Produkcja opowiada o granym przez Riza Ahmeda perkusiście, który zaczyna tracić słuch. Musi odnaleźć się w nowej i niezwykle trudnej życiowej sytuacji, w czym bohaterowi pomaga dziewczyna.
Aktorzy:
Lauren Ridloff, Olivia Cooke (20) więcejKompozytorzy:
Abraham Marder, Nicolas BeckerReżyserzy:
Darius MarderProducenci:
Derek Cianfrance, Daniel Sbrega (9) więcejScenarzyści:
Abraham Marder, Derek Cianfrance (1) więcejPremiera (Świat):
6 września 2019Premiera (Polska):
5 marca 2021Kraj produkcji:
USADystrybutor:
M2 FilmsCzas trwania:
130 min.Gatunek:
Dramat, Muzyczny
Trailery i materiały wideo
Sound of Metal - trailer
Najnowsza recenzja redakcji
– Nie słyszę cię – wyznaje w końcu roztrzęsiony Ruben. – Nic nie słyszę. Mężczyzna jest perkusistą w dwuosobowym zespole metalowym. Chwilę wcześniej przerwał wykonywanie jednego z kawałków, porzucił swoje bębny i wyszedł z klubu, w którym odbywał się koncert. Lou, wokalistka i jego życiowa partnerka, pobiegła za nim. Teraz powoli przyswaja słowa Rubena. Zrozumieniu towarzyszy narastające przerażenie.
Nie wiadomo, co miało kluczowy wpływ na tę znaczącą utratę słuchu (ponad siedemdziesiąt procent w obu uszach). Oczywiście, narażenie na hałas o wysokim natężeniu to jedna z bardziej prawdopodobnych teorii. Lekarz spokojnie wyjaśnia Rubenowi, że zmiany są nieodwracalne. Rozwiązaniem, na które decydują się bogatsi, jest kosztowna operacja, bazująca na wszczepieniu specjalnych implantów. Niestety, choć Ruben i Lou utrzymują się z grania, to muzyka duetu nie jest na tyle popularna, by gwarantować dochody pozwalające pokryć koszty tak drogiego zabiegu.
Z pomocą wydawcy Lou nakłania Rubena, by ten udał się – przynajmniej tymczasowo – do specjalnego, zamkniętego ośrodka dla osób niesłyszących. Tworzą tam one całą społeczność: każdy pełni w niej jakąś funkcję i odgrywa swoją rolę. Jej członkowie współpracują i pomagają sobie nawzajem. Celem działań społeczności nie jest odnalezienie sposobu na uporanie się z wadą słuchu, a z jej destrukcyjnym wpływem na kondycję psychiczną człowieka – co na wstępie tłumaczy Rubenowi nadzorujący ośrodek Joe (dodajmy, że Ruben jest uzależniony od narkotyków wszelakich – i czysty od czterech lat, czyli od początku związku z Lou). Podróż przez kolejne stadia tego doświadczenia jest, jak łatwo się domyślić, nieprawdopodobnie bolesna i rozczarowująca. Kolejne nadzieje okazują się płonne, skazana na porażkę walka z nieodwracalnym kończy się nokautem, a perspektywy na przyszłość stają się coraz węższe.
Sound of Metal nie jest podszyte tradycyjną ścieżką dźwiękową. Dariusowi Marderowi zależy bowiem na tym, by zminimalizować dystans dzielący widza i Rubena. Reżyser podejmuje próbę przybliżenia odbiorcy świata osób niesłyszących w największym możliwym stopniu: dźwięki stają się przytłumione i zniekształcone, gdy twórcy decydują się – a robią to wielokrotnie – zaprezentować, jak brzmi świat odbierany uszkodzonym zmysłem bohatera. Kiedy indziej czynią widza gościem w sali jadalnej pełnej osób niesłyszących, każąc chłonąć kakofonię mlaśnięć, stukotów, przesuwanych krzeseł, klaśnięć zderzających się ze sobą w gestach języka migowego dłoni. Pozwalają mu też doświadczyć nieuniknionego zawodu, który towarzyszy wsłuchiwaniu się w brzmienia świata za pomocą implantów: dźwiękowa symulacja tego efektu, przypominająca szumy starego, rozstrojonego radioodbiornika, frustruje i niepokoi.
Subiektywna narracja i niezwykle immersyjna forma zespalają widza z bohaterem, angażują go, poszerzając pole możliwego współodczuwania, nie dbając o jego komfort. Oko kamery rzadko odwraca się od twarzy Rubena, któremu wiernie towarzyszymy w wędrówce przez kolejne etapy walki z samym sobą. Śledzimy każdy uśmiech, grymas, wyraz bolesnego rozczarowania i rozbicia. Autentyczność Riza Ahmeda jest imponująca i przytłaczająca w efekcie – to wybitna, naturalna kreacja, w którą nie da się zwątpić.
Sound of Metal to przede wszystkim film o postawie wobec nieodwracalnego. Z bezlitosnej i niesprawiedliwej lekcji życia (bo Marder, podkreślmy, nie ocenia, nie moralizuje), którą otrzymuje Ruben, docieramy do wniosków o konieczności zaakceptowania tego, na co nie mamy już wpływu; obrania zupełnie innej drogi, przewartościowania całego swojego świata. Wspomniany wcześniej Joe (znakomity Paul Raci), zmęczony, ale szczerze oddany podopiecznym, pokazuje niechętnemu Rubenowi możliwą alternatywę, z której – być może – zaczerpnie on sił niezbędnych, by posklejać pęknięte serce. Jak to często bywa, droga do najbardziej oczywistych wniosków bywa odpychająco wyboista i kręta. Ale to właśnie ta droga jest najważniejsza, o czym pamięta Marder, z rzadko spotykaną wrażliwością opowiadając o przejmujących doświadczeniach Rubena. Od agresywnych bębnów, gniewnych wrzasków i przygnębiających szumów, aż po ciszę, w której można znaleźć nieoczekiwane ukojenie.