

Antykwariat pod Salamandrą to początek przygody w nowym uniwersum tworzonym przez Adama Przechrztę w Zielonej Górze, a właściwie w jej nieco magicznym odpowiedniku. Nieco, bo nie przenosimy się całkiem do świata magii – jedynie część mieszkańców miasta należy do kasty obywateli posługujących się magią, łaciną i gęsimi piórami zamiast długopisów. Główny bohater powieści, Janusz Magnuszewski, jest synem antykwariusza i – jak się okazuje – sędziego magicznej Mons Viridis Magicus, który ginie w wypadku (czy aby na pewno?). Mężczyzna pozostawia synowi antykwariat, a co za tym idzie – jedyny w mieście działający portal do Głębokiego Świata.
I tak, chcąc nie chcąc, bohater musi zająć się sprawami magii, o których dotąd nie miał zbyt wielkiego pojęcia. Jest niczym Głupiec z tarota, sam na początku swej drogi, choć nieźle wyposażony w wiedzę za sprawą rodzica. W krótkim czasie staje się sędzią miasta, a nawet kimś o wiele ważniejszym. Rozwija się dzięki odwiedzinom w Głębokim Świecie, ale także dzięki własnej determinacji, odwadze, poczuciu sprawiedliwości i zwykłej uczciwości. Magiczna Zielona Góra zapełnia się magicznymi osiedleńcami, ale kłopoty – te lokalne, acz również te na skalę światową i międzyświatową, nie chcą odpuścić. Magnuszewskiemu nie raz i nie dwa przyjdzie stawić czoła groźniejszym przeciwnikom, choć na szczęście będzie miał u swojego boku oczekiwanych i nieoczekiwanych sojuszników, w tym służące radą wspomnienie ojca, policjantkę Fran i włoską czarodziejkę Venetię.

Nowy świat Adama Przechrzty przyjmuje się z dużymi oczekiwaniami i jeszcze większym apetytem, zaspokojonym tylko po części, ponieważ Antykwariat pod Salamandrą jest dopiero pierwszą odsłoną cyklu. Świat jest spójny, ciekawy i intrygujący, osadzenie go w prawdziwej lokacji nadaje lokalnych smaczków, a postacie są barwne i nietuzinkowe, jak to zwykle u autora bywa. Cieszy bardzo zgrabnie wpleciony wątek dwóch, a nawet trzech światów – w końcu mamy do czynienia ze zwykłym miastem, kryjącym w sobie wersję magiczną, ale też z zupełnie obcym, groźnym Głębokim Światem.
Chętnie wplatane w powieść nawiązania do historii, militariów, sztuk walki i odwiecznych intryg na miarę rodziny Borgiów, Grecji, Rzymu są na tyle subtelne, że nie zanudzają. Wprost przeciwnie – bardzo ubarwiają opowieść. Czytelnik chłonie kolejne strony z wypiekami na twarzy, chciwie uczy się nowego uniwersum, zaprzyjaźnia z bohaterami i sekunduje im w walkach różnego rodzaju – także tych duchowych. Łatwiej zagłębiać się w ten świat wraz z głównym bohaterem, który też wiele się musi nauczyć. Choć trzeba przyznać, że Janusz Magnuszewski przyswaja zasady i umiejętności w bardziej imponującym tempie niż przeciętny zjadacz chleba, czego mu trochę zazdrościmy. Jesteśmy ciekawi, dokąd zaprowadzi go droga i z jakim wrogiem i niespodziankami przyjdzie mu się zmierzyć za następnym zakrętem. Poprosimy jak najszybciej o więcej przygód, tym bardziej że zakończenie pierwszej części pozostawiło czytelnika w pewnej niepewności. I piwa warzonego przez Janusza Magnuszewskiego też poprosimy więcej, bo zasmakowało nam z samego opisu…
Poznaj recenzenta
Monika Kubiak
