Najlepsze serie fantasy dla kobiet
Płeć piękna zaczytuje się zarówno „Sagą o Wiedźminie”, jak i krwawymi i pełnymi seksu historiami pióra George’a R.R. Martina, obalając tym samym mit, że literatura fantasy adresowana jest wyłącznie do mężczyzn. Mimo to nie brakuje pozycji, które pisze się głównie z myślą o nich. Oto najlepsze serie fantasy dla kobiet - zestawienie zainspirowane premierą powieści "Królowa Tearlingów", określanej mianem "Gry o tron" dla kobiet.
Płeć piękna zaczytuje się zarówno „Sagą o Wiedźminie”, jak i krwawymi i pełnymi seksu historiami pióra George’a R.R. Martina, obalając tym samym mit, że literatura fantasy adresowana jest wyłącznie do mężczyzn. Mimo to nie brakuje pozycji, które pisze się głównie z myślą o nich. Oto najlepsze serie fantasy dla kobiet - zestawienie zainspirowane premierą powieści "Królowa Tearlingów", określanej mianem "Gry o tron" dla kobiet.
Jeszcze jakiś czas temu cała fantastyka była do tego stopnia utożsamiana z historiami dla mężczyzn, że nawet gdy książki pisały kobiety, ukrywały się pod pseudonimami, jak na przykład Andre Norton, czyli tak naprawdę Alice Mary Norton, albo chowały się za niezdradzającymi płci inicjałami – Joanne Kathleen Rowling znana jest jako J.K., ponieważ uznano, że seria o Harrym Potterze sprzeda się lepiej, jeżeli czytelnicy wezmą ją za mężczyznę. Dochodziło nawet do tego, że mimo iż cykl „Belgariada” był wspólnym dziełem Davida i Leigh Eddingsów, przez wiele lat książki podpisywano wyłącznie imieniem męża i dopiero stosunkowo niedawno małżeństwo zaczęło wspólnie pojawiać się na okładkach.
To stereotyp, bo przecież wśród rzeszy miłośników fantastyki nie brakuje miłośniczek, które w równym stopniu jak ich koledzy sięgają po powieści Andrzeja Sapkowskiego, Jacka Dukaja, Jakuba Ćwieka czy Jacka Piekary (zwłaszcza ci dwaj ostatni zdają się być bardzo popularni wśród nastoletnich dziewczyn). Przecież wszyscy doskonale wiemy, że „Pieśń Lodu i Ognia” Martina stała się megabestsellerem, ponieważ trafia do obu płci – skoro taka wręcz słownikowo „męska proza” trafia do płci pięknej, chyba można uznać, że sztywne podziały są sztuczne.
Wciąż jednak pojawiają się książki kierowane do określonych grup - czy to pod względem wieku, czy płci właśnie. Nie oznacza to, że po dane dzieła nie mogą sięgnąć wszyscy i czerpać z nich przyjemności; chodzi raczej o fakt, że z pewnych względów ich treść przemawia bardziej do danego rodzaju czytelnika. Ponieważ zaś nie od dziś wiadomo, że panie kupują i czytają więcej niż panowie, w ostatnich latach w siłę urósł nurt fantastyki kierowanej do płci pięknej. Oto wybitnie subiektywny wybór nieoczywistych, ciekawych cykli książkowych, który – nieco prowokacyjnie – nazwany został: Najlepsze serie fantasy dla kobiet.
„Trylogia Czarnego Maga”
Trudi Canavan
Nie sposób zacząć od innego tytułu. Choć Australijka nie była pierwszą pisarką, która zainteresowała kobiety fantasy i magią, sukces „Gildii Magów” i pozostałych części cyklu, a także kolejnych serii jej autorstwa, w ogromnym stopniu pokazał rodzimym wydawcom, że kobiece fantasy to potencjalna żyła złota. Wielu poszło w ślady Galerii Książki, która zresztą też nie próżnowała i rozpoczęła publikacje kolejnych autorek. Stąd prawdziwy wysyp podobnych pozycji, nie zawsze trzymających choćby przyzwoity poziom (jestem antyfanem Cindy Williams Chimy).
Co przesądziło o sukcesie Canavan? W dużej mierze silna kobieca postać na pierwszym planie, ale także skupianie się nie na efektowności i magicznych fajerwerkach, a emocjonalnej stronie całej opowieści, wejście w psychikę bohaterki, uczynienie najważniejszymi wątkami nie wojen czarodziejów, ale rozterki zagubionej, pochodzącej z biedoty dziewczyny w świecie magicznej „arystokracji”. Może do pań przemówił tez motyw walki o równość w społeczeństwie?
Podobny schemat Australijka wcielała w życie w swoich następnych seriach, które cieszyły się nie mniejsza popularnością.
„Belgariada”
David i Leigh Eddings
Wspomniane wcześniej małżeństwo, które dzieliło się pracą w ten sposób, że on odpowiadał za postacie męskie, a ona kobiece. Efekt to mało oryginalna (ale trzeba pamiętać, że ma już swoje lata) seria opisująca walkę grupy czarodziejów, pod dowództwem młodego Belgariona i potężnego Belgaratha, z bogiem Torakiem i jego wyznawcami. Sporo w tym stereotypów, najczęściej mieszkańcom danych państw przypisuje się zestaw charakterystycznych cech, zupełnie jakby w wodzie był jakiś czynnik formatujący, niemniej jest to wybitnie rozrywkowe dzieło i trudno odmówić temu pięcioksięgowi uroku.
„Belgariadę” czyta się świetnie głównie za sprawą doskonale prowadzonych postaci i relacji między nimi; przyjemnością jest obserwowanie „starć” między bohaterami, zwłaszcza tych wewnątrzzwiązkowych. Mało która książka w tak równy sposób traktuje postacie obu płci oraz tak udanie (i z niemałą dozą humoru) odzwierciedla relacje damsko-męskie. Pal sześć schematyczność i uproszczenia – lektura tej serii to ubaw po pachy.
„Siewca Wiatru”
Maja Lidia Kossakowska
"Siewca…" to samodzielna powieść, ale Maja Lidia Kossakowska napisała więcej książek z tak zwanego „cyklu anielskiego”. Po prawdzie, przez dłuższy czas pisarka była utożsamiana wyłącznie z tymi teksami (pewnie w wyobraźni wielu wciąż jest „Mają od aniołów”), mimo iż później tworzyła m.in. serię horrorów i kulinarną space operę.
Cykl o Daimonie Freyu i jego skrzydlatych kolegach to opowieść bardzo efektowna (może dlatego świetnie przemawia również do płci brzydkiej), z niezwykle bogatym tłem kulturowym. To historie, które bawią, często wzruszają (zwłaszcza opowiadania ze zbioru „Obrońców Królestwa”), przede wszystkim zaś przyciągają świetnie wykreowanymi postaciami. Czytelnicy chwalą także niezwykle plastyczny styl Kossakowskiej, jak również talent do wplatania wiedzy o anielskiej mitologii do swoich opowieści.
„Siewca wiatru” równie dobrze mógłby trafić na listę najlepszych serii fantasy dla mężczyzn.
„Stare Królestwo”: „Sabriel”, „Lirael”, „Abhorsen”
Garth Nix
Paniom do gustu przypaść powinny silne pierwszoplanowe postacie kobiecie, przede wszystkim zaś tytułowa Sabriel z pierwszej powieści w serii. Oraz kot Mogget. Kot Mogget rozkocha w sobie wszystkich.
Poza tym seria Nixa - która w drugim, nieco przegadanym tomie „Lirael” zalicza pewną zadyszkę – to wspaniała opowieść o graniczących ze sobą Starym Królestwie i przypominającym Anglię Ancelstire. W tym pierwszym żywa jest magia, miedzy innymi nekromancja, w związku z czym potrzebny jest ktoś, kto będzie walczyć z pragnącymi przedostać się do naszego świata zmarłymi – Abhorsen (to tytuł). Gdy zaś ten ktoś wpada w tarapaty i sam zostaje uwięziony w śmierci, na ratunek wyrusza jego córka, tytułowa Sabriel.
Pierwotnie miało skończyć się na jednej, samodzielnej powieści, popularność „Sabriel” zaskoczyła jednak zarówno pisarza, jak i wydawcę, dlatego ten drugi wyprosił na tym pierwszym kolejne tomy – i dobrze, bo „Abhorsen” to również wspaniała przygoda.
Choć raz żądza pieniądza okazała się czymś dobrym.
„Trylogia Zimnego Ognia” oraz „Trylogia Magistrów”
C.S. Friedman
Kolejny przykład pisarki kryjącej się za inicjałami. Wprawdzie w Wielkiej Brytanii funkcjonuje jako Celia Friedman, ale w Stanach (a przez to i w Polsce) znana jest jako C.S. – w ten sposób część czytelników mogła wziąć ją za mężczyznę (sam zresztą byłem zaskoczony, gdy w pewnym momencie internet zdradził mi prawdę).
Dla płci pięknej idealnie skrojona wydaje się „Trylogia Magistrów”, rozpoczęta powieścią „Uczta dusz”. Opowieść skupia się na walce pewnej młodej czarodziejki o szacunek i moc w świecie zdominowanym przez męskich magów, którzy de facto odcięli kobiety od prawdziwej potęgi, skazując je na bycie co najwyżej wiejskimi wiedźmami. Jest w tej historii pewna analogia do „Gildii Magów” Canavan, ale Friedman to o kilka klas lepsza pisarka, stąd ci, których odrzuciły uproszczenia i momentami łopatologia wykładów ideowych z „Trylogii Czarnego Maga”, w fabule o Magistrach powinni znaleźć coś dla siebie.
Przy okazji zaś polecić można doskonałą „Trylogię Zimnego Ognia”, która może nie jest wyborem oczywistym przy składaniu tego typu listy, bo dwaj główni bohaterowie to rywalizujący ze sobą mężczyźni, jednakże świetny styl Celii Friedman, skupianie się na wnętrzu bohaterów, ciągłe zaglądanie im do głowy i podkreślanie wewnętrznych konfliktów powinno spodobać się czytelniczkom.
„Baśnie”
Scen. Bill Willingham
Małe zaskoczenie, prawda? Tak się składa, że „Baśnie” to komiks, jest to jednak seria tak wybitna, że nie sposób o niej nie wspomnieć. Jej twórca, Bill Willingham, przekuwa w niej na współczesną modłę znane bajki, legendy i baśnie, przenosząc ich bohaterów do czasów nam współczesnych i czyniąc z nich uchodźców wojennych, których z własnych krajów przegnał uzurpator Adwersarz.
Co w tej historii dla siebie znajdą panie? Wszystko. Od wspaniałych, silnych, różnorodnych postaci kobiecych (znamiennym jest, że choć tytularnie Baśniogrodem włada mężczyzna, tak naprawdę władze sprawuje Śnieżka), przez wzruszające i oryginalne historie miłosne (związek Śnieżki z Bigbym Wilkiem), aż nawet po wątki dotyczące macierzyństwa i życia w małżeństwie. Wszystko opowiedziane po mistrzowsku, raz lekko i z humorem, a momentami ponuro, horrorowo wręcz. W Polsce dotychczas ukazało się 12 tomów serii, które zawierały w sobie jedną, wielką opowieść o zmaganiach ze wspomnianym Adwersarzem - ostatni tom to "Baśnie. Czas mroku".
Testowane na płci pięknej. Efekt: pełen zachwyt.
„Kroniki Wardstone”
Joseph Delaney
Trochę tu ryzykuję, bo przecież rozpoczęta „Zemstą czarownicy”, kierowana do młodzieży opowieść o Tomie Wardzie i jego mistrzu, stracharzu, wydaje się niemal słownikowym przykładem historii dla nastoletnich chłopców. I może nią jest. Wśród sporej grupy fanów prozy Delaneya nie brakuje jednak również fanek (w tym żony niżej podpisanego).
Sądzę, że podobać im się może kilka rzeczy. Przede wszystkim jest to po prostu doskonale opowiedziana, kameralna, przesiąknięta grozą historia o czarownicach i walczących z nimi chłopcem oraz jego nauczycielem, łowcą potworów. Ale nie brakuje w niej wspaniale skrojonych postaci kobiecych, jak niejednoznaczna Alice, tajemnicza matka Toma, silna i groźna Grimalkin, czy wreszcie same potężne, złowieszcze czarownice, z Mateczką Malkin na czele (kto powiedział, że ten zły to koniecznie musi być facet?). Do tego urzeka poziom skomplikowania relacji między bohaterami, głębia ich psychik, realność wyborów, przed którymi stają; Delaney ma dryg do bohaterów, także kobiet, wyraźnie też hołduje przekonaniu, że płeć piękna niekoniecznie jest płcią słabszą.
„Falling Kingdoms”
Morgan Rhodes
Od razu uwaga: pierwszy tom serii, powieść „Upadające królestwa”, ukazała się w Polsce pod koniec 2013 roku i do tego czasu o kontynuacji nic nie słychać. Zapewne oznacza to, że książka nie spotkała się z uznaniem czytelników i wydawcy nie opłaca się drukować kolejnych tomów.
Szkoda, bo Rhodes zaproponowała idealną powieść-łącznik między literaturą pokroju „Gildii Magów” a prozą George’a R.R. Martina. Było w tym sporo polityki, była brutalność, pokazano brzydką stronę bycia w rodzinie królewskiej, a przy tym historia opowiedziana była z perspektywy postaci kobiecej, z silnym naciskiem na akcentowanie przemyśleń bohaterki – czyli dokładnie tak, jak to robiła Canavan.
Może gdyby powieść Morgan Rhodes była tak promowana jak „Trylogia Czarnego Maga”, czytelnicy daliby jej szansę. Tymczasem sądzę, że większość nie miała pojęcia o istnieniu tej książki.
Powtórzę: szkoda.
W księgarniach znajdziecie najnowszą powieść fantasy kierowaną do kobiet - "Królową Tearlingu". W jej ekranizacji główną rolę zagra Emma Watson, sama książka i film na jej podstawie ma zaś być kobiecą wersją "Gry o tron".
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat