„12 małp”: sezon 1, odcinek 12 – recenzja
Jak to z reguły bywa w produkcjach rozrywkowych, przedostatnie odcinki sezonów to zazwyczaj spokojniejsze preludia finałów. W przypadku "12 małp" jest podobnie, co nie zmienia faktu, że to nadal świetna zabawa.
Jak to z reguły bywa w produkcjach rozrywkowych, przedostatnie odcinki sezonów to zazwyczaj spokojniejsze preludia finałów. W przypadku "12 małp" jest podobnie, co nie zmienia faktu, że to nadal świetna zabawa.
„12 Monkeys” w odcinku (notabene 12) zatytułowanym „Paradox” bawi się czasem i związanymi z nim zawiłościami, aby postawić na nogi umierającego Cole’a i móc powrócić do misji ratowania ludzkości. Czyli w gruncie rzeczy mamy tu do pewnego momentu do czynienia z kolejnym epizodem pomostowym. Jak już jednak wspominaliśmy w poprzednich recenzjach serialu Syfy, nawet zapychacze posuwają tu akcję do przodu i potrafią zaintrygować.
Chyba najważniejszym wnioskiem, jaki wypadałoby wysnuć po seansie tej odsłony, jest to, że scenarzyści nie czują presji związanej z tym, aby ich produkcja musiała koniecznie zachowywać pewne pozory logiki, jeśli chodzi o czasowe paradoksy. Nie bez przyczyny zresztą mamy taki, a nie inny tytuł odcinka.
Samo to, że Cole zostaje sierotą, traci ojca i poznaje Ramsego, jest wynikiem wprowadzonej w życie operacji mającej na celu uratowanie jego dorosłej wersji. To okrutna pętla, która ma analogię do tej z filmu Terry’ego Gilliama. Tam było jednak jeszcze bardziej depresyjnie, bo młody James był świadkiem śmierci swojej, a nie kogoś mu bliskiego.
[video-browser playlist="679447" suggest=""]
Taki zabieg ma kilka funkcji. Po pierwsze, jest superfajny i nikt nie powie mi, że jest inaczej. Po drugie zaś, daje twórcom masę możliwości w przyszłości. Będą oczywiście musieli uważać, aby swoje pomysły wprowadzać w życie z rozwagą i się w nich nie zaplątać, ale umiejętna zabawa tymi anomaliami zwiększa liczbę potencjalnych furtek dla rozwoju opowieści. Wystarczy zachować pewien trzon historii (opierać się na swego rodzaju fabularnej kotwicy), co wcale nie oznacza, że danej linii czasowej nie można na przeróżne sposoby resetować lub nadpisywać.
Wiemy więc już, co było źródłem wizji Jamesa i co znajdywało się na kartce papieru z 2017 roku przekazanej mu przez Cassie, ale wraz z kilkoma odpowiedziami pojawiają się oczywiście kolejne pytania. Czy Cole w istocie utknął w 2015 roku, czy skoki w czasie są jeszcze mu pisane? Kto wie, może tajemniczy nowi przybysze, którzy dokonali rzezi pod centrum badawczym w 2043 roku, będą mieli coś wspólnego z tym wątkiem. Na pewno nie można im odmówić tego, że są diabelsko interesujący, tak samo jak „przeciekające” przez czas czerwone roślinki.
Mordercze komando było zresztą najmocniejszym punktem końcówki „Paradoxu”, zważywszy że „zmartwychwstanie” głównego bohatera, choć napakowane symboliką, było - delikatnie mówiąc - kiczowate. Bardzo denerwować zaczyna też Aaron, którego egoizm i obsesja na punkcie Cassie stają się męczące.
Czytaj również: Będzie 2. sezon „12 małp”
Tak czy owak, finał „12 Monkeys” zapowiada się emocjonująco. Powinniśmy doczekać się kolejnej konfrontacji pomiędzy Jamesem a Jose i zapewne niezłego cliffhangera. A potem pozostanie tylko niecierpliwie czekać na 2. sezon jednej z największych pozytywnych niespodzianek ostatnich miesięcy.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat