Instytut - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 11 września 2019Instytut, najnowsza książka Stephena Kinga, wydaje się, niestety, pewnego rodzaju powtórką z rozrywki. Oczywiście, będąc Kingiem, można sobie pozwolić na autoplagiat i powracanie do wyeksploatowanych wcześniej wątków, ale…czytelnikom pozostaje niedosyt.
Instytut, najnowsza książka Stephena Kinga, wydaje się, niestety, pewnego rodzaju powtórką z rozrywki. Oczywiście, będąc Kingiem, można sobie pozwolić na autoplagiat i powracanie do wyeksploatowanych wcześniej wątków, ale…czytelnikom pozostaje niedosyt.
Młodziutki bohater Instytutu, Luke Ellis budzi się w tajemniczym miejscu, z którego nie ma ucieczki. Personel tłumaczy małemu, że to jedynie kilka badań i niedługo powróci do domu, lecz… badania są okrutne, a wizja domu blednie z każdym dniem. Czy mały Luke podsiada nadprzyrodzone skłonności i dlatego został „zrekrutowany” do projektu, mającego ocalić ludzkość przed tajemniczym zagrożeniem? Nawet jeśli tak, pobyt w Instytucie nie wróży mu ani jego nowo poznanym przyjaciołom niczego dobrego.
Podczas czytania Instytutu skojarzenie z Podpalaczką jest natychmiastowe, choć opowiadana historia ma zupełnie inne założenia i rozwiązanie. Luke tak naprawdę nie wie, czy jest dzieckiem niezwykłym i nigdy nie ukrywał się przed złowrogą organizacją rządową, nie widząc takiej potrzeby. A powinien. Oj, powinien. Rzeczy, których dowiadujemy się w miarę rozwijania fabuły, bardziej zasmucają, nic przerażają, a „wyjaśnienie” tajemnicy mrozi krew w żyłach nie z powodów nadprzyrodzonych, lecz całkowicie „ludzkich” – podłych, małostkowych i głupich.
Dzieciaki, które zarówno Luke, jak i my – czytelnicy, poznajemy w Instytucie, są grupką barwną i dobrze scharakteryzowaną. King nie stracił umiejętności tworzenia ujmujących (a czasem odpychających, ale zawsze interesujących) bohaterów. Dziecięcy język i przemyślenia uwiarygodniają fabułę, jednak sporą niedogodnością pozostaje zbyt rozwleczona oś opowieści. Przyzwyczailiśmy się do kingowskiego rozbudowywania historii, ale tym razem nie buduje ona podwalin, a tym bardziej napięcia, lecz miejscami nuży. Gdyby powieść skrócić o połowę, tylko by na tym zyskała. Pisanie dla samego pisania nie jest w tym wypadku mocną stroną autora. Za dużo, za wolno, zbyt męcząco.
Co nie znaczy, że Instytut jest powieścią nużącą i niewartą uwagi. Mimo wszystko czyta się wartko, wciąga w wyimaginowany, ale jakże prawdziwy świat, nasuwa odpowiednie pytania, rodzi ciekawość co do odpowiedzi, umacnia w czytelniku więź z głównym bohaterem i jego przyjaciółmi, nie pozwala na nudę i odłożenie książki, nim nie doczyta się jej do końca. Jednak mamy nieodparte wrażenie, że to pewnego rodzaju odgrzewania wczorajszego kotleta, na który nie do końca mamy ochotę. I chociaż podobno wszystko, ale to wszystko już było, wciąż chcemy żywić nadzieję, że król horrorów (choć nie cierpi tego przydomka) stworzy coś świeżego i oryginalnego. Nie ujmując dzieciakom z Instytutu, tak rozpaczliwie i z poświęceniem walczących o wydostanie się z matni, którym – oczywiście, kibicujemy z całego serca.
Źródło: fot. Albatros
Poznaj recenzenta
Monika KubiakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat