„American Horror Story: Freak Show”: sezon 4, odcinek 2 – recenzja
Po 2 odcinkach nowego sezonu American Horror Story z całą pewnością możemy stwierdzić, że poziom dziwactw w 4. serii osiągnie apogeum. Niestety nie idzie za tym to, za co produkcję Ryana Murphy’ego uwielbialiśmy w 1. i 2. sezonie - horroru w nowych odcinkach jest niewiele, by nie napisać, że nie ma go wcale.
Po 2 odcinkach nowego sezonu American Horror Story z całą pewnością możemy stwierdzić, że poziom dziwactw w 4. serii osiągnie apogeum. Niestety nie idzie za tym to, za co produkcję Ryana Murphy’ego uwielbialiśmy w 1. i 2. sezonie - horroru w nowych odcinkach jest niewiele, by nie napisać, że nie ma go wcale.
American Horror Story: Freak Show to sezon pełen sprzeczności, który z jednej strony stara się poruszać poważne problemy związane z wyobcowaniem, ale jednocześnie traci na wiarygodności przez słabe dialogi i tylko pozorny rozwój całej historii.
Całe szczęście, że Murphy i jego ludzie wpisali w historię przerażającego klauna. Już dawno nie widziałem tak świetnie wykreowanego bohatera, który wszystkich cierpiących na koulrofobię mógłby przyprawić o zawał. Postać klauna-mordercy to zdecydowanie najlepszy element Freak Show, który odpowiednio rozwijany, może zaskoczyć jeszcze niejednym zwrotem akcji. Nieprzypadkowo w końcu bohater znalazł sobie pomocnika, który pomaga mu w "zawodzie". Docenić należy pracę charakteryzatorów, którzy sporo napracowali się, by klaun w swojej "zębowej" masce wyglądał naturalnie przerażająco. Aż się prosi, by takich elementów w serialu było więcej - niestety klaun i jego zbrodnie to jedyny element horroru, jaki pojawia się w 4. sezonie AHS.
Pokaz osobliwości, którym przewodzi Elsa Mars, wypadł w premierze bardzo blado. Niech za jego podsumowanie posłuży końcowy występ bohaterki, na który patrzyło się z bólem oczu i uszu. W 2. odcinku ekipa powiększa się za sprawą nowych rezydentów: siłacza Dell Toledo i kobiety z trzema piersiami - Desiree Dupree. Duet ten błyskawicznie wprowadza do serialu sporo zamieszania, a sceny i dialogi z ich udziałem wypadają przyzwoicie (zapewne dzięki charyzmatycznemu Michaelowi Chiklisowi). Podobnie jak w pilocie zupełnie niepotrzebnie tak mocno eksploatuje się historię Jimmy’ego, który za wszelką cenę chce udowodnić, że jest taki jak inni, a wręcz domaga się równouprawnienia. Evan Peters nie ma w American Horror Story szczęścia do normalnych ról. Nikt jednak nie powiedział, że we Freak Show znajdzie się cokolwiek normalnego. Kto wie, może gdy w końcu na ekranie pojawi się Emma Roberts, jego postać przejdzie pozytywną transformację.
[video-browser playlist="633052" suggest=""]
Warto jednak zadać sobie pytanie: w jakim kierunku zmierza ten sezon? Czy bohaterowie pokazu osobliwości nawzajem zaczną się zabijać? Zazdrosna o sukces bliźniaczek syjamskich Elsa wręcz sugeruje to w jednej z końcowych scen. Czy może siła grupy pod przodownictwem Jimmy’ego stanie się tak mocna, że ekipę dziwaków niewiele różnić będzie od grasującego po okolicy klauna? Swoją drogą - zbiorowe morderstwo policjanta w premierze sugeruje, że prędzej czy później ktoś z pokazem osobliwości będzie musiał zrobić porządek.
Problem Freak Show polega na tym, że pod względem scenariusza w wielu scenach zwyczajnie wieje z ekranu nudą. Równo rok temu Coven w pierwszych odcinkach wypadało znacznie lepiej, łącząc współczesną stylistykę i życie początkujących czarownic z elementami komediowymi, które wbrew pozorom wypadały całkiem nieźle (problemy z poziomem zaczęły się kilka odcinków później).
Czytaj również: "The Walking Dead" utrzymuje wysoką oglądalność
Freak Show nie stawia sobie zbyt wysoko poprzeczki i już od pierwszych odcinków sprawia wrażenie historii pisanej na kolanie, a stosunkowo przerażający wątek klauna-mordercy zupełnie nie współgra z historią prezentowaną w pokazie osobliwości.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat