Agony: Prawdziwa agonia – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 29 maja 2018Dosłownie i aż tyle – agonia. Koszmar, o jakim nie śniłem. Może liczyłem na coś więcej, niż dostałem w finalnym produkcie. Koniec końców, nie tego się spodziewałem po polskim studio Madmind. Jak to się mówi? „Chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze”? To definiuje Agony.
Dosłownie i aż tyle – agonia. Koszmar, o jakim nie śniłem. Może liczyłem na coś więcej, niż dostałem w finalnym produkcie. Koniec końców, nie tego się spodziewałem po polskim studio Madmind. Jak to się mówi? „Chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze”? To definiuje Agony.
Agony na moim horyzoncie gier, w które muszę zagrać majaczyła już od pierwszej zapowiedzi, chociaż nie wsparłem produkcji na Kickstarterze, to kupiłem swoją kopię, na bazie której powstała niniejsza recenzja, a więc obowiązek dorzucenia kilku złotych do kieszeni twórców spełniony. Szkoda tylko, że twórcy nie spełnili podobnego obowiązku wobec mnie – gracza. W końcu płacąc pewną kwotę za produkt, oczekuje się, że spełni on oczekiwania nabywcy. Agony niestety ich nie spełnia, a szkoda, bo gra miała wszystko, żeby stać się chorą wizją Guillermo del Toro w wydaniu gier wideo.
Piekło, wszędzie piekło
Akcja gry przenosi nas do piekła, ale nie o takie piekło tutaj chodzi. W grę gra się naprawdę piekielnie. Jeśli o taką męczarnię chodziło Madmind Studios, to im się udało. Strzał w dziesiątkę, bo prowadząc rozgrywkę w Agony rzeczywiście przeżywamy piekło i czym prędzej staramy się z niego wydostać. Najprościej zwyczajnie wyłączyć grę, zapomnieć o niej i nigdy do niej nie wracać, bo nie ma po co. Recenzencki obowiązek jednak zmuszał mnie do dalszego brnięcia w te odmęty szaleństwa. Włosów z głowy wprawdzie sobie nie rwałem, ale nie raz byłem tego bardzo bliski.
W kwestii technicznej gra w zasadzie leży. Chociaż doczekała się już aktualizacji (jednej z pierwszych), to nadal wygląda i gra się w nią, jak w produkt znajdujący się w fazie beta, a zadaniem gracza jest wyłapywanie błędów i raportowanie do „inżynierów”. Z tym pierwszym nie ma problemu, gdyż Agony naszpikowane jest babolami różniej maści w tym denerwującego screen tearingu, czyli jednoczesnego wyświetlania na ekranie informacji z więcej, jak jednej klatki, a że gra jest z perspektywy FPP, to irytuje ten problem jeszcze bardziej. Często również sukkuby i inne demony, które spotkamy na swej drodze do Czerwonej Bogini i upragnionej wolności z piekła, klinowały się w ścianach i komicznie to wyglądało. Problemów jednak jest więcej – mnie np. dopadł problem z błędnym plikiem zapisu stanu gry i uszkodzonych danych, przez co zdarzyło się, że musiałem spory kawał drogi nadrobić, bo gra postanowiła zepsuć mi stan zapisu. Innym, o czym możemy przeczytać w sieci, gra wywalała do systemu. Wstyd!
Dobre złego początki
Jak niegdyś mawiał znany polski polityk: „Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna”, to w przypadku rodzimego studia nie jest to pochwała, ale sama prawda. Polski horror zaczyna się bardzo dobrze. Film otwierający wprawdzie nie mówi za wiele, pozostawiając gracza, jak bohatera – z amnezją – a wizja piekła, do którego trafiamy robi naprawdę pierwsze oszałamiające wrażenie. Wszędzie kolory i odcienie brudu, mnóstwo krwi, także takiej spływającej po ścianach, dusze zamknięte w klatkach czy też smażące się w kotłach. Prawdziwe chora wizja piekła, która zrodziła się w głowach twórców idealnie odpowiada mojemu wyobrażeniu o tym miejscu, którego wielu wierzących się obawia. Jęki dusz, demony krążące po okolicy i rozprawiające się z tymi, które nie zdołały się chować, waginy, fallusy, seksistowskie sceny. Sporo tego tutaj. Temu wszystkiemu towarzyszy przerażający skowyt, przez który nie raz wzdrygnąłem się.
Ten ciekawy image niestety blednie wraz z dalszą eksploracją gry. Szybko okazuje się, że tak naprawdę krążymy po bardzo podobnych lokacjach, które składają się z korytarzy i okazjonalnych otwartych przestrzeni. Ta monotonia, chociaż z bardzo interesującym wizualnym designem, którego wspomniany wcześniej del Toro, by się nie powstydził, to jednak za mało, żeby czerpać przyjemność z pokonywania kolejnych piekielnych lokacji. Gra korzysta z topornej mechaniki prowadzenia rozgrywki. Sterowanie jest fatalne, archaiczne i wcale nie ułatwia grania, wręcz przeciwnie.
Agony, ku memu zaskoczeniu, korzysta z dość nietypowego rozwiązania, jeśli chodzi o checkpointy. Te, zanim zostaną aktywowane, muszą wcześniej przez gracza zostać odkryte. Niby to wszystko, ale szybko dopada nas frustracja, gdy okazuje się, że po trzech zgonach bohatera checkpoint zostaje „skasowany”, a bohater cofany do poprzedniego, wcześniej odkrytego. Wtedy przed graczem kolejna przeprawa do miejsca, gdzie musimy znaleźć następny punkt zapisu. Wyobraźcie sobie taką sytuację w Dark Souls, gdzie po 3 zgonach gaśnie Wam ognisko i jesteście cofani do poprzedniego. Frustrujące, prawda? Tak to niestety odbywa się w Agony.
Zgon w grze jest umowny, bo już nie żyjemy, przecież jesteśmy w piekle. Ale nasza dusza żyje i musi znaleźć nosiciela. Kogoś, kogo możemy opętać i się nim poruszać po piekiełku, jakie nam zgotowano. Czasu jednak na opanowanie nosiciela jest jak na lekarstwo – za krótko, żeby znaleźć odpowiednio słabą istotę, w którą możemy się wcielić. W dodatku na normalnym poziomie trudności i wyższym sami musimy do tego dojść, jak opętanie powinno się wykonać.
W trakcie gry znajdujemy również zakazane owoce, które stanową ulepszenie naszej postaci. Ulepszać możemy 3 kategorie: długość wstrzymywania oddechu, głośność kroków i szybkość poruszania się. Zważywszy jednak na to, jak trudno znaleźć takie drzewko i owoc na nim rosnący, nie uważam, żeby miały one istotny wpływ na rozgrywkę.
Trochę ze smutkiem muszę to napisać, ale Agony okazało się niczym innym, jak niskobudżetowym tytułem, który oprócz wielu błędów nie oferuje także pięknej oprawy wizualnej. Nie wiem, co twórcy chcieli osiągnąć, ale jeśli od samego początku zakładali budować hype na kontrowersjach i cenzurze, to im się udało. Agony nie zasługuje na Wasze pieniądze, więc odpuśćcie sobie ten tytuł. To nie jest odpowiednie piekło dla Was, no chyba, że macie masochistyczne zapędy i czerpiecie przyjemność z katowania własnej duszy.
PLUSY:
+ interesująca wizja piekła,
+ jęki, skowyty, różne groźnie brzmiące dźwięki
MINUSY:
- oprawa wizualna,
- mechanika gry,
- screen tearing,
- błędy i bugi,
- nuda i monotonia
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat