PODSŁUCHANE W REDAKCJI: sierpień w kinie
Redakcja Hatak.pl ocenia filmy, które trafiły do polskich kin w sierpniu. Co dobrego przyniósł ten miesiąc?
Redakcja Hatak.pl ocenia filmy, które trafiły do polskich kin w sierpniu. Co dobrego przyniósł ten miesiąc?
Sezon letni dobiega końca, choć kinowych hitów nie zabraknie i w kolejnych miesiącach. W sierpniu na ekrany trafiły m.in. Smerfy, Agenci z zaświatów, wampiry z Byzantium i Millerowie. Największym hitem okazało się zaś Elizjum, film twórcy Dystryktu 9.
[image-browser playlist="579209" suggest=""]
Adam Siennica: Głupkowate, typowe kino familijne, momentami zabawne i zdecydowanie lepsze od "jedynki". Da się odczuć urok smerfów.
Kamil Śmiałkowski: W zasadzie zgadzam się z przedmówcą, ale lepsze od jedynki to to nie jest. Za to pięknie wpisuje się w długą listę hollywoodzkich filmów, w których Francuzi to albo czarne charaktery, albo idioci. Albo jedno i drugie w tym samym czasie.
Dawid Rydzek: Filmowa seria o niebieskich istotach jest wyjątkowo słaba. Ja niestety wciąż nie widzę tam tego smerfowego uroku i jakoś w ogóle nie budzi to we mnie żadnego sentymentu. A scenariusz jest wyjątkowo dziecinny, nie próbuje się robić tutaj animacji nawet odrobinę dla rodziców i osób, które się na Smerfach kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu wychowały.
[image-browser playlist="579210" suggest=""]
Michał Kaczoń: Świetne, wciągające kino, skupione na wyśmienitym aktorstwie Geoffreya Rusha. Klimat tajemnicy i stopniowe budowanie napięcia przyciągają uwagę i nie dają widzowi odetchnąć. Bardzo dobry scenariusz i sprawna reżyseria. Jeden z ciekawszych filmów roku.
Kasia Koczułap: Mnie zachwycił już sam zwiastun!
Dawid Rydzek: Warto obejrzeć szczególnie dla finału. To seans z cyklu "o, wiem jak to się skończy; ok, idzie to nie do końca tak jak myślałem, ale wiem, czego się spodziewać na końcu; że jak?!".
[image-browser playlist="579211" suggest=""]
Mateusz Dykier: "Wywiad z Wampirem" to to nie jest, ale i tak lepsze niż nudna i infantylna "Ondine". Winę ponosi materiał wyjściowy - ekranizowanie sztuk teatralnych nigdy nie jest proste. Świetny technicznie, z doskonałą kolorystyką i ciekawą symboliką. Porusza dużo wątków, czasami nawet zbyt dużo, ale dla fanów Jordana pozycja obowiązkowa. Dla fanów wampirów? Niekoniecznie.
Dawid Rydzek: Nie wiedzieć czemu (tj. wiedzieć, bo dla lepszej sprzedaży, ale nie chcieć w to wierzyć) opakowano ten film w TVN-owe kolory i taką też utworzono mu akcję promocyjną, bo to nie jest jakiś prosty pastisz czy kolejny film dla fanów wampirów. Neil Jordan po fatalnym "Ondine" i "Odważnej" powraca do bardzo udanego pod względem estetyki "Towarzystwa wilków". Uczta dla oka.
[image-browser playlist="579212" suggest=""]
Mateusz Dykier: Był dobry materiał wyjściowy i była niezła idea. Na tym się skończyło. Do bólu wtórne, ze słabym designem umarłych i bez polotu. Na siłę stara się być "Facetami w Czerni". Tylko dla desperatów, którzy muszą koniecznie na coś iść, a wszystko inne już widzieli.
Jan Stąpor: Jedna z bardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego lata i zarazem jeden z największych zawodów. Wychodząc od ciekawej historii i dobrej obsady aktorskiej, gdzieś po drodze twórcom podwinęła się noga. No i te "efekty specjalne".
[image-browser playlist="579213" suggest=""]
Mateusz Dykier: Pierwsza część była zabawnym filmem z humorem typowym dla komedii Sandlera, ale z mocnym morałem na koniec. Moralizatorstwo niby gdzieś pobrzmiewa w "dwójce", ale jest zdecydowanie wepchnięte na siłę, a całość przypomina ledwie powiązane ze sobą skecze. W dodatku niewiele z nich jest śmiesznych. O dziwo świetnie sprawdza się sam Sandler. Plejada komediowych gwiazd nie była w stanie uratować tego potworka bez fabuły.
[image-browser playlist="579214" suggest=""]
Michał Kaczoń: Udana zabawa formą filmu niemego. Wizualnie ciekawe, dramaturgicznie już mniej, gdyż tempo leżakuje, przez co film raczej nuży niż zachwyca.
[image-browser playlist="579215" suggest=""]
Adam Siennica: Najbardziej pozytywne zaskoczenie komedii ostatnich lat. W końcu film, gdzie mogłem się nieraz zaśmiać, a nie tylko zastanawiać się, kogo bawią żarty z wymiotowaniem, puszczaniem bąków i wulgaryzmami. Dobra zabawa!
Mateusz Dykier: "Jeszcze większe dzieci" mnie zawiodły, ale "Millerowie" ani trochę! Pomimo że niektóre gagi nie należą do najwybitniejszych, to śmieszyły niczym w pierwszym "Kac Vegas". Do tego fajny morał całego filmu, który dobrze wpisuje się w konwencję całości. No i świetna Aniston - bosko wyglądała w filmie. Śmiem twierdzić, że to najlepsza komedia tych wakacji.
Jan Stąpor: Choć nie czekałem na ten film ze względu na domniemany striptiz Jennifer Anniston, to jednak świetnie się bawiłem. Prosta, bezpośrednia komedia godna tego lata - naprawdę warto!
Marcin Rączka: Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to jedna z najlepszych komedii od czasu "Szefowie wrogowie". Ale może to dlatego, że mam słabość do Jen Aniston?
Dawid Rydzek: Ja wiem, że Jen wciąż jest hot i w ogóle, ale te wszystkie sceny striptizu trochę wymuszone i spodziewane (szczególnie ta w finale)... Ale to chyba zwykłe czepialstwo, bo to jednak całkiem niezła komedia.
[image-browser playlist="579216" suggest=""]
Kamil Śmiałkowski: Miało być odcinanie kuponów od sukcesu "Aut" i film wprost na DVD. I jest. A że w międzyczasie ktoś doszedł do wniosku, że może da się to wcisnąć do kin i dzieciaki pójdą, to już inna opowieść. Ale gość miał rację.
[image-browser playlist="579217" suggest=""]
Adam Siennica: Morze banału, w którym można się utopić. Kto powiedział, że kino fantasy dla młodzieży ma być głupie, infantylne, pozbawione klimatu i z bohaterami, których mądrość pozostawia wiele do życzenia? Z tej historii mogło być dobre kino, a tak mamy jedynie dobrego Nathana Filliona.
Dawid Rydzek: Zaskoczyło mnie, że sequel w ogóle powstał, bo na kolejną filmową "Narnię" czekamy i czekamy... Percy chyba po prostu tańszy w produkcji. Niestety to widać.
[image-browser playlist="579218" suggest=""]
Tomasz Skupień: Matt Damon jako alegoria pacjenta w polskiej służbie zdrowia - dzielnie walczący, choć ciągle obrywający, coraz bardziej chory i coś się zmienia dopiero, jak umiera. No wykapana przygoda z NFZ. A na serio - typowo zrobiona antyutopia, przewidywalna, po sznurku, choć ładna graficznie. Jednak zdecydowanie bez szału i bez emocji. Wątek Jodie Foster wciśnięty na siłę i niepasujący. Do tego nijakie tempo dialogów. Jednak było też kilka pozytywnych punktów, jak chociażby sama koncepcja Elizjum i tego, co się działo na Ziemi. Ale, jak to mawiał Stanisław Ochódzki - plusy nie przysłoniły minusów.
Mateusz Dykier: "Dystrykt 9" to to nie jest i widać, że wraz z większym budżetem wiąże się większa odpowie… sorry, nie ta bajka. Blomkamp dostając większy budżet dostał też większy nadzór studia nad wszystkim i ten nadzór doskonale widać. Zapewne niektóre pomysły były mocno hamowane, a cały film stał się zachowawczy. Ale technicznie jest to śliczne. Do tego prosta opowieść, która ma swoje plusy, nawet pomimo braku jakichkolwiek odcieni szarości (postać jest dobra albo zła). Ot, fajne science-fiction na wieczór.
Oskar Rogalski: Obraz wizualnie nienaganny, ale efekty specjalne to w końcu konik Blomkampa. Przyzwoity film akcji, bez przestojów i z dobrą grą aktorską (prócz Foster). Mimo wszystko drobne rozczarowanie, bo po bardzo osobistym "D9" tutaj scenariusz ma wyraźne braki i momentami wręcz razi prostotą i linearnością. Szkoda, bo było widać gołym okiem, że miał on być w pierwotnym założeniu zdecydowanie bardziej zmuszający do refleksji. Dokładnie - idealny na wolny wieczór, nic więcej.
Jędrzej Skrzypczyk: Ja jestem zachwycony. Szczególnie po porażkach lub średnich filmach sci-fi w tym roku. Obserwowanie Elizjum z Ziemi to jak granie w "Halo" na ogromnym ekranie. Wizualna maestria idzie tu w parze z okropną wizją naszej przyszłości, podzielonej tak, jak podzielona jest teraz Południowa Afryka. Dlatego według mnie "Elizjum" to kino bardziej osobiste niż "Dystrykt 9". Do tego Matt Damon przemykający ze swoim "szkieletem" i Sharlto Copley, który wciela się w mocno przerysowany, ale jakże przerażający szwarccharakter.
Dawid Rydzek: Jasne, nie jest to "Dystrykt 9", ale kurczę, niech tak wygląda każdy blockbuster! Niech każdy opowiada tak przejmującą historię, nawet jeśli jej bohaterowie mają być zupełnie czarno-biali.
[image-browser playlist="579219" suggest=""]
Kasia Koczułap: Banalna historia podana w zdecydowanie uroczym opakowaniu. Do gatunku fantasy romans nie wnosi absolutnie niczego świeżego czy oryginalnego, ale da się to obejrzeć bez ciągłego zgrzytania zębami. Żaden bohater nie świeci w słońcu, a to już jest coś. Scenariusz powiela wszystkie mankamenty książki, ale chemia między Lily Collins a Jamie Bowerem była fenomenalna. Wielu dorosłych bohaterów z filmów, do których oglądania głośno się przyznajemy, miało gorszą.
Kamil Śmiałkowski: Wtórne straszliwie acz sympatyczne. Nie miałbym nic przeciwko temu, by zapoczątkowało jakąś tam serię, ale wyniki box office raczej temu przeczą. Do ewentualnego obejrzenia.
Kasia Koczułap: Serię zapoczątkowało na pewno, bo "Dary Anioła" liczą sobie już pięć części, a szósta jest w przygotowaniu, aczkolwiek pewnie nie ma co liczyć, że powstanie taka liczba filmów. Chociaż… Kto wie.
Łukasz Ancyperowicz: Pomimo głupot logicznych (jak pancerna lodówka) czułem się zdecydowanie oczarowany. W momencie, w którym pokazali Instytut, miałem wrażenie, że widzę Hogwart. I do tego ta muzyka! Poza tym, jak mówi Kasia, świetna chemia pomiędzy bohaterami, nawet niezły humor i choć sam film nie wnosi nic nowego czy też powiela utarte schematy, trudno się na nim bawić źle. Nic dziwnego, że opinie widzów są dużo przychylniejsze niż krytyków. Nie zdziwię się, jeśli ta seria zagości na dłużej w kinie. Zdecydowanie lepsze niż przeciętny grudniowy "Hobbit" z zeszłego roku, jeśli chodzi o ten gatunek filmowy.
[image-browser playlist="579220" suggest=""]
Jan Stąpor: Szczerze mówiąc zmęczył mnie ten film. Prawdą jest, że to dobry dramat z solidnie zarysowanymi postaciami, jednak nie tego spodziewałem się po Allenie. Nawet Cate Blanchett, która w moim sercu ma specjalne miejsce, tym razem jakoś nie porwała.
Jędrzej Skrzypczyk: To jest Allen w dobrej formie. Spodziewałem się zresztą kompletnej klapy, a zostałem pozytywnie zaskoczony. Historia angażuje, bohaterom można kibicować lub ich nie znosić, Blanchett błyszczy, ale reżyserowi zabrakło puenty; czegoś, co by zamknęło i podsumowało całą historię. Przez to "Blue Jasmine" staje się filmem na jeden raz.
Gabriel Karelus: Allen nawet jak nie kręci niczego epickiego, to i tak swoim stylem mnie kupuje. Blanchett przeszła sama siebie i już nigdy nie będzie dla mnie takim samym elfem, jakim była przed majstersztykiem neurotyzmu i paranoi, który zaprezentowała u Woody’ego. Smutna, boleśnie prawdziwa, egzystencjalna opowieść, gdzie bawi jedynie sytuacyjność.
Dawid Rydzek: Wstyd mi, jeszcze nie zdążyłem pójść do kina na "Blue Jasmine"... Na swoje usprawiedliwienie powiem jedynie, że byłem chyba na wszystkich poprzednich, a po "Zakochanych w Rzymie" do dziś mam koszmary. Kocham Rzym, uwielbiam Page, Baldwina i Eisenberga, szanuję Allena, ale to historia, którą mógłby opowiedzieć byle debiutant. Niezmiernie mnie cieszą za to te pozytywne recenzje i doniesienia o zupełnej zmianie klimatu.
[image-browser playlist="579221" suggest=""]
Mateusz Dykier: Gorszy materiał wyjściowy, gorszy reżyser, gorszy film. Krótkie podsumowanie, czym różni się dwójka od jedynki. Hit-Girl podrosła i brak jej już tego animuszu (choć nadal daje radę), a jej rolę przejęła za to Mother Russia. Niewątpliwie film ma swoje momenty i to doskonałe, ale całość jednak zdecydowanie słabsza - zapewne przez mniej utalentowanego reżysera.
Marcin Moszyk: Zaskakuje tym, że nie jest już to taka niewinna bajka jak w pierwszej części. Pojawia się sporo wulgaryzmów i brutalnych scen walki. Tylko czy to wyszło historii zielonego pseudobohatera na dobre?
[image-browser playlist="579222" suggest=""]
Mateusz Dykier: Zgodzę się z konkurencją, która napisała, że "Sztanga i cash" to filmowe portfolio Baya. Jest tutaj wszystko, co reżyser potrafi: teledyskowy montaż, dużo spowolnień czasu, jakiś tam wybuch bezsensowny, trochę strzelania i czerstwy humor. Ale rozumiem Baya; każdy kiedyś musi odpocząć od Transformersów. Rozumiem też studio - to "dzieło" to cena, jaką musieli zapłacić, żeby Bay wrócił do wspomnianych już wielkich robotów. Czy warto? Momentami tak, ale raczej jako ciekawostkę.
Oskar Rogalski: Historia prawdziwa, ale przedstawiona w taki sposób, że gdyby była fikcyjna, byłbym niemal pewny, że scenarzysta wspomagał się mocnymi używkami. Z jednej strony parodia rzeczywistych wydarzeń, a z drugiej - ambitny społeczny komentarz? To nie idzie ze sobą w parze, a Bay miał wyraźne problemy z obraniem jednoznacznej konwencji. Ale jak wyłączy się mózg, to jest całkiem w porządku - dynamicznie i absurdalnie, a wszystko w typowej dla reżysera wizualnej otoczce. Można zerknąć.
Kasia Koczułap: Wytrzymałam jakieś pół godziny i stąd naszła mnie refleksja - czy to film był po prostu kiepski, czy może ja nie zrozumiałam wizji Baya? A może jeszcze inaczej i problem polega na tym, że to typowo męskie kino? Nie wiem, ale szczerze przyznaję, że mnie to przerosło.
[image-browser playlist="579223" suggest=""]
Dawid Rydzek: Nie sposób przemóc się i zobaczyć w tym filmie prawdziwego Steve'a Jobsa. Nie dość, że Kutcher gra przeciętnie (czyli generalnie na miarę swoich możliwości), to na dodatek sam film jest wyjątkowo słaby. Być może twórca iWszystkiego zasługuje na pomnik odlany z plastiku, ale powinien być on wyższej jakości. Być może dostarczy go Aaron Sorkin, który pracuje nad scenariuszem do kolejnej biografii twórcy Apple'a.
[image-browser playlist="579224" suggest=""]
Jędrzej Skrzypczyk: Magia kina w całej okazałości - miłość, muzyka i uczucia. Świetnie nakręcona, jeszcze lepiej opowiedziana i zmontowana historia o miłości, odpowiedzialności i przekonaniach. Wyciska łzy, powoduje uśmiech na twarzy i to często w tym samym momencie. Angażuje bez reszty, bo widz musi zdecydować, za którym bohaterem się postawić. Seans w grupie = kłótnia gwarantowana.
Dawid Rydzek: Najsmutniejszy film tego roku i w moim osobistym rankingu jeden z najlepszych. Absolutnie fenomenalna warstwa muzyczna i narracyjna.
[image-browser playlist="579225" suggest=""]
Michał Kaczoń: Przyjemna wakacyjna opowieść o tym, jak wolność można odnaleźć… w lesie. Bezpretenjsonalnie o problemach dorastania, sile przyjaźni oraz odnalezieniu własnego miejsca.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat