Najnowsza recenzja redakcji
W roku 2020 rynek gier mobilnych wart był ponad 77 miliardów dolarów. W tym roku wynik ten prawdopodobnie będzie jeszcze lepszy. Nic więc dziwnego, że coraz więcej firm chciałoby sięgnąć po kawałek tego finansowego tortu, czego rezultatem są kolejne „mniejsze” wersje „dużych” gier. Jedną z nich jest Wiedźmin: Pogromca Potworów, czyli połączenie wiedźmińskich klimatów z rozgrywką rodem z Pokemon Go. Brzmi absurdalnie, jasne, ale jednocześnie zapewnia też zaskakująco dobrą zabawę – przynajmniej na jakiś czas.
Założenia Pogromcy Potworów są proste. Tworzymy własną postać, wybierając jej imię oraz jeden z kilku dostępnych modeli – o rozbudowanym kreatorze rodem z gier RPG możecie zapomnieć – a następnie rzucani jesteśmy do fantastycznego świata, który skrywa się w naszej najbliższej okolicy. Okazuje się, że uliczki, które zawsze mijaliście w drodze do szkoły czy pracy, pobliskie sklepy, a nawet Wasze mieszkania są siedliskami przerażających monstrów, z którymi mogą poradzić sobie wyłącznie wyszkoleni wiedźmini. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko zarzucić na plecy wirtualne miecze (koniecznie dwa – srebrny i stalowy), a na szyję założyć medalion i ruszyć na szlak, przy okazji zarabiając trochę orenów na drobne wydatki.
Pogromca nóg
Główne założenia gameplayowe są bardzo podobne do tych z Pokemon GO, ale umówmy się: od samego początku wiadome było, że porównań się nie uniknie. Pokeballe zamieniono na miecze i petardy, a potwory stały się zdecydowanie mniej urocze i sympatyczne, ale cały trzon rozgrywki jest bliźniaczo podobny i sprowadza się przede wszystkim do chodzenia. Warszawskie studio Spokko zdecydowało się na dodanie prostych zadań fabularnych, którym co prawda daleko do Dzikiego Gonu, ale stanowią doskonały pretekst do wysyłania nas w kolejne zakamarki naszych miast czy wsi. Odległości na pozór nie są zbyt przerażające, bo punkty oddalone są od siebie najczęściej o około 1-2km, ale wszystko to szybko się kumuluje i po jakimś czasie nasze nogi zaczynają to boleśnie odczuwać. System ten można natomiast oszukać, bo nic nie stoi na przeszkodzie, by zamiast fabularnych zadań zająć się po prostu zabijaniem potworów, które co jakiś czas pojawiają się np. w naszym mieszkaniu, choć raczej mija się to z istotą zabawy.
Chwilą wytchnienia od spacerów są walki z napotkanymi potworami. Pojedynki są bardzo proste, przynajmniej oceniając je pod kątem mechaniki, bo sprowadzają się do wykonywania ruchów palcem po ekranie. Szybkie machnięcie to szybki atak, a wolniejsze – silny. Mamy też możliwość skorzystania z wiedźmińskich znaków (na początku tylko ogniste Igni) czy eliksirów, olejów i petard. Trochę więcej głębi wprowadzają podatności maszkar na różne ciosy czy wzmocnienia. Jedne potwory tracą więcej punktów życia po zasypaniu ich gradem szybkich ataków mieczem stalowym, inne podatne są na srebro, a jeszcze inne najbardziej ucierpią, gdy potraktujemy je ogniem.
Pogromca portfeli
O ile z pokonaniem zwykłych bab wodnych czy ghuli nikt problemów raczej miał nie będzie, o tyle już pojedynki z gryfami, kamiennymi trollami czy bazyliszkami to inna para wiedźmińskich kaloszy. Wtedy koniecznym staje się odpowiednie przygotowanie. Musimy zaopatrzyć się we właściwy eliksir, na miecz nałożyć olej, a do pasa przytwierdzić kilka petard. I niestety tutaj pojawia się mój główny zarzut związany z Pogromcą Potworów. Koszty takich przygotowań są… spore. Wszystko możemy co prawda wytworzyć samemu, ale wymaga to zarówno materiałów (te zdobywamy, spacerując i walcząc z mniejszymi wrogami), jak i czasu. Podstawowe stanowisko alchemiczne pozwala na stworzenie jednego przedmiotu w danym czasie i trwa to od 20 minut do nawet dwóch godzin. Jeśli nie chcecie czekać, to możecie skorzystać z wirtualnej waluty w postaci złota.
Złoto zdobywane jest na dwa sposoby: za wykonywanie codziennych wyzwań, niektórych zadań fabularnych i oczyszczanie nemetonów, a także dostępne jest w sklepiku za prawdziwe pieniądze. Ten pierwszy sposób jest bardzo powolny, a tempo zużywania eliksirów, olejów i petard wręcz przeciwnie. Tracimy je nie tylko po udanych starciach, ale też i tych, w których ponosimy porażkę.
Prawdziwe ceny wirtualnego złota mogą co bardziej wrażliwych graczy przyprawić o ból głowy. Za pakiecik zawierający 200 sztuk cennego kruszcu zapłacimy tylko 4,99 zł, ale to wystarczy nam jedynie na zakup kilku jednorazowych przedmiotów. Jeśli chcemy nabyć coś więcej, to musimy sięgnąć po zdecydowanie więcej złota – za 94,99 zł kupimy go 8500, co pozwoli sfinansować zakup miecza lub pancerza. Najdroższą paczkę, w której skład wchodzi aż 70000 złotych monet, wyceniono zaś na... 479,99 zł.
Odczuwalnym problemem jest też brak jakiegoś większego, nadrzędnego celu. Niby mamy te wspomniane, fabularne zadania, ale trudno uznać je za jakiś szczególny motor napędowy, który utrzyma nas przy ekraniku smartfona na dłużej i zachęci do długich i regularnych spacerów. Samo zbieranie trofeów z potworów początkowo bawi, ale wątpię, by taki stan utrzymał się przez kilka tygodni czy miesięcy, nie mówiąc już o latach. Kolekcjonowanie stworków w Pokemon GO od samego początku było bardziej angażujące i to z kilku powodów – taka forma rozgrywki była wtedy dość świeża, a i sam aspekt kolekcjonerski przyciągał wiele osób i zwyczajnie pasował do tej japońskiej marki.
Wiedźmin: Pogromca Potworów na chwilę obecną nie ma też zbyt wyczuwalnego systemu postępów. Jest kilka mieczy i pancerzy ukrytych za paywallem oraz trzy drzewka umiejętności, jednak po zainwestowaniu w nie kilkudziesięciu punktów nie odczułem, by mój łowca stał się znacznie potężniejszy, a zmagania z potworami z 1 lub 2 czaszkami nadal były loterią. Wydaje mi się, że jeśli tak dalej pójdzie, to za kilka lub kilkanaście dni zwyczajnie mnie to znudzi.
Pogromca baterii
Dzieło studia Spokko ma pewną niezaprzeczalną zaletę – jakość wykonania. Nie czuć tutaj „budżetowości”, tak charakterystycznej dla wielu tytułów mobilnych. Od początku do końca ma się wrażenie obcowania z produkcją dopracowaną w każdym calu. Nie licząc problemów technicznych pierwszego dnia, ale to było raczej do przewidzenia przy takim zainteresowaniu.
Mapa jest ładna i klimatyczna, tak samo modele potworów czy NPC. Mamy też oczywiście możliwość przełączenia się w tryb AR, dzięki czemu monstra znajdą się na tle okolicznego parku, łąki czy skwerku. To rozwiązanie jest na dłuższą metę problematyczne, bo starcia w ten sposób wymagają podążania za śladami i skierowania kamery w odpowiednie miejsce, co zajmuje czas, więc dość szybko z tego zrezygnowałem. Nie zabrakło również nastrojowej muzyki, a między fabularnymi zadaniami zaserwowano estetyczne, komiksowe kadry.
Wszystko to ma naturalnie swoją cenę, bo mobilny Wiedźmin jest prawdziwym zabójcą baterii. Gra pożera ją tak, jak trupojady swoje ofiary – szybko i skutecznie. Jeżeli planujecie grać więcej i częściej, to dobrym pomysłem będzie zaopatrzenie się w pojemnego powerbanka, inaczej szykujcie się na obowiązkowe powroty do domu w celu zregenerowania nie tylko nóg, ale i smartfona.
Wiedźmin: Pogromca Potworów bez wątpienia jest grą z dużym potencjałem i stanowi solidny fundament pod dalszy rozwój. Jak na razie zapewnił mi kilkanaście godzin zabawy i kilkaset kalorii spalonych na spacerach w trakcie urlopu. Mam jednak poważne wątpliwości, czy w obecnej formie będzie to gra, którą będę odpalał za miesiąc czy dwa. Pozostaje liczyć na to, że twórcy ze Spokko pracują już nad nową zawartością i innymi atrakcjami dla graczy.
PLUSY:
+ bardzo ładna oprawa;
+ fabuła, co jest rzadkością w tego typu grach;
+ wiedźmiński klimat;
+ dobra motywacja do spacerów.
MINUSY:
- sporo grindu, jeśli nie chcecie płacić;
- kosztowne mikrotransakcje;
- na dłuższą metę – brak jakiejś zachęty do regularnej zabawy;
- bardzo prosta pod względem mechaniki.