12 małp: sezon 2, odcinek 3 i 4 – recenzja
12 małp to nadal dobry, wciągający i szalenie interesujący serial science fiction. Kolejne 2 odcinki nie tylko to potwierdzają, ale świetnie budują nową historię.
12 małp to nadal dobry, wciągający i szalenie interesujący serial science fiction. Kolejne 2 odcinki nie tylko to potwierdzają, ale świetnie budują nową historię.
Przez chwilę myślałem, że 2. sezon 12 Monkeys nadal będzie opierać się na zajmowaniu się plagą. Oba odcinki jednak pokazują, że twórcy wychodzą ponad podstawowy koncept serialu, który najpewniej nadal w tle będzie się przewijać, dając całkowicie nową i wydaje się, nawet ciekawszą historię. Dzięki dokonanym modyfikacjom konceptu serialu dostajemy coś innego, świeżego i nie pozbawionego fajnych pomysłów. Na razie znamy ogólniki konceptu zniszczenia samego czasu. I choć jest to temat ryzykowny i łatwo o absurdy doprowadzające widza do bólu głowy, na razie wszystko działa sprawnie. Twórcy podchodzą do tego tak samo, jak do samych podróży w czasie. Przedstawiają całość wiarygodnie, ale bez zbędnego tłumaczenia wszystkiego naukowymi sloganami. Ważne, że to działa i dobrze napędza fabułę.
Wydarzenia w 1944 roku z 3. odcinka mają dobre tempo, solidne zwroty akcji i masę informacji rozwijających mitologię serialu. I za to 12 małp po prostu uwielbiam. Twórcy nie marnują czasu i wykorzystują każdą minutę do rozbudowywania swojej historii o rzeczy istotne, ciekawe i nietuzinkowe. Cały koncept objaśniający nam szaleństwo Jennifer i podobnych do niej osób jest w swojej dziwności naprawdę ciekawy i wart szerszego rozwinięcia. Wyjaśnia też znaczenie postaci Jennifer, które w tym sezonie może być większe, niż pierwotnie zakładałem. Niby są to rzeczy trochę absurdalne, ale jakoś sprawnie jest to opowiadane. A cały koncept finałowego paradoksu jest niesamowicie istotny z wielu przyczyn. Przede wszystkim - bohaterom nie udało się, nie są doskonali i popełnili szereg błędów, nie pozwalających im odnieść sukcesu. Po drugie - w tym miejscu odcinka wydarzenia niezwykle pobudzają zainteresowanie, bo nie wiemy jeszcze dlaczego, po co i jak to dalej się rozwinie. Tutaj należą się brawa, bo naprawdę mało seriali science fiction obecnie potrafi tak sprawnie angażować uwagę w każdym odcinku.
A tak naprawdę to 4. odcinek wygrywa, bo idzie kilka kroków naprzód. I to właśnie jest zaskakujące, bowiem po pierwszych dwóch odcinkach, które zaoferowały dynamiczne tempo, spodziewałem się zwolnienia akcji, ale nic z tych rzeczy. Twórcy biegną do przodu z historią, jakby ktoś ich gonił. Na razie to działa, jest ciekawie i to tempo jest nadzwyczajną zaletą. Jest też jednak ryzykiem, bo w pewnym momencie może scenarzystom po prostu zabraknąć pary, by dalej angażować widza w tak skuteczny sposób.
Wprowadzenie Ramsego w 4. odcinku w wydarzenia z 1944 roku okazuje się naprawdę fajnym pomysłem. Wiele czynników z 3. odcinka, o których mogliśmy pomyśleć zaledwie przez chwilę nabiera sensu, a bohater znów odnajduje swój cel. Twórcy świetnie wykorzystali ten odcinek do zazębienia wielu elementów znanych z poprzednich - podpisanie zdjęcia Cole'a i Amandy oraz przede wszystkim kwestia wyjaśnienia pochodzenia wysokiego mężczyzny będącego wyrazistym czarnym charakterem 1. sezonu. Zaskakująco ciekawie i pomysłowo to wszystko powiązali, po raz kolejny udowadniając, że ta ekipa jest kreatywna i potrafi dobrze budować emocje.
Oba odcinki momentami szwankują w realizacji. Sceny walki w szpitalu nie grają zbyt dobrze, a ich rezultat szybko staje się oczywisty i przewidywalny. Też sceny w przyszłości z działaniem czerwonego lasu wyglądają momentami na niedopracowane, jakby do końca budżetu nie starczyło. Nadal też mam obiekcje do Jennifer Goines, której rola nie jest tak istotna, jakby można było oczekiwać, a sugestie jej rozwinięcia nie są dość klarowne. Jej znaczenie w 4. odcinku jest o tyle ważne, że ostatecznie udowadnia plan 12 małp, ale jak na tę postać to za mało. Tutaj twórcy nie wykorzystują potencjału. Są to tak naprawę detale, które są dostrzegalne, ale nie wpływają mocno na całokształt. To taka skaza na jakości tego serialu, która w gruncie rzeczy jedynie przypomina, że nie ma rzeczy perfekcyjnych.
Pierwsze 4 odcinki 2. sezonu 12 Monkeys kompletnie wywróciły oblicze tego serialu do góry nogami. Status quo zbudowany w 1. sezonie przestał obowiązywać i tak naprawdę stoimy przed wielką niewiadomą. Jest inaczej, świeżo i pomysłowo, ale w tych konceptach drzemie ryzyko pomyłki, która może rzutować negatywnie na jakość. Na razie jest dobrze, frajda jest wielka i oby tak do końca sezonu.
Źródło: zdjęcie główne: Syfy
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat