Kooperacyjna gra planszowa z linii Zombicide dla od 1 do 6 graczy wcielających się w rolę ocalałych z filmu Zacka Snydera.
Premiera (Świat)
14 listopada 2024Premiera (Polska)
14 listopada 2024Gatunek:
PlanszowaWydawca:
Polska: Portal Games
Najnowsza recenzja redakcji
W tej odsłonie mamy ocalałych, którzy pochodzą z filmu Armia umarłych od Zacka Snydera. Tak jak w poprzednich częściach, nasi bohaterowie muszą przemierzać ulice i domy wypełnione zombiakami. Tym razem ich celem nie jest wyłącznie przetrwanie, ale również chęć zarobienia pieniędzy. Nie uważają się za ofiary i od początku są gotowi na skopanie kilku tyłków – moim absolutnym ulubieńcem szybko stał się Vanderohe z piłą, który po zabiciu jednego przeciwnika może ściągnąć drugiego tego samego rodzaju i stać się prawdziwą maszynką do mielenia zombiaków. Poza tym na pochwałę zasługuje fakt, że wszyscy z dwunastu ocalałych wydają się bardzo ciekawi i zróżnicowani.
Zombicide: Army of the Dead wprowadza poza tym kilka nowości. Na przykład każda postać ma swój własny cel, co urozmaica rozgrywkę. Niektóre są naprawdę ciekawe, szczególnie jeśli nie znacie kontekstu z filmu – jedna z bohaterek chce na przykład rzucić innego człowieka na pożarcie zombie. Są także żetony śpiochów, które chyba najbardziej mi się spodobały, jeśli chodzi o nowości. To nieumarli, którzy smacznie sobie drzemią. Trzeba uważać, by ich nie obudzić! Można ich po cichu zabić bronią do ataku wręcz. Ta funkcja przypadła mi do gustu, ponieważ nie tylko dobrze działa i urozmaica rozgrywkę, ale również dodaje klimatu. Właśnie to skradanie się, by nie przyciągnąć uwagi potworów, najbardziej kojarzy mi się z produkcjami o zombie. A żetony hałasu niekoniecznie oddawały ten aspekt tak dobrze.
Trochę realizmu dodaje też fakt, że broń palna może się zaciąć. Trzeba wtedy znaleźć nowy magazynek albo przerzucić się na maczetę czy nóż. Myślałam, że będzie mnie to trochę denerwować, ale nie dzieje się to na tyle często, by doprowadzać gracza do szału. Sprawia zaś, że czujemy się jak prawdziwi ocalali. Poza tym daje to powód do noszenia przy sobie kilku broni i każe się zastanowić, której lepiej użyć teraz, a którą zostawić na silniejszych przeciwników. Dla mnie ten aspekt zdecydowanie wyszedł na plus.
Mamy też między innymi: mechanikę skarbca, która dodaje trochę klimatu heist movie; rozkazy Zeusa, które urozmaicają ruch przeciwników; windy, dzięki którym plansza ma kilka poziomów; ciężarówkę, która niczym w Wastelands 3 pozwala taranować wrogów. Szczególnie ciekawe są jednak materiały wybuchowe. Dodają one do rozgrywki strategiczne rozkładanie pułapek na planszy, które przydają się, jeśli chcemy zdjąć większą hordę wrogów albo abominację. Jest też kanister, w który ocalali mogą strzelić, by zwiększyć obrażenia.
Podsumowując, tych nowych funkcji jest naprawdę dużo. Gdy po raz pierwszy czytałam instrukcję, było sporo do ogarnięcia. Dla mnie to plus, bo bardzo lubię tę serię i cieszę się, gdy kolejne wydania różnią się od siebie czymś więcej niż oprawą graficzną. Wtedy czuję, że warto w nie inwestować. Na początku byłam trochę przytłoczona tymi nowinkami. Obawiałam się, że rozgrywka będzie mniej płynna niż zazwyczaj. Nic bardziej mylnego! Choć zapoznanie się z instrukcją trwało dłużej, to sama gra szła gładko i przyjemnie. Jedyna funkcja, która wciąż wzbudza moje zastrzeżenia, to cele osobiste. Myślę, że to będzie fajny easter-egg dla fanów Zacka Snydera, ale dla pozostałych – coś potencjalnie niepotrzebnego.
Nie podobały mi się za to pewne elementy designu. Co jest o tyle zaskakujące, że przy poprzednich częściach zawsze chwaliłam ten aspekt. Na przykład figurka Zeusa niczym nie wyróżnia się na tle reszty zombiaków. Ani kolorem, ani rozmiarem. W trakcie rozgrywki ginie w masie zbliżających się do ocalałych przeciwników. Mogłaby mieć odrobinę inny odcień – w ten sposób odróżniamy np. Szuraczy od Alf. Poza tym zabrakło mi ściągi, jak układać figurki z powrotem do pudełka. Poprzednie części miały ją na przykład po bokach, dzięki czemu bardzo łatwo mogliśmy poprawnie je odłożyć. Niestety nie załączono jej nawet do instrukcji. Trzeba więc, niczym dziecko wciskające klocki w otwory, metodą prób i błędów sprawdzać, co gdzie pasuje.
Poza tym jednak Army of the Dead: Gra z linii Zombicide to naprawdę udana odsłona serii. Wydaje mi się, że jest najbardziej realistyczna ze wszystkich, co ma swój urok. Podobała mi się rozgrywka, w której trzeba skradać się pomiędzy zombiakami, a gdy skończy się magazynek, trzeba prosić towarzysza o pomoc albo improwizować. Army of the Dead wyróżnia się także na tle poprzednich części, więc na pewno nie jest to zagrywka typu kopiuj–wklej. Jeśli podoba Wam się taki klimat, to polecam zapoznanie się bliżej z tym tytułem. Nie musicie być fanami Zacka Snydera, ponieważ ja o Armii umarłych miałam naprawdę niewielkie pojęcie, a i tak świetnie się bawiłam. Przy tych wszystkich nowościach naprawdę doceniam też fakt, jak łatwo i przyjemnie toczyła się rozgrywka. Początków Zielonej Hordy wcale nie wspominam tak miło.
Podsumowując, Army of the Dead to dobry tytuł zarówno dla fanów serii Zombicide, jak i osób, które nie miały z nią wcześniej do czynienia. Na początku instrukcja może wydawać wam się nieco skomplikowana, ale jest naprawdę przejrzysta, a sama gra toczy się dynamicznie i przyjemnie, co bywało problemem w poprzednich odsłonach, gdy mogłeś utknąć w nieskończoność na przykład na przeszukiwaniu, by znaleźć odpowiedni przedmiot do misji. Cieszę się, że Zombicide nadal trzyma formę i przede wszystkim – kreatywność.