Aliens: Bunt. Tom 1 – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 12 grudnia 2018Nowa seria od Dark House Comics autorstwa Briana Wooda chwyta się klasyki sci-fi, tworząc mroczną historię w uniwersum Aliens. Zwykle jestem negatywnie nastawiony do powieści, bazujących na filmach (wszystko zaczęło się od zakupu takiego tworu, czyli „skomiksowanej” wersji Spider-Mana 2 od Sama Raimiego), jednak tym razem swoje prywatne poglądy musiałem odłożyć na bok, szczególnie że Bunt mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto lubi horror połączony z dobrą fikcją naukową.
Nowa seria od Dark House Comics autorstwa Briana Wooda chwyta się klasyki sci-fi, tworząc mroczną historię w uniwersum Aliens. Zwykle jestem negatywnie nastawiony do powieści, bazujących na filmach (wszystko zaczęło się od zakupu takiego tworu, czyli „skomiksowanej” wersji Spider-Mana 2 od Sama Raimiego), jednak tym razem swoje prywatne poglądy musiałem odłożyć na bok, szczególnie że Bunt mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto lubi horror połączony z dobrą fikcją naukową.
Główną bohaterką serii jest Zula Hendricks, kolonialna Marines na usługach korporacji Weyland-Yutani (znanej fanom Obcego). Jej zadaniem jest zbadanie opustoszałego wraku, który ma zostać przywłaszczony przez wyżej wspomnianą firmę. Jednak, cytując zapowiedzi filmów z czasów VHS-ów, prawda o nieznanym statku będzie straszniejsza, niż się początkowo wydaje. Dalsze perypetie Zuli, wraz z syntetykiem Davisem, obfitują w gore, tech-noir (doskonałe odwzorowanie klimatów starego Ridley Scott!) i ciągłe poczucie niepokoju.
Problemem, wysuniętym na pierwszy plan, nie jest, jak buntowniczy schemat nakazuje, dylemat między zostawieniem swoich dawnych towarzyszy a oddaniem się słusznej sprawie. Prawdziwą rozterką stają się problemy zdrowotne szeregowej Hendricks. Podczas jednej z misji doznała poważnego urazu kręgosłupa, który nawet leczony najnowszą technologią, nie ustępuje. Jest to zdecydowanie ciekawe rozwiązanie fabularne, dodające człowieczeństwa postaci, otoczonej mechanicznymi quasi-ludźmi.
Tak jak wspominałem wcześniej, wszelkich smaczków dla fanów serii jest sporo. Pojawia się m.in. córka Ellen Ripley, Amanda (nie, to nie spoiler). Jednak nie samymi easter eggami Aliens: Defiance, vol. 1 stoi. Wood postawił głównie na zachowanie klimatu Alien. Mrok, niepewność przed tym, co czyha się za każdym rogiem czy podejmowanie decyzji z kategorii „mniejszego zła” grają tutaj pierwsze skrzypce. Świetnie nabudowanie napięcie, które chce znaleźć ujście, ale jak na złość nie może. Genialna robota scenopisarska Wooda przekłada się na niewymuszone i dobrze umiejscowione suspensy.
Tristan Jones doskonale odnajduje się w klimatach Obcego. Jego prace oraz rysunki Riccardo Burchielliego (rozdział 3) i Tony’ego Brescini (rozdział 4), bardzo skupiają się na detalach, nawet w dynamicznych sekwencjach. Widzimy, że Zula odczuwa ból przy najmniejszym ruchu, każda akcja z udziałem ksenomorfów jest wyraźna i dopracowana, a rysunki, zapowiadające kolejne rozdziały, bardzo chciałbym oprawić w ramkę i powiesić na ścianie.
Brian Wood, scenarzysta omawianego tomu, zajmuje się również dizajnem gier komputerowych (Max Payne, GTA). Tristan Jones wielokrotnie brał udział w projektach, przenoszących znane, popkulturowe dzieła na plansze komiksowe (Ghostbusters, Mad Max). Takie zestawienie, duetu, który z niejednym hitem miał już do czynienia, było świetną koncepcją.
Z początkiem marca ma pojawić się drugi tom, na który czekam z niecierpliwością. Myślę, że Wood i Jones zapoczątkowali jedną z najlepszych serii bazujących na uniwersum filmowym. Oby trzymali poziom, bo ja, na razie, jestem w stu procentach kupiony.
Źródło: fot, Scream Comics
Poznaj recenzenta
Filip ChrzuszczKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1961, kończy 63 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1987, kończy 37 lat