Amerykańscy Bogowie - sezon 3, odcinek 2 - recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Najnowszy odcinek Amerykańskich bogów przynosi kilka niespodzianek. Powraca niezwykle lubiana postać, opowieść robi się nieco bardziej kameralna, a co najważniejsze, jest dużo lepiej niż w poprzednim epizodzie.
Najnowszy odcinek Amerykańskich bogów przynosi kilka niespodzianek. Powraca niezwykle lubiana postać, opowieść robi się nieco bardziej kameralna, a co najważniejsze, jest dużo lepiej niż w poprzednim epizodzie.
W drugiej odsłonie trzeciego sezonu nie uświadczymy ani nowych bogów, ani Laury. Pana Wednesdaya i pozostałych starszych bóstw również jest jak na lekarstwo. Swoją drogą, zaskakujące, jak pozytywnie na ton opowieści wpływa mniejsza aktywność Odyna. Ian McShane ma to do siebie, że aktorską charyzmą dominuje praktycznie każdą scenę, w której się pojawia (nie tylko w Amerykańskich Bogach). Sęk w tym, że jako Wednesday z czasem stał się powtarzalny, a jego maniera zamiast wzbudzać emocje, zaczęła irytować. Nie jest to wina jego, jako artysty ekranu, a postaci popadającej w koleiny schematyczności. Twórcy po prostu wyeksploatowali Odyna. Teraz, gdy jest go mniej, na pierwszym planie pojawia się Lakeside – niezwykle szczęśliwe amerykańskie miasteczko. Miejsce, z którym już na pierwszy rzut oka coś jest nie tak. Tylko co? Ta niewiedza i idący za nią niepokój stanowią siłę napędową epizodu. Kto by się spodziewał, że po tylu porażkach na poziomie formy i treści, twórcom uda się wykreować bardzo fajną atmosferę prowadzącą opowieść w interesujące rejony.
Powyższe nie oznacza oczywiście, że Amerykańscy Bogowie definitywnie wrócili na właściwą ścieżkę. Serial wciąż niedomaga pod wieloma względami. Da się zauważyć korzystanie z utartych schematów (Bilquis ponownie pożera kochanka) czy nawet kopiowanie scen z poprzednich odsłon (moneta przemieniająca się w księżyc). Słowiańska społeczność znów ulega stereotypowaniu, ale akurat w tym przypadku ma to swoje usprawiedliwienie, ponieważ na scenę powraca Peter Stormare jako Czernobog, wraz ze swoim potężnym obuchem. Cieszy comeback tej wspaniałej postaci, bo w odróżnieniu od Wednesdaya nie wyczerpała ona pokładów wielkiej charyzmy. W bieżącym epizodzie, wraz z Cieniem opuszczamy (na szczęście, nie na długo) Lakeside, żeby wziąć udział w uroczystości żałobnej Zorzy Wieczornej. Widać, że twórcy chcieli tu nawiązać klimatem do jednego z najlepszych odcinków pierwszej serii. Zamiast kameralnego mieszkania, otrzymaliśmy ceremonialny przepych, ale oglądając szaleńczą stypę, dało się poczuć smak wódki i zapach słowiańskich potraw. Za udaną próbę oddania tej atmosfery należą się twórcom pochwały.
Wróćmy jednak do Lakeside, bo z tym wątkiem serial także poradził sobie zaskakująco dobrze. Niewielkie miasteczko, a w nim uśmiechnięci ludzie. Cień jest gościem w tej aglomeracji, ale nie musi dużo robić, żeby zaskarbić sobie sympatię autochtonów. Wszystko jest tutaj piękne, słodkie i przepyszne. Eteryczną atmosferę dopełnia okres świąteczny związany nierozłącznie z radosnymi zaśpiewami, kolorowymi lampkami i trzeszczącym śniegiem pod butami. Cień, mimo że nieco zmrożony, daje się uwieść atmosferze. Wszystko się jednak zmienia po powrocie protagonisty z Chicago. Jak się okazuje, pod jego nieobecność znikła młoda nastolatka, a on stał się jednym z podejrzanych.
W literackim pierwowzorze wątek Lakeside miał kryminalny charakter i doskonale współgrał z historią o hermetycznej społeczności. Widać, że twórcy chcą podążać tym tropem. Wychodzi im to całkiem nieźle, choć nie ustrzegli się błędów. Na plus trzeba zaliczyć osobliwości tamtejszej kultury (konkurs z gruchotem na lodzie) oraz charakterologię poszczególnych postaci (Ann-Marie i szeryf Mulligan). Trochę gorzej wypadają łopatologiczne skróty fabularne (Cień wybiera datę załamania się lodu pod samochodem, widząc podświetlone cyfry) czy powtarzalne i mało kreatywne wizje bohatera. Niemniej całość prezentuje się bardzo dobrze. Lakeside kryje tajemnicę, na której wyjaśnienie czeka się z niecierpliwością. Serial od dawna nie miał tak mocnych kart w ręku. Ciekawe, czy twórcom uda się nimi dobrze zagrać.
Odcinkowi z pewnością pomaga brak irytujących nowych bogów i zminimalizowanie motywów paranormalnych, z których wcześniej korzystano w sposób nieprzemyślany. Na korzyść zadziałał również klimat à la Miasteczko Twin Peaks i otaczająca Cienia dziwaczność. Sam protagonista także staje się jakby nieco bardziej wyrazisty. Miejmy nadzieję, że pozostaniemy jeszcze w Lakeside przez jakiś czas. Paradoksalnie, jest tam dużo ciekawiej niż na polu bitwy między starszymi a nowymi bogami.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat