„Agenci T.A.R.C.Z.Y.”: sezon 3, odcinek 3 – recenzja
Ciągle wysokie tempo, ale już więcej cierpliwości niż przed tygodniem. Serial "Agenci T.A.R.C.Z.Y." ("Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.") trzyma dobry poziom i pokazuje, że nie będzie tracił czasu na niepotrzebne rozciąganie fabuły.
Ciągle wysokie tempo, ale już więcej cierpliwości niż przed tygodniem. Serial "Agenci T.A.R.C.Z.Y." ("Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.") trzyma dobry poziom i pokazuje, że nie będzie tracił czasu na niepotrzebne rozciąganie fabuły.
To zabawne, że w serialu „Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.” tytułowa organizacja istnieje obecnie tylko w nazwie produkcji. Jedną z przyszłych historii powinna być faktyczna odbudowa struktur agencji i jej powrót do krajobrazu Kinowego Uniwersum Marvela. Na razie jednak - czy to ze względu na domniemany konflikt na wyższych szczeblach studia, czy też inwencję twórczą scenarzystów - skupienie na wątku Inhumans wychodzi serialowi na dobre. Jeśli podtrzymana zostanie wysoka jakość, to nie widzę przeszkód, aby zrezygnować z kinowego filmu i rodzinę królewską inkorporować systematycznie do telewizyjnych realiów.
Zanim do tego dojdzie, poznajemy reakcję świata na zmieniającą się sytuację. Coraz wyraźniej zaznaczany jest niepokój społeczny związany z obecnością obcej rasy, nieustannie trwają też poszukiwania kolejnych jej przedstawicieli. Postawienie w centrum 3. odcinka Lincolna Campbella wypadło satysfakcjonująco – pościg za bohaterem skomponowano ze sprawnym wykorzystaniem klasycznych gatunkowych pomysłów oraz z dodatkiem efektownego wykorzystania jego mocy. Na ciche pochwały zasługuje znów aktorski wybór Marvela – Luke Mitchell to dojrzały aktor (30 lat), który nie tylko dobrze wygląda, ale także potrafi przekonująco sportretować swoją postać i targające nią uczucia.
Negatywnym aspektem tego wątku były jednak nieporadne i opieszałe działania oddziału ACTU. Łatwo dawali się zaskakiwać, zbyt szybko się poddawali i nie wiedzieć czemu, nie korzystali z obezwładniającej broni – nie czuć było żadnego zagrożenia z ich strony. Małym zaskoczeniem był tymczasem pocałunek Lincolna i Daisy. Nie mam nic przeciwko elementom romantycznym, między bohaterami iskrzyło już wcześniej, ale tutaj wynikł on dość niespodziewanie i bardziej w wyniku skrajnego napięcia danej chwili.
[video-browser playlist="754640" suggest=""]
Jednocześnie stanowi on również klarowny symbol narastającego sprzeciwu Daisy wobec działań Phila Coulsona, który dopiero uczy się traktowania jej jako pełnoprawnej agentki (wciąż nie mówi jej wszystkiego, ale pozwala podejmować decyzje). W kilku rozmowach bohaterka wyraźnie zaznacza odmienne zdanie, nie waha się forsować swoich pomysłów i nie ugina się nawet przed postawnym Mackiem, czym zresztą zdobywa jego szacunek. W ewentualny rozłam czy też poważny konflikt trudno jest uwierzyć, ale wprowadzenie niejednoznacznej dynamiki w grupowych relacjach poczytać należy za pozytyw i narzędzie kreacji kompleksowej historii – szczególnie że wciąż wyraźnie odczuwalna jest troska Phila o swoją podwładną, a relacja ta ma wręcz rodzicielski charakter.
Bohaterami drugiego planu zostali tym razem Lance i May. Ich działania nie przejawiają specjalnego poziomu inwencji i dbałości o detale, ale już wykonanie wzbudza pozytywne wrażenia. Hunter dopasował swój wygląd do akcentu i zaprezentował się jak typowy Brytyjczyk (bluza, jeansy, białe buty), ale wydarzenia w Anglii wyróżniały się przede wszystkim scenami walk. Undergroundowa bijatyka mogła zaskoczyć poziomem intensywności i brutalności - krwi było tutaj więcej niż w „Czasie Ultrona” i „Ant-Manie” łącznie. Jeszcze lepsze było starcie May z oprychami, w którym po raz kolejny pokazano umiejętny balans między choreografią a dynamicznym montażem. Infiltracja HYDRY postępuje sprawnie, oczekiwana będzie więc szybka kulminacja tego wątku.
W przeciwieństwie do ostatniego odcinka tym razem odpowiednio wyważono także poczucie humoru. Zniknęły suche żarty, ogólnie było ich mniej, a scenariusz w odpowiednich miejscach błysnął humorem słownym (ręka Coulsona) i sytuacyjnym (podziw dla klasycznego auta Rosalind, napisy w pijackiej scenie Huntera). Tymczasem zeszłotygodniowa bohaterka – Jemma – trzymała się cienia. Umiejętnie zarysowano jej psychofizyczną kondycję oraz problemy z ponowną aklimatyzacją. Scena w restauracji i rozmowa z Fitzem była jedną z najbardziej wrażliwych i wiarygodnych emocjonalnie w historii „Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.”.
Czytaj również: „Inhumans” – Kevin Feige porzucił ostatecznie projekt filmu?
Stonowana i odegrana bez fałszu, pokazuje też, jaką niebywałą drogę pokonała ta para – od najbardziej irytujących postaci aż po bohaterów naznaczonych szczerym i niegłupim dramatem. Perełkę stanowi z kolei finalny zwrot akcji, który niektórym widzom przypomnieć może o pewnym kultowym serialu emitowanym również przez stację ABC. My też musimy wrócić – na seans kolejnego odcinka.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat