24: Dziedzictwo: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Festiwal absurdów powrócił razem z piątym odcinkiem 24:Legacy. Eric Carter, próbując dość nieudolnie naśladować poczynania Jacka Bauera, serwuje widzom nowy zestaw kuriozalnych sytuacji. Wbrew pozorom nie jest to główny zarzut skierowany w stronę najnowszego epizodu 24:Legacy. W serialu zaczyna po prostu… wiać nudą.
Festiwal absurdów powrócił razem z piątym odcinkiem 24:Legacy. Eric Carter, próbując dość nieudolnie naśladować poczynania Jacka Bauera, serwuje widzom nowy zestaw kuriozalnych sytuacji. Wbrew pozorom nie jest to główny zarzut skierowany w stronę najnowszego epizodu 24:Legacy. W serialu zaczyna po prostu… wiać nudą.
Pomiędzy czwartą a piątą po południu, bohaterowie 24:Legacy doświadczają wielu mniej lub bardziej niebezpiecznych sytuacji. Niestety żadna z nich nie jest na tyle interesująca, aby wbić widza w fotel i przykuć jego uwagę na dłużej niż kilka minut. Po raz kolejny piętno klasycznego formatu daje o sobie znać. Po dziewięciu seriach przygód Jacka Bauera, spin-off musi pokusić się o odrobinę oryginalności, aby wciągnąć oglądającego. Tak się jednak nie dzieje.
Odtwórczość najbardziej widoczna jest oczywiście przy postaci głównego bohatera. Po kuriozalnej ucieczce z budynku CTU Eric Carter wraz ze swoim przyjacielem z wojska ruszają śladem zaginionej listy. Trafiają na pewnego watażkę, który pogrywa z nimi w niewybredny sposób. Finalnie Ben Grimes pada martwy, a Eric… z niewielką pomocą CTU pokonuje szwadron przeciwników. Dość zabawny wydaje się również pomysł na zakończenie żywota Gabriela – gangstera, który miał przekazać ważne informacje Carterowi. Popełnienie samobójstwa pod wpływem chwili, zupełnie nie pasuje do takiej postaci. Wyobrażam sobie, że tego typu przestępca miałby jeszcze niejednego asa w rękawie, którym mógłby zaskoczyć swoich przeciwników.
Warto też zauważyć, że nasz protagonista jest znów za pan brat z agentami instytucji, którą kilkadziesiąt minut wcześniej zaatakował (bo tak trzeba nazwać pobicie pracowników, wtargnięcie i uwolnienie przetrzymywanego więźnia). Tego typu sytuacje w prostej linii przywodzą na myśl poczynania Jacka Bauera. O ile wtedy byliśmy przyzwyczajeni do tego typu rozwiązań, to teraz one już po prostu nużą. Przewidywalność i skróty fabularne są zabójcze dla seriali, które z zasady muszą powielać pewne schematy (spin-offy).
Zostawmy więc Erica Cartera i przyjrzyjmy się losom pozostałych bohaterów. Niestety tutaj również jest źle. Pierwsze miejsce w wyścigu na najbardziej absurdalny wątek wygrywa po raz kolejny historia szalonej rodzinki zamachowców. Amirę i Khasana odwiedza ich własny ojciec, który wydaje się nic nie wiedzieć o „bombowych” zapędach swoich dzieci. Już na początku tej wizyty większość z nas przewiduje, że rodzinna sielanka skończy się bardzo szybko. Mało kto jednak brał pod uwagę rozwiązanie fabularne, które nastąpiło. Już po kilku minutach tato leży na podłodze, przygnieciony ciężarem swoich dzieci. Twórcy mogli się pokusić tutaj chociażby o pozory subtelności i zarysować jakiejś głębsze relacje rodzinne. Nic z tych rzeczy. Krótka rozmowa wystarcza, aby kolejni bohaterowie zaczęli prać się po twarzach…
Pozostałe wątki wypełniające epizod skupiają się wokół żony Ethana i działań operacyjnych CTU. O ile motyw gangu Isaaca Cartera i jego dziwacznej relacji z Nicole nie wnosi nic do fabuły i jest standardowym wypełniaczem, to przesłuchanie Henry Donovana może wydawać się interesującym wątkiem. Pamiętamy przejmujące dochodzenia, z klasycznego formatu, kiedy to Jack Bauer wyrywał od przesłuchiwanych potrzebne informacje. W najnowszym odcinku rozmowa między Donovanem a Rebeccą Ingram dopiero się rozpoczęła. Jest szansa jednak, że w kolejnym epizodzie potoczy się to wszystko w interesujący sposób. Henry wydaje się twardym graczem, mającym jeszcze kilka asów w rękawie. Jeśli twórcy podejdą kreatywnie do tematu przesłuchania, może wreszcie dostaniemy jakiś mocniejszy i ciekawszy akcent. Zwłaszcza że zarówno Miranda Otto, jak i Gerald McRaney to bardzo zdolni aktorzy. Ich konfrontacja może być prawdziwą ucztą dla widza. Wszystko jednak zależy od scenarzystów, bo znamy przecież przypadki, gdy słaba fabuła marnowała potencjał występujących.
Czy 24: Legacy jest w stanie nas jeszcze zaskoczyć? Większość fanów czeka na debiut Tony Almeidy, jednak trudno powiedzieć, czy jego (prawdopodobnie) krótkie cameo wprowadzi trochę oryginalności do tej wtórnej formuły. Serial ten potrzebuje płomienia, który spaliłby wszechobecną sztampę i nudę. Historia sama w sobie ma potencjał. Gdzie się podziali scenarzyści, którzy by ją właściwie rozpisali? Wygląda na to, że pracują przy Homeland.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat