Wojna wygnała ludzi z Warszawy, zostali tylko ci, którzy zdążyli zejść pod ziemię. Ocaleni w tunelach, na stacjach i podziemnych dworcach wiodą trudny żywot w mroku, zimnie i wilgoci, walcząc o jedzenie i kąt do spania. Na Ursynowie swoją domenę buduje emerytowany kapitan wojska polskiego, pod Wisłą realizuje swoje ambicje kapral-dezerter. Zachowawczy stary wyga i agresywny młody wilk – stołeczna kolej podziemna jest dla nich dwóch za mała, a starcie takich charakterów musi skończyć się wielką wojną. Wojną w tunelach, wojną na peronach, wojną w ruinach wymarłego miasta, gdzie pośród zwiadowców, stalkerów i kobiet-wojowniczek bohaterem może stać się każdy. Nawet mały chłopiec… Poznaj legendę warszawskiego metra, dowiedz się, za co zginął Licznik, czemu Przymierze nazywane jest Ostatnim i dlaczego Madonna Tuneli patronuje właśnie stalkerom!
Premiera (Świat)
19 czerwca 2015Premiera (Polska)
19 czerwca 2015Liczba stron
400Autor:
Bartek BiedrzyckiKraj produkcji:
PolskaGatunek:
PostapoWydawca:
Polska: Fabryka Słów
Najnowsza recenzja redakcji
„Stacja: Nowy Świat”, wydana przez Fabrykę Słów w ciągle rozrastającej się serii „Fabryczna Zona”, jest kontynuacją powieści „Kompleks 7215” i rozwija opowieść o ludziach żyjących w obydwu tunelach warszawskiego metra po wojnie atomowej. Tym razem autor zdecydował się opowiedzieć historię dwutorowo, co można policzyć zdecydowanie in plus, bo wielu czytelników było ciekawych początków egzystencji ocalałych w metrze. Niestety, o ile pomysł był dobry, to realizacja pozostawia nieco do życzenia. Przeskoki z czasu przeszłego do teraźniejszego są momentami nagłe, trzeba ponownie spokojnie przeczytać poprzedni akapit, aby zorientować się, dlaczego akurat w tym momencie autor zdecydował się cofnąć w czasie bądź podążyć w przyszłość. Część książki napisana jest w stylu powieści szkatułkowej, czyli opowieść opowiadającego popycha akcję do przodu lub wyjaśnia motywy działania postaci; szkoda, że czasem jest to niepotrzebny zabieg, zakłócający ciąg narracji. Obie linie czasowe przedstawione w „Stacji: Nowy Świat” są całkiem interesujące, może jednak lepiej byłoby rozwinąć obie historie osobno i umieścić je jako swego rodzaju długie opowiadania, tym bardziej że do książki jest i tak dołączona opowieść o Madonnie Tuneli – „Pani Światłowłosa”, będąca (szczerze mówiąc) najsłabszym jej składnikiem. Legenda o opiekunce stalkerów jest niezbyt ciekawa i mało zaskakująca.
Zaletą prozy Biedrzyckiego jest potoczystość. Autor pisze zrozumiałym językiem, puszcza czasem oczko do odbiorcy, rozrzucając tu i tam popkulturowe aluzje i nawiązania do filmów oraz książek znanych każdemu miłośnikowi fantastyki (i nie tylko). Sporo smaczków mogą również dostrzec ci, którzy znają stolicę.
Pisarz ma także dobrą rękę do charakterów, które wychodzą spod jego pióra. Czytelnicy w powieści znowu spotykają Borkę, poznają nieco jego przeszłość i stosunki łączące go z Gromem. Znacznie więcej dowiadują się o Liczniku – tym, który w pierwszej części zginął podczas zamachu. Jego historia łączy się z postacią Imperatora, czyli najczarniejszej postaci w dziejach postapokaliptycznej Warszawy. Lwia część retrospekcji poświęcona jest właśnie jemu, zwykłemu kapralowi Nowickiemu, który wykorzystując okazję i swoje predyspozycje, został krwawym dyktatorem. Odpowiednia ilość miejsca została poświęcona także powstaniu oświeconej dyktatury generała Groma. Wszystkie te postacie są ciekawie nakreślone przez autora i wzbudzają w czytelniku określone uczucia. Trudno być wobec nich obojętnym.
„Stacja: Nowy Świat” nie jest książką, która wywołałaby rewolucję na rynku, nie jest nawet lepsza niż swoja poprzedniczka - powiedziałbym, że jest o kilka punktów gorsza od debiutu pisarza. Mimo to polecam ją miłośnikom postapokalipsy, bo ma kilka niewątpliwych zalet, które w zadowalającym stopniu wyrównują braki.