Trend tworzenia aktorskich wersji animacji
Nie da się ukryć, że my, mniej lub bardziej dorośli ludzie, do kin coraz częściej udajemy się na bajki. Jednak przeważnie nie na tradycyjne animacje, a na ich nowoczesne aktorskie wersje, których z roku na rok przybywa.
Nie da się ukryć, że my, mniej lub bardziej dorośli ludzie, do kin coraz częściej udajemy się na bajki. Jednak przeważnie nie na tradycyjne animacje, a na ich nowoczesne aktorskie wersje, których z roku na rok przybywa.
Odejdźmy jednak na chwilę od Disneya. Oczywiście w kinach lada dzień można będzie obejrzeć kolejną aktorską wersję wypisz, wymaluj oryginalnej animacji, czyli Beauty and the Beast (oryginał powstał w 1991 roku), ale świat filmów nie kończy się na Disneyu. Istnieje bowiem kilka filmów, które powstały na podstawie animacji, a te animacje z kolei na podstawie komiksów. Mowa o wszelakich przygodach Asteriksa i Obeliksa, których twórcami są René Goscinny oraz Albert Uderzo. Filmów animowanych o perypetiach dwóch dzielnych Galów powstało aż 9 (wliczając ostatni film animowany komputerowo z 2014 roku, Astérix: Le Domaine des Dieux), a Francuzi konsekwentnie produkują kolejne wersje filmowe – do tej pory możemy cieszyć się czterema produkcjami, z czego przynajmniej jedna, Astérix & Obélix: Mission Cléopâtre (2002) okazała się naprawdę świetną komedią i po dziś dzień uznawana jest w Polsce za sprawą rewelacyjnego dubbingu za film kultowy. W Asteriksa wcielało się do tej pory trzech różnych aktorów, ale niepokonany jest wciąż w tej roli Christian Clavier, miłośnikom francuskiego kina i nie tylko znany, m.in. z kilku filmów o pewnych średniowiecznych podróżnikach w czasie (Les visiteurs). Warto też wspomnieć serial animowany Flinstonowie, który doczekał się dwóch filmów aktorskich (1994 oraz 2000). Nie tylko Disneyem świat stoi.
Ciekawym przypadkiem ożywienia animacji jest serial Once Upon a Time (2011 do teraz), gdzie twórcy wyraźnie czerpali inspiracje z filmów animowanych Disneya, choć nie tylko – wystarczy porównać Śnieżkę (Ginnifer Goodwin) z tego serialu z jej animowanym odpowiednikiem z 1937 roku. Poza słynnymi czarnymi włosami i innymi atrybutami urody niewiele tu podobieństw, zwłaszcza w stroju. Kapitan Hak (Colin O'Donoghue) także niewiele ma wspólnego ze starszym panem w czerwonym kapeluszu, ale już taka Bella (Emilie de Ravin) ma na sobie słynną suknię rodem z animacji Beauty and the Beast. Kolejne wcielenie Cruelli De Mon (Victoria Smurfit) także wygląda niczym żywcem wyjęta ze 101 Dalmatians. Największą sensację wzbudziło jednak pojawienie się innych postaci, a mianowicie Elsy (Georgina Haig), Anny (Elizabeth Lail) i Kristoffa (Scott Michael Foster), czyli bohaterów z Frozen (2013). Z całą pewnością jednak miliony małych dziewczynek wciąż czekają na pełnometrażowy film o swoich ulubionych bohaterach, którego powstanie to zapewne kwestia czasu. W Once Upon a Time pojawiła się jeszcze jedna zaskakująca postać, a była nią Merida (Amy Manson), czyli szkocka księżniczka z filmu animowanego Brave (2012). Zobaczenie bohaterki filmu Pixara w innym wydaniu niż komputerowy oryginał to naprawdę miłe doświadczenie. Zwłaszcza, że Szkotka Amy Manson sprawdziła się w swojej roli doskonale.
Żeby nie wydawało się, że trend tworzenia aktorskich wersji animacji opiera się tylko i wyłącznie na bajkach Disneya (choć to takie filmy najczęściej docierają do naszych kin), warto wspomnieć o filmach i serialach z drugiego końca świata. Manga i anime dotarły dobre lata temu także i do naszego kraju, ale znacznie gorzej wypada znajomość ich zekranizowanych wersji, czyli live-action. Oczywiście lwia część anime powstała na bazie komiksowego oryginału, ale najczęściej kiedy serial animowany staje się hitem, powstaje także i wersja aktorska. Przeważnie jednak są to koszmarki, które nawet najlepszą historię potrafią uczynić niestrawną. Powód jest prozaiczny – anime, a już zwłaszcza komedie, bardzo często opierają się na grotesce czy różnego rodzaju udziwnieniach, często także postaci pod względem graficznym. Próba oddania podobnego klimatu przez aktorów najczęściej skazana jest na porażkę. Nie mówiąc o nieraz naprawdę oryginalnych strojach czy fryzurach animowanych bohaterów, powodujących w wydaniu na żywo odczucia dość ambiwalentne. Wiele anime to także historie fantasy czy science-fiction, więc kolejnym problemem staje się budżet takiej wersji filmowej, a wszelkie cięcia kosztów oczywiście widać.
Jeżeli jednak wersja aktorska opiera się na anime obyczajowym czy historycznym, istnieje spora szansa, że da się ją obejrzeć. Przykładem niech będzie Oldeuboi (2003) koreańskiego reżysera Chan-wook Parka, choć to przykład niestety nie do końca adekwatny, ponieważ oryginałem jest manga, a wersji anime nie ma. Anime Maison Ikkoku to z kolei animowana adaptacja mangi (96 odcinków) dobrze znanej w Polsce i na świecie mangaczki Rumiko Takahashi, która doczekała się także swojej wersji aktorskiej, pod postacią filmu z 1986 roku. Coś dla fanów dobrej komedii, choć w ewidentnie japońskim stylu. Nana to za to idealna historia do nakręcenia "na żywo", ponieważ ten dramat obyczajowy o dwóch bohaterkach o imieniu Nana z muzyką w tle, to gotowy materiał na film. Manga nie została ukończona, anime (47 odcinków) także nie posiada typowego zamkniętego zakończenia, więc fani spragnieni dobrego dramatu mogą zawsze obejrzeć jeszcze jedną, aktorską wersję z 2005 roku. To przykład jednego z tych filmów, gdzie bohaterowie pomimo silnego podobieństwa do swoich animowanych odpowiedników nie wyglądają niezamierzenie zabawnie. Do melomanów skierowane jest też Nodame Cantabile. Trzy sezonowe anime o muzykach parających się muzyką klasyczną doczekało się także wersji live-action, a że to komedia, trzeba być przygotowanym na sporą dawkę dziwnych min aktorów. Z kolei fanom mody przypadnie do gustu Paradise Kiss (film aktorski z 2011), historia autorki Nana.
Nie sposób nie wspomnieć takich potworków jak Dragonball Evolution (2009), o którym fani Son Goku woleliby zapomnieć jak najszybciej. To kolejny przykład, jak ciężko przekuć anime fantasy na wersję aktorską, na którą da się patrzeć bez ochoty zrobienia krzywdy twórcom. Zresztą mnóstwo hitów anime doczekało się wersji aktorskich, takich jak Kuroshitsuji czy Mushishi, ale w ostatnich latach zdecydowanie najgłośniej było o aktorskiej wersji mangi i anime Attack on Titan (ang. Attack on Titan). To 25-odcinkowe anime (2013) stało się ogromnym hitem i paradoksalnie rozsławiło mangę, a Japończycy oczywiście postanowili stworzyć także wersję aktorską. Shingeki no Kyojin (2015) to historia wymagająca ogromnego nakładu finansowego ze względu na efekty specjalne, a film pod tym względem wypada średnio. Nie zebrał też zresztą zbyt dobrych ocen, więc fani Tytanów czekają na drugi sezon anime, który już za pasem (1 kwiecień tego roku). Za to na pewno wszyscy fani japońskiej kultury czekają ze zniecierpliwieniem na film aktorski Hagane no renkinjutsushi, czyli Fullmetal Alchemist. Oby i ta produkcja nie poległa za sprawą małego budżetu, nie wspominając o objętości oryginalnego materiału – anime Fullmetal Alchemist: Brotherhood, będące adaptacją całej mangi, liczy sobie 64 odcinki.
Jednym z najpopularniejszych gatunków anime przekładanych regularnie na wersje aktorskie są zdecydowanie szkolne romanse. Główną przyczyną jest oczywiście wielka popularność takich historii, ale też mały budżet i lokalne młodzieżowe gwiazdy. Najpopularniejsze tytuły ostatnich lat to Ao Haru Ride, Kimi ni Todoke, Lovely Complex, Ore Monogatari, Ouran High School Host Club oraz Sukitte ii na yo. Seriale anime, na podstawie których powstały te tytuły bez wyjątku stały się hitami, więc nie trzeba było długo czekać na wersje aktorskie.
Połączenie Hollywood i anime w naturze istnieje, a przybiera postać takich produkcji, jak Ghost in the Shell (2017). Kultowy film z 1995 roku jest adaptacją mangi Masamune Shirowa, ale bez anime z pewnością nie doczekalibyśmy się najnowszej aktorskiej wersji ze Scarlett Johansson w roli Major Motoko Kusanagi. Fani Ducha w Pancerzu zresztą nie mogli nigdy narzekać na nudę – oprócz filmu z 1995 roku powstała wersja z poprawioną grafiką (2008), sequel (2004) dwusezonowy serial (2002-2005) oraz cztery filmy Ghost in the Shell: Arise (2013-2014). Teraz jednak Hollywood próbuje swoich sił w zekranizowaniu anime, a co z tego wyjdzie, okaże się już niedługo – polska premiera odbędzie się 31 marca. Fani anime czekają na jeszcze jedną amerykańską ekranizację anime, a jest nią Death Note. Zarówno manga jak i anime stały się hitami, więc można obejrzeć kilka japońskich wersji aktorskich. Film z Natem Wolffem w roli Lighta oraz Keithem Stanfieldem (L) ma mieć premierę w tym roku.
Obecnie kinomani czekają na kilka filmów aktorskich, których pierwowzorami są filmy animowane. W kolejce do sfilmowania czekają takie klasyki jak Dumbo (z Evą Green i Dannym DeVito), The Lion King w reżyserii Jona Favreau, Aladdin czy Mulan (po raz kolejny). A to tylko klasyczne disneyowskie bajki. Z pewnością to ciąg dalszy mody, jaką jest przenoszenie na ekran animacji w wydaniu aktorskim – nie da się ukryć, że przesyt kiedyś nastąpi, ale chyba każdy jest ciekaw, jak też może wyglądać aktorski The Lion King…
- 1
- 2 (current)
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat