Stephen King powraca do motywów znanych z jego najlepszych książek. Zjawiają się w nocy. W ciągu dwóch minut eliminują wszystkie przeszkody. I uprowadzają obiekt. Interesują ich dzieci. Wyjątkowe dzieci… Luke Ellis budzi się w pokoju do złudzenia przypominającym jego własny, tyle że bez okien. Wkrótce orientuje się, że trafił do tajemniczego Instytutu i nie jest jedynym dzieciakiem, którego tu uwięziono. To miejsce odosobnienia dla nastolatków obdarzonych zdolnościami telepatii lub telekinezy. W Instytucie zostaną poddani testom, które wzmocnią ich naturalną, choć nadprzyrodzoną moc. Opiekunowie nie mają skrupułów – grzeczne dzieci są nagradzane, nieposłuszne – są surowo karane. Wszyscy jednak, prędzej czy później, trafią do drugiej części Instytutu, a stamtąd nikt już nie wraca. Gdy kolejne dzieci znikają w Tylnej Połowie Luke jest coraz bardziej zdesperowany. Musi uciec i wezwać pomoc. Bo jeśli komuś miałoby się udać, to właśnie jemu. Tylko że nikt dotąd nie uciekł z Instytutu.
Premiera (Świat)
10 września 2019Premiera (Polska)
11 września 2019ISBN
978-83-8125-731-2Polskie tłumaczenie
Rafał LisowskiLiczba stron
672Autor:
Stephen KingGatunek:
HorrorWydawca:
Polska: Albatros
Najnowsza recenzja redakcji
Młodziutki bohater Instytutu, Luke Ellis budzi się w tajemniczym miejscu, z którego nie ma ucieczki. Personel tłumaczy małemu, że to jedynie kilka badań i niedługo powróci do domu, lecz… badania są okrutne, a wizja domu blednie z każdym dniem. Czy mały Luke podsiada nadprzyrodzone skłonności i dlatego został „zrekrutowany” do projektu, mającego ocalić ludzkość przed tajemniczym zagrożeniem? Nawet jeśli tak, pobyt w Instytucie nie wróży mu ani jego nowo poznanym przyjaciołom niczego dobrego.
Podczas czytania Instytutu skojarzenie z Podpalaczką jest natychmiastowe, choć opowiadana historia ma zupełnie inne założenia i rozwiązanie. Luke tak naprawdę nie wie, czy jest dzieckiem niezwykłym i nigdy nie ukrywał się przed złowrogą organizacją rządową, nie widząc takiej potrzeby. A powinien. Oj, powinien. Rzeczy, których dowiadujemy się w miarę rozwijania fabuły, bardziej zasmucają, nic przerażają, a „wyjaśnienie” tajemnicy mrozi krew w żyłach nie z powodów nadprzyrodzonych, lecz całkowicie „ludzkich” – podłych, małostkowych i głupich.
Dzieciaki, które zarówno Luke, jak i my – czytelnicy, poznajemy w Instytucie, są grupką barwną i dobrze scharakteryzowaną. King nie stracił umiejętności tworzenia ujmujących (a czasem odpychających, ale zawsze interesujących) bohaterów. Dziecięcy język i przemyślenia uwiarygodniają fabułę, jednak sporą niedogodnością pozostaje zbyt rozwleczona oś opowieści. Przyzwyczailiśmy się do kingowskiego rozbudowywania historii, ale tym razem nie buduje ona podwalin, a tym bardziej napięcia, lecz miejscami nuży. Gdyby powieść skrócić o połowę, tylko by na tym zyskała. Pisanie dla samego pisania nie jest w tym wypadku mocną stroną autora. Za dużo, za wolno, zbyt męcząco.
Co nie znaczy, że Instytut jest powieścią nużącą i niewartą uwagi. Mimo wszystko czyta się wartko, wciąga w wyimaginowany, ale jakże prawdziwy świat, nasuwa odpowiednie pytania, rodzi ciekawość co do odpowiedzi, umacnia w czytelniku więź z głównym bohaterem i jego przyjaciółmi, nie pozwala na nudę i odłożenie książki, nim nie doczyta się jej do końca. Jednak mamy nieodparte wrażenie, że to pewnego rodzaju odgrzewania wczorajszego kotleta, na który nie do końca mamy ochotę. I chociaż podobno wszystko, ale to wszystko już było, wciąż chcemy żywić nadzieję, że król horrorów (choć nie cierpi tego przydomka) stworzy coś świeżego i oryginalnego. Nie ujmując dzieciakom z Instytutu, tak rozpaczliwie i z poświęceniem walczących o wydostanie się z matni, którym – oczywiście, kibicujemy z całego serca.