Najnowsza recenzja redakcji
Nie ukrywam, że na Call of Duty: Black Ops 6 czekałem najbardziej z powodu kampanii. Oczywiście uwielbiam tryb wieloosobowy w CoD, który jest zresztą sercem tej serii, ale zawsze było coś w przygodach Woodsa i spółki, co przyciągało mnie do monitora. Może dlatego, że jestem urodzony w latach 80 i wychowany na filmach wojennych i akcji z tego okresu, co BLOPS przez większość czasu umie zwyczajnie dobrze uchwycić? Ciężko mi znaleźć zaledwie jeden powód, który trzymał mnie przyklejonego do pada.
Nie inaczej jest i w tym przypadku. Fabuła zabiera nas do początku lat 90., końca zimnej wojny i startu tej dużo gorętszej w Zatoce Perskiej. Znów mamy do czynienia z Woodsem, Adlerem i innymi znajomymi twarzami, a także grupą nowych. Zanurzamy się w świat operacji agencji wywiadowczych, by odkryć sekrety wrogiej organizacji Panteon. Misje są raczej liniowe, ale prawie każdą z nich można, przynajmniej częściowo, przejść na kilka sposobów. W wypadku CoD bardziej mi to pasuje niż otwarty czy półotwarty świat, bo daje to większe pole do filmowych misji, co twórcy naprawdę dobrze wykorzystują. Podoba mi się również motyw kryjówki, w której możemy ulepszać sprzęt i wyposażenie naszego agenta, dokładając kolejną warstwę do swobody podejścia do misji.
Tryb Zombie to prawdziwa perełka dla fanów nieco luźniejszej, przynajmniej jeśli chodzi o klimat, rozgrywki. Nieważne czy samemu, ze znajomymi, lub przez matchmaking, gwarantowana jest świetna zabawa. Oczywiście jak zawsze tryb ten nie traktuje gracza ani siebie 100% poważnie, ale na tym w mojej opinii polega jego magia. Rozgrywka niewiele różni się od poprzednich wariantów, poza dodaniem widoku z trzeciej osoby i nowym automatem do ulepszania broni i amunicji za zebrany z przeciwników złom. To dobrze, bo jak coś nie jest zepsute, to po co naprawiać? Jest dobrze, nawet bardzo dobrze. I oczywiście trudno, ale to też jest zaleta tego trybu. Nie trzyma za rączkę, rzadko daje chwilę na oddech, zapewnia dawkę adrenaliny jak mało co. Mam nadzieję, że z kolejnymi sezonami dojdzie więcej map, które utrzymają wysoki poziom tych już obecnych.
Na koniec zostawiłem najważniejszy chyba element dla większości graczy, czyli tryb wieloosobowy. Nie ma co owijać w bawełnę, znów jest ewolucja, a nie rewolucja. Twórcy bez dwóch zdań wybrali bezpieczną opcję i w sumie nie mogę ich za to winić, jeśli przyjrzeć się historii serii to eksperymenty rzadko wychodziły jej na dobre. Tak naprawdę największą innowacją jest tak zwany ruch wszechkierunkowy (ang. omnimovement), który dodaje takie manewry jak rzucanie się na boki i plecy, sprint w tył, czy szybki obrót w locie. Zdecydowanie przyspiesza to i tak już dynamiczną rozgrywkę, z jakiej znana jest ta seria. Łączy się to z dość szybkim czasem pozbawiania przeciwników życia, co razem tworzy bardzo dobre doświadczenie, żywcem wyjęte z filmów akcji lat 80. i 90. ubiegłego stulecia. Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, są pewne problemy. Pierwszy z nich to momentami tragiczne wręcz odradzanie się. Co prawda nie do końca to dziwi, bo i to i jest cechą charakterystyczną serii, ale Black Ops 6 wynosi to na poziom, którego nie widziałem chyba od czasów tego pierwszego Modern Warfare, gdzie regularnie ginęło się sekundy po powrocie do gry.
Drugi problem stanowią mapy. Podejrzewam, że wzięło się to stąd, że deweloperzy chcieli dostosować je do nowej dynamiki, ale wyszyło momentami bardzo źle i przede wszystkim bardzo, ale to bardzo chaotycznie. Są też na dwóch mapach dość nietypowe wahania elewacji. Na szczęście nie jest to norma, a reguła i mam nadzieję, że wraz z następnymi aktualizacjami zobaczymy więcej tradycyjnych stref wojny. Ostatnia bolączka tyczy się broni. Te same w sobie są bardzo przyjemne do użytku, odpowiednio wyważone i każda ma swoje mocne i słabe strony. Niestety każdy typ broni (np. karabiny szturmowe, snajperki, etc.) współdzieli celowniki. Z jednej strony to dobrze, bo testując nową broń, nie musisz się ograniczać do przyrządów mechanicznych, ale z drugiej zmusza to wbijania poziomów broni, której się nie lubi po to, żeby odblokować znajomą optykę. Słabo to wypada.
Oprawa graficzna jest lekko stylizowana i momentami nieco zbyt kolorowa. Ja wiem, że CoD już dawno odjechał z realizmem, jeśli chodzi o modele postaci, wystarczy spojrzeć na ostatnie Modern Warfare 2019, ale po cichu liczyłem, że jednak Black Ops pozostanie przy swojej mroczniejszej i poważniejszej tożsamości przy designie skórek. Jest zwyczajnie zbyt kolorowo i mnie osobiście trochę wybija z imersji. A jeszcze te emotki na koniec meczu z efektami dźwiękowymi wprost z kreskówki. No nie leży mi to do końca. Muzyka za to jest bardzo w porządku, nadaje klimatu i pasuje do okresu, w którym dzieje się kampania. Za to duży plus. Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego miejscami o grze aktorskiej w kampanii. Przez większość czasu jest znośnie, ale zdarzają się momenty, kiedy postaci brzmią koszmarnie drętwo i była nawet jedna sytuacja, w której zdawać się mogło, że nie była to nawet wina samych użyczających głos, tylko ktoś dał ciała na postprodukcji. Aż z ciekawości powtórzyłem potem ten moment kilka razy, żeby upewnić się, że to nie moje słuchawki płatają figla i problem rzeczywiście się powtarzał.
Call of Duty: Black Ops 6 to powrót do formy i to z przytupem! Nowy system poruszania się, klimatyczna kampania, świetny tryb Zombie - jest wszystko to, czego mógłbym po Treyarch oczekiwać. Mam tylko nadzieję, że pojawią się lepsze mapy i zostaną naprawione spawny, bo szkoda zmarnować taki potencjał. Nie obraziłbym się również za zrobienie czegoś ze wspomnianymi błędami dźwięku. Osobiście nie mogę się doczekać nowej zawartości. Ta odsłona przywróciła mi wiarę w kultową strzelankę Activision.
Plusy:
+ kampania;
+ ruch wszechkierunkowy;
+ Zombie;
+ przyjemne strzelanie;
+ sporo easter eggów.
Minusy:
- respawny;
- niektóre mapy zbyt chaotyczne;
- momentami zbyt kolorowo.