Adam Sandler – dla większości widzów w naszym kraju to jakieś filmowe nieporozumienie. Nieśmieszny komik, który uparcie rok po roku gra główne role i świetnie się przy tym bawi. Ba, miliony jego fanów też się świetnie bawią. A my nie.
Przyznaję, że jestem tu w tej narodowej mniejszości, którą śmieszą jego wygłupy. Nie wszystkie i nie zawsze, ale przeważnie bawię się na jego filmach jak dzikie prosię. Mimo fukania znajomych, mimo że gość ma na koncie (jeśli dobrze policzyłem) 6 Złotych Malin. Po prostu lubię.
Oto więc z okazji dzisiejszych urodzin Sandlera mój prywatny top 10 jego filmów. Chronologicznie i z drobnymi argumentami.
"Billy Madison" (1995)
Od tego się wszystko zaczęło – pierwsza główna rola Sandlera, która ustawiła ideę większości jego filmografii. Niedojrzały, leniwy gościu, który musi się spiąć i postarać, by zdobyć fortunę i dziewczynę. Mało finezyjne (acz niewątpliwie zabawne) żarty dopełniają obrazu, a Sandler z gwiazdy stand-upu i "SNL" przerodził się w gwiazdę kina.
[video-browser playlist="747389" suggest=""]
"The Wedding Singer" (1998)
Zdecydowanie subtelniejsza niż normalne filmy Sandlera komedia, powiedzmy, że romantyczna. Lata osiemdziesiąte – on jest weselnym śpiewakiem, ona (Drew Barrymore) kelnerką. Ich miłość rozwija się w systemie zrywowym. Tym razem jest lekko i trochę retro. A Drew Barrymore jeszcze nie raz wróci w sandlerowych filmach.
[video-browser playlist="747390" suggest=""]
"Supertata" (1999)
Rewelacyjna opowieść o dojrzewaniu ojca do syna. Niby takich filmów było sporo, ale moim zdaniem ten z Sandlerem jest najlepszy. Duży chłopiec i mały chłopiec muszą nauczyć się tolerować i z czasem naprawdę zaprzyjaźniają. Świetnie to wszystko jest opowiedziane, a poza tym ten film to preludium do dwóch innych wielkich karier: chłopca grają młodzi bracia Sprouse (potem wielkie gwiazdy Disney Channel jako bliźniacy Zack i Cody), a w najlepszego przyjaciela głównego bohatera wciela się Jon Stewart, czyli późniejszy prowadzący „Daily Show”.
[video-browser playlist="747391" suggest=""]
"Punch Drunk Love" (2002)
A tu Sandler jakby od niechcenia pokazuje, że sprawdza się też w kinie na serio. Nieomal każdy kinowy komik ma taką potrzebę. Sandler – trzeba przyznać – wybrał sobie film trudny i trudnego reżysera, Paula Thomasa Andersona, ale udało im się wspólnie nakręcić obraz niejednoznaczny i naprawdę mocny. O co w nim chodzi? O miłość, oczywiście.
[video-browser playlist="747393" suggest=""]
"50 First Dates" (2004)
Drugie filmowe spotkanie z Drew Barrymore i urocza komedia romantyczna o dziewczynie, która nie pamięta poprzednich dni, więc każdego dnia trzeba ją uwodzić na nowo. Sprawny scenariusz, para dobrych aktorów - czegóż chcieć więcej? Trzeciego filmowego duetu Barrymore-Sandler pt. „Rodzinne rewolucje” (2014) mimo całej mojej sympatii dla Sandlera już tak nie mogę polecić...
[video-browser playlist="747394" suggest=""]

- 1 (current)
- 2