Friday Fitzhugh wraca do momentu swojego przybycia do Kings Hill. Pozostaje jednak pytanie dlaczego: po to, by ocalić Lancelota Jonesa, najmądrzejszego chłopca na świecie, czy żeby znowu patrzeć jak umiera? I jakie plany względem Kings Hill żywi demoniczna Biała Pani. W trzecim i ostatnim tomie tej historii poznacie wszystkie odpowiedzi. Eda Brubakera nikomu, kto interesuje się komiksem, nie trzeba przedstawiać. To jeden z najlepszych współczesnych scenarzystów, jego serie takie jak Criminal, czy Zabij albo zgiń to już klasyki. A pięknie zilustrowana przez Marcosa Martina Friday może być jego najlepszą opowieścią.
Premiera (Świat)
16 października 2024Premiera (Polska)
16 października 2024Polskie tłumaczenie
Paulina BraiterLiczba stron
136Autor:
Marcos Martin, Ed BrubakerGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Nagle Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Kto czytał, zrozumie, skąd się wziął ten epitet. On wszak idealnie pasuje do tytułowej bohaterki Friday Fitzhug, która po podjęciu tropu nie zwykła odpuszczać! Tak jest i tym razem. Dziewczyna zwyczajnie się zawzięła, by dowiedzieć się, kto stoi za tragiczną śmiercią jej przyjaciela, ale też – jakie mroczne, ponure sekrety kryje jej rodzinna mieścina. A jest tego niemało…
Niewiele można napisać o fabule, by nie zdradzić nazbyt dużo. Tajemnica w poprzednich tomach spiętrzała się wyraźnie, by ostatecznie namieszać z podróżowaniem w czasie, ale i z sąsiadującym z naszym, magiczno-mitologicznym, wymiarem. Takie przenosiny w przeszłość mieszają w głowie i stwarzają okazję. Szansę, by pójść po własnych śladach, by wykorzystać, co już wiemy, i dowiedzieć się tego, co dotąd kryło się w cieniu. Odkryć prawdę. Ale czy – jak to w starym powiedzeniu – rzeczywiście zawsze prawda nas wyzwoli? A może zaoferuje nam w zamian więcej traum, cierpienia i rozpaczy?
Trudno jednoznacznie zdefiniować konwencję Friday, bo to opowieść przełamująca schematy, poruszająca się na granicy gatunków, sięgająca z równym powodzeniem po historię obyczajową, oparte na lokalnym legendarzu fantasy i pełnokrwisty horror. A zakończenie? Cóż, jak wspomniałem, nie sposób powiedzieć za wiele, by nie zdradzić fabularnych twistów i nie odebrać przyjemności odkrywania tajemnic w trakcie lektury. Dość wspomnieć, że finał okaże się mocno niespodziewany. Kojarzy mi się z historiami spod szyldu legendarnego Studia Ghibli, w których zło nie zawsze jest tak jednoznaczne, a dobro tak oczywiste i nieskazitelne. To zarazem przypomnienie, że świat to odcienie szarości, a ludzkie i nieludzkie motywacje bywają różne, w zależności od kontekstu i od wypadkowej wielu zdarzeń.
Ta opowieść w końcu uczy nas (a może, mam nadzieję, tylko przypomina), że nie należy oceniać po pozorach, że warto zmienić optykę, spojrzeć z nieco innej perspektywy. Bo możemy zobaczyć więcej. I więcej zrozumieć. Zwykle nie mamy nic do stracenia.
Szkoda, cholerna szkoda, że ta historia już się kończy. Ed Brubaker po raz kolejny udowadnia, że prawie nie zdarzają mu się słabe momenty i (niezależnie od podjętej konwencji) przede wszystkim liczy się dla niego opowieść. Żałuję, że nie rozwinął tegoż uniwersum bardziej (przynajmniej na razie). Po cichu liczę, że wróci jeszcze do postaci Friday i do tej sennej, przesyconej tajemnicami i legendami mieściny na granicy światów. Nawet jeśli nie po to, by kontynuować tę konkretną opowieść, to po to, by dać nam szansę poznania wcześniejszych przygód Friday i Lancelota Jonesa.
Jest we Friday gigantyczny, fabularny potencjał, który nie mieści się w tej skromnej, trzytomowej serii. Owszem, opowieść została dokończona należycie, bo wątki zostały właściwie domknięte… Ale Kings Hill zdaje się kryć o wiele więcej mrocznych i fascynujących tajemnic. Słowem: jest tam jeszcze mnóstwo do odkrycia.
Graficznie to nadal ten sam, pysznie klimatyczny poziom, co wcześniej. Bardzo pasuje do tej historii oszczędna kreska Marcosa Martina i jego nietypowe kadrowanie, pozwalające nam spojrzeć z bardzo różnych perspektyw na to, co dzieje się na planszy. Pomaga w tym gra światłem i cieniem – za co odpowiada utalentowana kolorystka i ilustratorka, Muntsa Vicente. Kiedy artyści łączą siły, wychodzą plansze doprawdy wyjątkowe! I przesycone mroczną magią w równym stopniu, co sama historia.
Jeśli lubicie takie historie, jak ta o serialowej Wednesday czy Enoli Holmes, to tutaj znajdziecie ich idealnie wyważone połączenie. Do tego solidną porcję irlandzkiej mitologii, zmieszaną z fantastycznym wątkiem podróży w czasie. Trzeba czegoś więcej? Nie sądzę!