
Nóż i kula zabijają równie skutecznie, co magia. Pierwsze kryzysy w Mons Viridis zostały zażegnane, ale jeśli Janusz myślał, że oto nadchodzi czas odpoczynku i spokoju, to grubo się mylił. Pierwsze postawione przed nim zadanie wydaje się proste. Ale więcej niż hojna zapłata każe podejrzewać, że sprawa ma drugie, a może i trzecie dno. I słusznie, bo zamach w siedzibie rodu Farnese ekspresowo przeradza się w awanturę na trzy fajerki – a raczej na trzy światy. Nadchodzi wojna tak wielka, że echa bitewnych okrzyków dotrą nawet do uszu Bogów.
Premiera (Świat)
9 kwietnia 2025Premiera (Polska)
9 kwietnia 2025Liczba stron
452Autor:
Adam PrzechrztaGatunek:
FantasyWydawca:
Polska: Fabryka Słów
Najnowsza recenzja redakcji
Mroczne drogi cierpią na syndrom drugiego tomu trylogii – są trochę o wszystkim i o niczym, starają się zapełnić czas w oczekiwaniu na ostatnią część. Główny bohater przemierza różne lokalizacje jak wytrawny gracz. To traci magię, to odzyskuje ją na innym, rzecz jasna, wyższym poziomie, co jakiś czas tęskni za żoną, a jednak przez większość czasu świetnie sobie radzi bez jej towarzystwa przy boku. Trzeba jednak przyznać, że akcja toczy się wartko i ani przez chwilę nie można się nudzić, przemierzając z Januszem Magnuszewskim (Ianusem) ulice Miasta Tysiąca Luster w Głębokim Świecie czy pełne niebezpieczeństw dzikie pola, a nawet mierząc się z problemami na własnym podwórku – w magicznej Zielonej Górze.
W drugiej części cyklu uniwersum się rozwija. Bardzo ładnie splata motywy rodem ze starożytnego Rzymu, jakby średniowiecznej Wenecji (Miasto Tysiąca Luster bardzo mi się z Wenecją kojarzyło), Dalekiego Wschodu, magii bojowej i demonicznej, a także zwykłego życia antykwariusza Janusza. Cóż, w sumie zwykłego życia w Mrocznych drogach pozostało już niewiele, ponieważ bohater – chyba jak zwykle u Adama Przechrzty – rozwija się tak dynamicznie. Czytelnik ledwo mrugnie, a bohater już wstępuje do legionów, nabywa kroplę demonicznej krwi, otrzymuje niezwykły artefakt obronny, powołuje do życia nowy Dom (w większości złożony z byłych gladiatorów) oraz zyskuje dozgonne oddanie Srebrnej Szpilki Zoe, z wdziękiem łączącej zalety wiernej, choć pyskatej niewolnicy i adeptki sztuk walk wszelakich. Na miejscu żony Janusza, Venetii, poczułabym się nieco zazdrosna.

Wielkim atutem drugiej części Mons Viridis Magicus pozostają – również charakterystyczne dla autora – opisy intryg, knowań i niecnych (lub zacnych) planów, w które wikła się główny bohater. Zaiste, wielkie rody i liczni nieprzyjaciele potrafią tak mącić, że można się w tym pogubić, ale dzięki temu tworzy się przedni klimat powieści.
Podsumowując – akcji i intryg w Mrocznych drogach nie brakuje, natomiast pewnym minusem wydaje się mnogość postaci i wątków pobocznych oraz lekko chaotycznie poprowadzona fabuła. Wszystkiego jest jakby troszeczkę za dużo, jakby autor chciał połączyć ze sobą zbyt wiele wątków. Poza tym sytuacja eskaluje. Nie dosyć nam było zamachowców, armii Trupiarzy i demonów. Okazuje się, że być może mamy do czynienia z czymś więcej, a mianowicie z wojną bogów, z których część, mimo posępnej aury – jak Pani Dobrej Śmierci i jej siostra Gwiaździstooka – zdaje się całkiem sympatyczna. Czy aby na pewno są prawi? To okaże się w trzecim tomie cyklu, na który z pewnością warto poczekać. Również dla ilustracji Pawła Zaręby, świetnie współgrających z tekstem.
Pokaż pełną recenzję

