Moc też jest kobietą, czyli dlaczego dziewczyny mogą kochać Gwiezdne wojny
Rycerze, księżniczki, świetlne miecze, dziwaczne pojazdy, blastery, wielkie złe Imperium, banda facetów biegających jak idioci w tandetnych białych zbrojach, kolorowe laserowe kanonady, pojedynki, gadające roboty, a i jeszcze ten jeden czarny gość z wiadrem na głowie, brzmiący jak z wiadra i cierpiący na poważną astmę. Nie wspominając o uzbrojonym i porykującym chodzącym dywanie. Wojny. Gwiezdne. W Kosmosie. No proszę Was, kto jest w stanie traktować to na serio? Powinnaś się wstydzić, dziewczyno, oglądać bajki dla małych chłopców i tych dużych zdziecinniałych. Ale właściwie dlaczego?
Rycerze, księżniczki, świetlne miecze, dziwaczne pojazdy, blastery, wielkie złe Imperium, banda facetów biegających jak idioci w tandetnych białych zbrojach, kolorowe laserowe kanonady, pojedynki, gadające roboty, a i jeszcze ten jeden czarny gość z wiadrem na głowie, brzmiący jak z wiadra i cierpiący na poważną astmę. Nie wspominając o uzbrojonym i porykującym chodzącym dywanie. Wojny. Gwiezdne. W Kosmosie. No proszę Was, kto jest w stanie traktować to na serio? Powinnaś się wstydzić, dziewczyno, oglądać bajki dla małych chłopców i tych dużych zdziecinniałych. Ale właściwie dlaczego?
W bajkach, baśniach i historiach mitologicznych - najpierw ustnie, potem pisemnie - przekazywano pod postacią fantastycznych i magicznych historii najbardziej podstawowe i uniwersalne prawdy o świecie i zasady jego funkcjonowania. Bawiono, uczono i przestrzegano za pomocą niesamowitych oraz niestworzonych opowieści dziejących się dawno temu w wyimaginowanych, fikcyjnych światach i królestwach lub mitologizowano miejsca bliskie i znane. Mitologia jest głęboko zakorzeniona w naszej podświadomości; nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo warunkuje nasze systemy wartości, postępowanie i schematy zachowań oraz jak bardzo wszystkie mitologie świata są do siebie podobne. Gwiezdne wojny to nic innego, jak nasza współczesna mitologia bazująca na tych najbardziej wspólnych elementach. Oczywiście nie miałam o tym pojęcia jako kilkuletnie dziecko, które rodzice pewnego słonecznego niedzielnego popołudnia posadzili przed telewizorem, żeby obejrzeć Nową nadzieję. Nie zastanawiałam się nad tym, kiedy później każdego roku z bratem w okolicach Wielkanocy niemal rytualnie oglądaliśmy całą starą trylogię, i dziś ze zdumieniem stwierdzam, że właściwie mit dziejący się dawno, dawno temu w odległej galaktyce, ze swoim rozrastającym się niesamowitym światem i rzeszą istot przeróżnych najdziwniejszych ras z tak samo osobliwych planet, towarzyszy mi całe życie. Zmieniał swoją formę i rozwijał się przez dziesięciolecia, zmieniały się moje doświadczenia i percepcja, a mimo to nie tracił swojej baśniowej uniwersalności.
Tak samo nie miałam wtedy pojęcia, że ten straszny pan w czarnym płaszczu i z wiaderkiem na głowie reprezentuje archetyp bohatera, który później będzie się powielał w większości moich ulubionych fikcyjnych postaci. Bo każdą historię tworzą bohaterowie – bez ich celów, marzeń, dążeń, emocji, pragnień i lęków, mroku i światła nie byłoby opowieści. To oni są naszym punktem odniesienia, w nich szukamy własnego odbicia. Jesteśmy Lukiem, który wyrusza na przygodę swojego życia, szukamy wzorców i mentorów, poznajemy siebie i mierzymy się ze sobą, zmieniamy się, dorastamy, przechodzimy próby, tracimy naiwność i niewinność, a uzyskujemy mądrość i doświadczenie, pozwalające nam zmieniać świat wokół nas. Jesteśmy marzącym o rzeczach wielkich Anakinem, buntujemy się, chcemy naginać świat do naszej woli i ustalać własne zasady na przekór skostniałym systemom, przywiązujemy się, kochamy i boimy się straty, ulegamy emocjom i lękom, w dobrej wierze popełniamy te straszne i mniej straszne błędy, wierzymy w odkupienie, przebaczenie i drugie szanse. To nasza wspólna, ogólnoludzka mitologia, niezależna od płci czy rasy, a wszystkie te kosmiczno-fantastycze detale to jedynie nowa dekoracja bardzo, bardzo starego mitu, który leży w podświadomości każdego z nas. I to on jest najważniejszy, tak jak kryształ kyber jest sercem każdego świetlnego miecza. O istocie rzeczy nie świadczy obudowa, ale to, co kryje się w środku. Jasna i ciemna strona jest w każdym z nas, w naszych ludzkich zmaganiach z samym sobą – to jedna z najbardziej uniwersalnych prawd, tkwiąca w samym centrum każdej stworzonej przez ludzkość mitologii i ogromnej większości historii, jakie ciągle od nowa opowiadamy sobie od stuleci.
No i kto, na Dartha Bane’a, nie chciałby po prostu mieć świetlnego miecza albo pośmigać Sokołem Millennium czy TIE-fighterem? Mieć za towarzysza R2D2 albo BB-8? Nie oszukujmy się, dziewczyny - część z nas to także straszliwe gadżeciary, a starwarsowe wynalazki to po prostu fajne rzeczy, przywracające dziecięcą radość nie gorzej niż wedlowska czekolada. Bo dają nam poczucie przynależności do opowieści obiecującej mitologiczny powiew wielkiej wyprawy i przygody, o której marzymy, dziećmi będąc. A przed nami stoi otworem jeden z najbardziej kompleksowych i bogatych światów popkultury, który sam także stał się jedną z jej najbardziej rozpoznawalnych i wpływowych ikon.
No dobrze, zapytacie, ale gdzie w tych męskich opowieściach o wyprawach i wojnach miejsce dla nas? Choćby nie wiem jak bardzo uniwersalne historie reprezentowali nasi bohaterowie, z którymi niby bez problemu możemy się identyfikować, i jakkolwiek (mea culpa) sama jestem wielbicielką jednego z nich, czasami jednak chciałoby się zobaczyć w tej samej roli kobietę. Przyznam, że tutaj zawsze miałam problem z Gwiezdnymi wojnami. Leia to odważna i silna kobieta, obdarzona ciętym językiem i własną wolą. Wbrew pozorom nie jest damą w opałach - jest senatorem, rebeliantką odważnie stawiającą czoło Imperium i biegającą z bronią w ręku po lasach (tak, kobiety przecież też walczą w wojnach). Ale jednak to nie ona ostatecznie zostaje rycerzem Jedi i ratuje świat. Padme także najpierw zostaje zdefiniowana jako odważna królowa i bezkompromisowy polityk, potrafiący przeciwstawić się zgnuśniałej senackiej większości i niebojący się ryzyka w imię słusznej sprawy. Niestety ostatecznie zredukowano ją do roli biernego i zalanego łzami katalizatora rozwoju postaci głównego bohatera. Z żadną z nich nie potrafiłam się tak do końca identyfikować. Żadna z nich nie spełniała tak do końca mojego dziewczyńskiego marzenia. A marzyli mi się rycerze Jedi, świetlne miecze, Moc, potęga, rzeczy niezwykłe, heroiczne czyny, moralne dylematy i trudne decyzje. Marzyła mi się Shaak Ti i Aayla Secura, Luminara Unduli, a nawet Asajj Ventress. Zakon Jedi wprawdzie nieco zdewaluował się przez lata i mole wygryzły dziury w jego nieskazitelnej niegdyś szacie, życie trochę się skomplikowało, a Ciemna Strona Mocy zaczęła wydawać się trochę bardziej kusząca niż kiedyś, i to bynajmniej nie z powodu ciastek. Niemniej marzenie zostało.
Spełniło się dopiero lata później pod postacią smarkatej, trochę zbyt przemądrzałej i irytującej Ahsoki Tano, którą większość fanów od początku spisała na straty. Jednak Dave Filoni okazał się sprytniejszy i zamiast wykorzystać Ahsokę tylko jako narzędzie służące silniejszemu uwarunkowaniu późniejszej decyzji Anakina Skywalkera, dał nam bohaterkę nie będącą jedynie sidekickiem ani trybikiem fabuły, ale równorzędną postacią w stosunku do Anakina czy Obi-Wana, nasz emocjonalny punkt odniesienia. Przez pięć lat obserwujemy, jak Ahsoka uczy się odpowiedzialności, bycia dowódcą (kobiety przecież też walczą w wojnach), poznaje cenę polityki, kompromisu i wojny, wykłóca się o swoje racje z Anakinem, wykazując się przy tym nierzadko uporem i niesubordynacją godną swojego mistrza. Patrzymy, jak zbiera doświadczenie nie tylko jako Jedi, jak dorasta i dojrzewa, uczy innych, myśli samodzielnie i podejmuje własne decyzje, a ostatecznie także dokonuje moralnej oceny Zakonu i Rady Jedi, wybierając dla siebie zupełnie nową drogę. Jakby tego było mało, okazało się, że można tę bohaterkę połączyć z głównym bohaterem jedną z najładniejszych, nieromantycznych relacji, jakie stworzyło starwarsowe uniwersum, która mocno uderza w nasze emocje. Tak mocno, że siedzę do późnej nocy i próbuję oswoić załogę Ducha, nadganiając w pośpiechu Rebeliantów, ponieważ koniecznie chcę się dowiedzieć, jak wiele ta więź jest w stanie przetrwać. I wiem, panowie, że też na to czekacie, równie mocno jak na pojedynki, pościgi i kolejne elementy fabularnej układanki. Ahsoka jest też tak naprawdę kimś więcej niż tylko postacią – jest największą fanką: entuzjastyczną, kochającą, podziwiającą, ale też kwestionującą i krytyczną. I jest w tym coś znamiennego, że dubbingująca tę postać aktorka, Ashley Eckstein, jest czynną orędowniczką nieskrępowanego i uwolnionego od poczucia wstydu "fangirlizmu".
Być może też trochę dzięki Ahsoce dostajemy dzisiaj dziewczynę jako główną bohaterkę Przebudzenia Mocy. Nie księżniczkę, nie polityka, ale prawdopodobnie też przyszłego Jedi, tak jak Ahsoka. Jeśli Rey okaże się faktycznie tym, za kogo większość z nas ją uważa, być może także otworzy całkiem nowy rozdział historii Skywalkerów. Dziewczyna też może umieć się bić, mieć smykałkę do techniki, naprawiać statki, latać byle czym i władać Mocą. Gwiezdne wojny to także bajka o małych i dużych dziewczynkach dla małych i dużych dziewczynek. Niech Moc (która też jest kobietą) będzie z Wami!
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat