Krzyś Sawczuk ma 12 lat, jest dość drobny i niewysoki jak na swój wiek. Wyraźnie utyka na jedną nogę – to wynik porażenia mózgowego, z którym chłopiec się urodził. Dwie operacje nie usunęły kalectwa. Chłopiec nie stał się jednak kozłem ofiarnym dla swych rówieśników. Jest zaradny, otwarty. Mieszka z rodzicami i babcią w bytomskim Bobrku – najuboższej dzielnicy miasta. Wielu tamtejszych mieszkańców od dawna nie ma pracy. Bezrobotni od lat są także rodzice Krzysia. Matka pracowała kiedyś w masarni, ojciec był górnikiem. Teraz zarabia na utrzymanie rodziny zbierając złom i „chodząc na węgiel”. Para się też kradzieżami. Podobnie jak żona nie stroni od alkoholu, ale ich dom nie jest typową meliną: skromnie urządzony, jest jednak w miarę porządny i czysty, Krzyś nie chodzi głodny. Ojciec nazywa syna „Herkulesem” i trzyma twardą ręką, lecz nie bije go. Uważa jednak, że surowymi zakazami i nakazami uchroni go przed stoczeniem się na dno, o co w tym środowisku nietrudno. I choć ani on, ani matka nie dają chłopcu najlepszego przykładu, Krzyś jest pracowity i posłuszny, kocha rodziców. I już dobrze zna realia życia w Bobrku: wie, co znaczy z trudem wiązać koniec z końcem, zna wartość pieniądza, bo sam też próbuje zarabiać i pomagać rodzicom – zanosi do skupu zebrany przez ojca złom, zbiera węgiel na hałdach. Skrupulatnie rozlicza się z każdej zarobionej złotówki. Pytany o swoją przyszłość, chłopiec mówi, że nie chce iść w ślady ojca, ale jeśli nie zdobędzie pracy, co mu pozostanie? Pójdzie kraść tak jak on. To często smutna konieczność. Krzysiowi trzeba wielkiego samozaparcia i wytrwałości, by nie poddać się losowi, by wyrwać się ze środowiska, które z góry stawia go na przegranej pozycji. Czy „Herkulesowi” starczy sił do walki o lepsze życie? Zasługuje na nie.
Reklama
Reklama