American Princess: sezon 1, odcinki 4-6 - recenzja
American Princess to jednak dobry serial. Przyjemna, lekka i zabawna rozrywka na lato.
American Princess to jednak dobry serial. Przyjemna, lekka i zabawna rozrywka na lato.
American Princess utrzymuje stały poziom, który został zbudowany przez pierwsze odcinki. Konwencja jest lekka, pełna humoru i dziwaczności, doskonale napędza rozwój fabuły. Wszystkie trzy odcinki to wesoła przygoda Amandy, która poznaje nowy świat, ale wciąż zmaga się ze starym, zepsutym, z którego się wywodzi. Takim sposobem czuć, że twórcy zawsze mają pomysł na to, jak się nie powtarzać i dać coś świeżego.
Przyjazd przyjaciół Amandy na teren festiwalu renesansu to świetny wątek, bo znów mamy zderzenie kompletnie innych światów. Sztuczność, instagramowe wartości i emocjonalna pustka aż od nich bije. Jest to wręcz przerażające zestawienie z naturalną specyficznością mieszkańców festiwalu. Zwłaszcza widać to po postaci Morgan, bo pozostała dwójka stara się dobrze bawić. Wykorzystanie tego wątku do poruszenia kwestii molestowania seksualnego okazuje zaskakująco udane. Czuć było, że komentarze Morgan nie są przypadkowe, ale zarazem trochę pokazano łatwe popadanie w skrajność w tym temacie. Dla niej wszystko na festiwalu było z tym związane, choć Amanda i każdy inny człowiek wie, że to nieprawda. Takim sposobem zbudowano wątek o większej wadze niż można byłoby oczekiwać od tego serialu, a zarazem nie zapomniano o humorze i lekkości.
A to wszystko idzie za ciosem, wysyłając Amandę do domu, gdzie jesteśmy świadkami dantejskich scen, jedynie utwierdzających w przekonaniu, jak bardzo jest zepsuty jej dawny świat. Wiemy, że trochę w tym przerysowania pod kątem humorystycznym, ale jednocześnie dostrzec można wiele smutnej prawdy o czymś, co wszyscy wiemy, że istnieje w świecie opanowanym przez media społecznościowe i technologie. Dlatego ten wątek, choć szybko popada w humorystyczną skrajność, ma w sobie też dużo emocji. Jest ważny dla rozwoju bohaterki, która powracając do przeszłości, jeszcze lepiej widzi, w jakiej rzeczywistości przyszło jej żyć. Dobre i też istotne dla poprawy relacji Amandy z jej błotnym kolegą, który rusza jej na ratunek.
To też jest duży plus tych odcinków, że nie kręcą się tylko wokół Amandy. Każdy dostaje więcej czasu ekranowego, dzięki czemu możemy lepiej poznawać bohaterów. Czy to Szekspir w romansie z kolegą z pracy, czy to królową, która powoli dojrzewa do zmian w życiu prywatnym i zawodowym, czy to właśnie błotni bracia i ich kuriozalny wątek filmowania twarzy podczas orgazmu, czy nawet kwestia współlokatorki Amandy oraz jej siostry. Niektóre są po prostu komiczne, inne dają wiele fabule, pozwalając ją rozwinąć, nadać nowego kierunku i urozmaicić. A dzieje się wiele - zwłaszcza gdy Amanda wprowadza zmiany, które nie podobają się królowej, więc wszystko staje się ciekawsze i coraz bardziej zabawne. Twórcy nie zapominają, że to przede wszystkim dziwaczna komedia, która przy okazji opowiada przyjemną historię z przemycanymi tu i ówdzie poważnymi treściami.
American Princess w każdym odcinku oferuje lekką i szalenie przyjemną rozrywkę, jaką po serialu, o którym niewiele się słyszało, można było oczekiwać. To taka produkcja, która bawi szczerze i pozostawia w pozytywnym nastroju. Taka, dla której warto poświęcić czas, bo ma w sobie wiele zaskakującej świeżości.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat