardziej intuicyjne niż w przypadku PlayStation 4 i Xboksa One.
Pozytywnie wypada również kultura pracy Nintendo Switch. Urządzenie jest niemal całkowicie ciche, nawet po kilku godzinach zabawy w The Legend of Zelda: Breath of the Wild, czyli aktualnie najbardziej wymagającą produkcją. Problemem nie jest też temperatura pracy – chociaż po zadokowaniu konsola nieco się nagrzewa, to nie jest to coś, co mogłoby przeszkadzać.
Same gry działają i wyglądają bardzo przyzwoicie, przynajmniej w większości. Podczas zabawy w formie przenośnej, rozdzielczość to 720 pikseli. W teorii może wydawać się to średnim wynikiem, biorąc pod uwagę, że istnieją smartfony z mniejszymi wyświetlaczami, które oferują rozdzielczość FullHD, jednak w praktyce rozwiązanie to ma sens. Różnice w warstwie wizualnej są niewielkie, a mniejsza rozdzielczość pozwoliła na osiągnięcie większej płynności rozgrywki i przedłużenie czasu pracy na baterii. Zarówno Breath of the Wild, jak i Fast RMX prezentują się świetnie, chociaż w przypadku tej pierwszej gry sporadycznie można natrafić na spadki płynności rozgrywki. Jedyną grą, którą miałem okazję przetestować i która okazała się sporym rozczarowaniem pod względem technicznym jest japońskiego demo gry Dragon Quest Heroes II, które działało w ok. 15 klatkach na sekundę, przez co produkcja ta jest ledwie grywalna. Wypada to szczególnie słabo w porównaniu z wersją na PlayStation 4, która celuje w 60 klatek na sekundę.
Bateria jest ok – tylko tyle. Te trzy godziny gry w Zeldę mogą brzmieć słabo, ale jest to raczej standard w przypadku urządzeń mobilnych, podobny czas oferował 3DS i PlayStation Vita w przypadku bardziej wymagających produkcji. I rzeczywiście, tak jak obiecywało Nintendo, inne, mniej zaawansowane graficznie produkcje działają dłużej – nawet do 5-6 godzin. To całkiem przyzwoity wynik, chociaż osoby, którym zależy na komfortowej rozgrywce bez konieczności podłączania urządzenia do gniazdka, powinny pomyśleć o zakupie powerbanka.
Wbudowana pamięć to 32 GB, z czego dla użytkownika zostaje ich około 29. Jest to w zupełności wystarczające… o ile zamierzacie korzystać wyłącznie z gier na kartridżach. Osoby, które preferują dystrybucję cyfrową, koniecznie powinny zaopatrzyć się w kartę MicroSD, bo rozmiar niektórych produkcji jest całkiem spory – nowa Zelda to ponad 13 GB, a zestaw Dragon Quest Heroes 1&2 to… 32 GB.
Nie mógłbym zapomnieć również o największej zalecie tego urządzenia – uniwersalności. W trakcie 30 dni z konsolą korzystałem z niej w każdym z trzech trybów (jako handheld, jako samodzielny ekran + kontroler i po podłączeniu do telewizora) i każdy z nich sprawdzał się bardzo dobrze. Możliwość zabierania swoich ulubionych gier gdziekolwiek się udamy to naprawdę świetny pomysł, który może sprzedać to urządzenie. Samo przełączanie się pomiędzy trybem stacjonarnym i mobilnym to dosłownie kilka sekund potrzebnych na wyjęcie lub umieszczenie konsolki w stacji dokującej…
…niestety, to właśnie ten element zestawu wzbudza największe kontrowersje. tak naprawdę kawałek twardego plastiku, z układem scalonym który pozwala na przesyłanie obrazu na ekran telewizora. Dodatkowo, wielu użytkowników donosi o problemach z rysowaniem ekranu. Nie wydaje się to być specjalnie dziwnie – stacja dokująca jest dość ciasna, a plastik twardy – to nie mogło się dobrze skończyć. Sam się z tym nie spotkałem, ale wielość informacji w sieci wskazuje na to, że rzeczywiście takie sytuacje się przytrafiają. Gracze zaczęli wymyślać różnego rodzaju domowe sposoby na radzenie sobie z tym problemem, np. poprzez umieszczanie miękkich ściereczek z mikrofibry na plastikowych szynach, w których umieszcza się konsolę.
To jednak nie jedyny mankament konsoli, na jaki narzekają niektórzy nabywcy sprzętu Nintendo. Często wspomina się również o problemach z synchronizacją lewego kontrolera i odklejanie się folii z ekranu pod wpływem ciepła. Nie można tego bagatelizować, ale warto pamiętać też o tym, że przy dużej popularności sprzętu, taka sytuacja jest normą. Przy okazji premiery PlayStation 4 i Xboksa One również można było odnieść wrażenie, że dużą część egzemplarzy jest wadliwa. Sam w trakcie miesiąca z konsolą nie miałem żadnych kłopotów – poza jedną sytuacją, kiedy konsola mi się zawiesiła. Wystarczył jedynie reset, aby wszystko wróciło do normy.
Aktualnie pewnym problemem jest też biblioteka dostępnych gier. Minął miesiąc, a nadal jedyną dużą produkcją jest The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Warto jednak przyjrzeć się też innym, mniejszym tytułom. Świetnie wypada np. Fast RMX, niesamowicie szybkie, futurystyczne wyścigi z piękną oprawą graficzną czy I am Setsuna, gra jRPG, która wcześniej zadebiutowała na innych platformach. Nie brakuje tutaj również szeregu gier retro, takich jak Master Blaster Zero czy Metal Slug. Dodatkowo na horyzoncie widać już kolejne premiery – w tym miesiącu na Switcha trafi między innymi LEGO City: Undercover i Mario Kart 8: Deluxe. Równie optymistycznie rysuje się dalsza przyszłość. Na ten rok zapowiedziano m.in. Splatoon 2, Xenoblade 2 i Super Mario Odyssey.
Cieszy też dobra sprzedaż konsoli i entuzjazm twórców gier niezależnych, którzy przyznają, że tworzenie produkcji na Switcha jest proste. Można więc śmiało założyć, że konsola będzie lepiej wspierania przez zewnętrznych deweloperów niż Nintendo Wii U. Aktualnie jest to świetny sprzęt z ogromnym potencjałem, jednak nie da się ukryć, że osoby, których nie interesuje The Legend of Zelda: Breath of the Wild, mogą czuć się rozczarowane dostępnymi grami. Warto jednak mieć oko na plany Nintendo, bo przyszłość Nintendo Switch rysuje się bardzo optymistycznie.
Źródło: fot. Nintendo
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat