„Agenci T.A.R.C.Z.Y.”: sezon 3, odcinek 1 – recenzja
Serial "Agenci T.A.R.C.Z.Y." ("Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.") wraca z 3. sezonem w takiej samej wysokiej formie, jaką prezentował, kiedy ostatnio żegnał się z widzami. Niesamowite, jak z brzydkiego kaczątka narodził się tak piękny łabędź.
Serial "Agenci T.A.R.C.Z.Y." ("Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.") wraca z 3. sezonem w takiej samej wysokiej formie, jaką prezentował, kiedy ostatnio żegnał się z widzami. Niesamowite, jak z brzydkiego kaczątka narodził się tak piękny łabędź.
Premiera już 3. sezonu serialu „Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.” jeszcze mocniej utwierdza w przekonaniu, że porzucenie proceduralnego charakteru było dla produkcji zbawienne. Front fabularny i tym razem podzielony został na kilka przeplatających i uzupełniających się historii. Spośród nich najważniejsza jest oczywiście ta dotycząca radzenia sobie z reperkusjami rozszerzającej się niekontrolowanie społeczności Inhumans, ale drugi plan wypełnia także ciekawie prowadzony wątek poszukiwań Jemmy i pozostająca w tle HYDRA, która ciągle stanowi zagrożenie.
W samym tylko tym odcinku widać, jak bardzo dojrzała postać Skye… znaczy się Daisy. Od teraz już Daisy. Zmiana fryzury jest w tej transformacji najmniej znacząca; świetnie prezentuje się nowy kostium bohaterki, a przede wszystkim imponuje rozwój jej charakteru. Dziewczyna coraz częściej sprawdza się w roli lidera grupy i to ona podejmuje strategiczne decyzje na polu walki. Tak jak można się było spodziewać, Phil Coulson próbuje poradzić sobie z utratą ręki i nową sytuacją. Co zaskakujące, nacisk położono tu nie na komediowy, ale dramaturgiczny wydźwięk – o swoim urazie kilkukrotnie przypomina on w rozmowach z pozostałymi bohaterami i choć są to wypowiedzi żartobliwe, to odnoszą się jednak do przykrego kontekstu.
Pozostali bohaterowie również wypadają ciekawie. Warstwę emocjonalną wspomnianych poszukiwań Jemmy zapewnia Leo Fitz – odgrywający go Iain De Caestecker to naprawdę niezły (brytyjski, a jakże) aktor. Ważna jest również rozmowa Bobbi i Lance’a, w której pada sugestia dotycząca ich przyszłych działań. W jakimś stopniu może to być również zapowiedź ich nadchodzącego spin-offu. Tymczasem braku May nie odczuwa się wcale, a Mack tradycyjnie już służy za misiowatą górę mięśni.
[video-browser playlist="751671" suggest=""]
Na arenie wydarzeń pojawili się także nowi gracze, a ich debiut zaliczyć trzeba do udanych. Przede wszystkim intrygująco rysuje się tajemnicza i autorytarna Rosalind (jak zawsze niezła Constance Zimmer), która będzie dla Coulsona równorzędnym rywalem. Jej prawą ręką jest z kolei agent Banks, który nie musi się wiele odzywać, bo odpowiednie wrażenie wywiera już sama prezencja odgrywającego go Andrew Howarda. Docenić należy też fakt, że scenariusz nie pokazuje ich w tendencyjny sposób, ale zmusza do manewrowania po obszarach moralnej szarości. Wiarygodnie i w obiektywny sposób pokazany został także Joey - najnowszy, nieświadomy członek rasy Inhumans. Jego zachowanie i dylematy rozpisane są w wiarygodny sposób, a ciekawą perspektywę narzuca także orientacja seksualna bohatera. Cieszyć może również powrót Lincolna - wiele wskazuje na to, że tym razem już na stałe zawita w serialu, a dzięki swoim poglądom i umiejętnościom może on zapewnić świeżą dynamikę w grupie.
Serial po raz kolejny świetnie prezentuje się także od strony audiowizualnej. Efekty specjalne szybko się zestarzeją, ale i tak wyglądają obecnie lepiej niż telewizyjny standard tego typu produkcji. Pod tym względem nie można mieć nic do zarzucenia, szczególnie że nawet ryzykowne i potencjalnie kiczowate pomysły („winda do nieba”) serial obraca na swoją korzyść. Żeby sprzedać je widzowi, wystarczają klasyczne zagrania, takie jak następujący chwilę później rzut kamery na statek, okraszony jeszcze odpowiednią melodią.
Podobnie wypada zresztą też przedstawienie (prawdopodobnie głównego) antagonisty tego sezonu – Lasha. Jego złowrogi wygląd, gestykulacje i pierwszy pojedynek z bohaterami pasuje w teorii do plastikowej estetyki „Power Rangers”, ale sprawdza się także tutaj dzięki tak prostym zabiegom, jak budowanie napięcia za pomocą gry światła i cienia. To nic odkrywczego, ale takimi schematami operować trzeba umiejętnie.
Jak zwykle wartością dodaną jest także synergia większego świata. "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." zasłużyli już na status samodzielnej pozycji w Kinowym Uniwersum Marvela, ale niezmiennie cieszą nawiązania do Sokovii, cząsteczek Pyma, a także gościnne pojawienie się prezydenta Ellisa (William Sadler powtarza swoją rolę z „Iron Mana 3”). Co prawda to powiązania ciągle iluzoryczne (ograniczane do rozmów, bez faktycznego efektu) i jednostronne, ale według słów Kevina Feige sytuacja ta ma się wkrótce zmienić.
Zobacz również: „Agenci T.A.R.C.Z.Y.” – zdjęcie Lasha i zwiastun 2. odcinka
Do pełnego szczęścia brakuje więc już naprawdę niewiele, a jakby tego było jeszcze mało, wisienką na torcie jest szalenie frapująca scena po napisach. Być może za szybko zdradza pewien fakt, ale już ona sama wystarczy, aby z wypiekami na twarzy czekać na kolejny odcinek.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat