Jean Grey została uprowadzona! Imperium Shi’ar zrobi wszystko, by osądzić rudowłosą mutantkę za zbrodnie popełnione niegdyś przez Dark Phoeniksa. Czy połączone siły X-Men i Strażników Galaktyki zdołają ocalić ją przed wyrokiem trybunału? Jaką rolę odegra w tej intrydze tajemniczy sprzymierzeniec z kosmosu i co łączy go z jednym z mutantów?
Premiera (Świat)
26 kwietnia 2016Premiera (Polska)
26 kwietnia 2017Polskie tłumaczenie
Paulina BraiterLiczba stron
144Autor:
David Marquez, Sara Pichelli (2) więcejKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Brian Michael Bendis nie ma litości dla sprowadzonej z dawnych lat oryginalnej piątki młodych X-Men. Przeczołgał ich już przez przeróżne moralne dylematy i rozmaite mniejsze lub większe starcia na czele z All New X-Men: Battle of the Atom. Poza tym tak namieszał, że nawet gdyby chcieli, bohaterowie nie mogą wrócić do swej przeszłości – widocznie coś musi się stać, coś dopełnić, by taki powrót był możliwy. Na razie oryginalni X-Men ukrywają się wraz grupą rewolucjonisty Cyclopsa w dawnej placówce Weapon X. A to i tak tylko do czasu, póki nie znajdują ich niespodziewani intruzi, porywając hen w kosmos młodziutką i dopiero poznającą ogrom swej mocy Jean Grey. Na całe szczęście z pomocą przychodzi znana nam coraz lepiej marvelowska ekipa Strażników Galaktyki, która jak wiemy z kinowych przebojów z ich udziałem, nie z takimi przeciwnościami losu dawała już sobie radę.
W zasadzie to właśnie od nich zaczyna się Guardians of the Galaxy/All-New X-Men: The Trial of Jean Grey, szykując podwaliny pod tytułowy event. Komiksowi Strażnicy może i różnią się wyglądem (jedni mniej inni bardziej) od tych filmowych, ale z charakteru są niemal kropka w kropkę, dzięki czemu mimo powagi tytułowego wydarzenia dostajemy trochę luzu w tej dramatycznej historii . We wprowadzeniu mamy jeszcze krotki występ podstępnego Skrulla, a potem objawiają się już przedstawiciele imperium Shi'ar i inni kosmiczni bohaterowie, w których pamięci wciąż pozostaje destrukcja dokonana za sprawą Mrocznej Phoenix. Nie można zatem zbytnio im się dziwić, że na wieść o przebywającej na Ziemi Jean Grey postanawiają schwytać bohaterkę i postawić przed sąd. Nawet pomimo faktu, że to ta wersja mutantki, która jeszcze nie dokonała przerażającego czynu.
Pomysł zatem całkiem całkiem, dwa fabularne samograje w jednym, które mogą ładnie napędzać fabułę. Wiadomo przecież, że towarzysze Jean Grey wespół ze Strażnikami ruszą jej na pomoc, co zapewni czytelnikowi widowiskowe potyczki. Ale jest dodatkowo dramatyczny wymiar tego konceptu, czyli sam tytułowy proces oraz zapewniająca konsternację co niektórych bohaterów kwestia winy bądź niewinności porwanej bohaterki. Tak to sobie Bendis zgrabnie wymyślił, wypuszczając przy tym X-Menów w kosmos, dając zaszaleć rysownikom i ilustratorom, choć finalnie, jak to ostatnio bywa w przypadku tego scenarzysty, para w większości poszła w gwizdek.
Raz, że Strażnicy są w crossoverze raczej tłem, elementem, który ma uatrakcyjnić fabułę – na koniec i tak najlepiej pamięta się zamiast dramatycznego wyścigu z czasem wzajemne zauroczenie Petera Quill i Kitty Pride oraz kilka tekstów Rocketa. Dwa - jest nie do końca przekonujący złoczyńca w osobie zaciekłego i manipulującego innymi Gladiatora ( z irokezem na głowie). I najistotniejsze – jest nasza podskórna wiedza jak ten konflikt i sam proces się zakończą, co jest po prostu stałą, marvelowską bolączką – przy ogromie historii coraz trudniej o zaskoczenie czymś odbiorcy.
Najciekawiej w efekcie wypada jakby żywcem przeniesione z filmu spotkanie pewnego bohatera z zaginionym ojcem i nie, wcale nie chodzi o Petera Quilla – to fabularny rodzynek, który z pewnością umila lekturę. Może nie umila, ale zapewnia częściową satysfakcję sama ewolucja postaci Jean Grey, która w trakcie tytułowego procesu, obarczona wiedzą o swych czynach, emocjonalnie. To bohaterka, którą twórcom wyraźnie ciężko jest porzucić, ponieważ jej życiowe koleje za każdym razem są w stanie zapewnić więcej dramatyzmu w coraz to nowych historiach.
Daje się też odczuć, że Bendis ma na rolę Jean Grey jakiś trzymany w zanadrzu, większy koncept, co sugerują w równym stopniu jej zachowanie, jak i co poniektóre kadry. Odyseja piątki oryginalnych X-Men trwa zatem dalej, wciąż u jednych czytelników wzbudzając ciekawość, u innych konsternację i złość bądź po prostu ziewanie. Niemniej sam fakt, że scenarzysta tak długo boryka się z tym motywem sugeruje, że ma wobec przybyszów z przeszłości poważniejsze plany. Oby one wypaliły, bo na razie trochę jednak daje się we znaki przeciąganie tego wątku i całej serii. W każdym razie All-New X-Men powróci – to jest pewne, przekonamy się jedynie, czy będzie co czytać.